Silni sportowo i mentalnie
Biało-czerwoni są gotowi. - W głowach mamy tylko mundial i to jest nasz jedyny cel – przyznał środkowy Szymon Jakubiszak.
Gdyby nie kontuzja, Aleksander Śliwka też byłby w biało-czerwonym stroju. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus
REPREZENTACJA MĘŻCZYZN
Polacy w czwartek rozegrali ostatni sparing przed wylotem (sobota) na mistrzostwa świata. W Łodzi zmierzyli się z innym kandydatem do czołowych miejsc, Brazylią. Trener naszej drużyny, Nikola Grbić, wystawił prawdopodobnie skład, który będzie podstawowy na mundialu. Rozgrywał Marcin Komenda, linię przyjęcia stanowili Tomasz Fornal i Wilfredo Leon, na środku siatki zagrali Norbert Huber i Jakub Kochanowski, za atak odpowiadał Bartosz Kurek, a na libero wystąpił Jakub Popiwczak. Biało-czerwoni wygrali 4:0 (szkoleniowcy umówili się na cztery sety), momentami prezentując wysoki poziom. Widać jednak było, że wciąż jeszcze odczuwają zmęczenie po zgrupowaniu w Zakopanem. Forma jednak idzie w górę, zaprezentowali się bowiem dużo lepiej niż w niedawnym Memoriale Huberta Wagnera, w którym przegrali m.in. właśnie z Brazylią. - To był mecz towarzyski. Brazylia grała dwa dni temu z Argentyną. Z nami nie zaprezentowała się tak dobrze, jak na Memoriale Wagnera. Jestem w stu procentach pewny, że w mistrzostwach pokaże lepszą dyspozycję – ocenił Nikola Grbić. – A z postawy swojego zespołu jestem zadowolony, bo zagrał lepiej niż ostatnio. Kilka rzeczy - jak za każdym razem - jest jeszcze do poprawy, ale jest okej. Wygraliśmy ostatni mecz przed mistrzostwami. To ważne, że nasza forma idzie do góry – dodał.
Serb jest przekonany, że najwyższa forma naszych siatkarzy przyjdzie na ostatnie mecze mistrzostw świata. - Tak jest zaplanowane. Robimy to samo od czterech sezonów. Najważniejsze jest, że na końcu turnieju jesteśmy w dobrej formie. Mam nadzieję, że tak będzie też tym razem - powiedział.
Zadowolenia ze zwycięstwa nie krył Marcin Komenda. - To był wartościowy sparing. Takie zwycięstwo w ostatnim sprawdzianie formy przed turniejem może dużo dać pod względem mentalnym i napawa optymizmem. Było dziś dużo pozytywów i obyśmy utrzymali to na turnieju – podkreślił. 29-latek przyznał jednak, że to jeszcze nie to, co Polacy powinni grać na Filipinach. - To nie to, czego byśmy od siebie oczekiwali, ale nie do końca dobre byłoby, gdybyśmy już teraz byli w znakomitej formie. Mamy na to jeszcze czas, bo tak naprawdę najważniejsze mecze na mistrzostwach świata zaczną się za dwa-trzy tygodnie. Optymalna dyspozycja i stabilizacja na wysokim poziomie ma przyjść na najważniejszą fazę imprezy – przekonywał.
Mundial rozpocznie się 12 września. Polacy w fazie grupowej zmierzą się z Holandią, Rumunią i Katarem, a więc zespołami niżej od nich notowanymi. Z każdym z nich będą zdecydowanymi faworytami. - Spośród pierwszych rywali najmocniejsza wydaje się Holandia, która występuje w Lidze Narodów. Rumunia i Katar to zespoły, które rzadko spotyka się na takich imprezach, ale podchodzimy z dużym szacunkiem do każdego przeciwnika, bo choć są to teoretycznie niżej notowani rywale, to nie znaczy, że nie potrafią grać w siatkówkę – zaznaczył rozgrywający Bogdanki LUK Lublin.Przyznał, że reprezentacja Polski będzie musiała poradzić sobie z rolą jednego z faworytów imprezy. – Potencjał mamy ogromny i jeżeli zdrowie dopisze, to będzie dobrze – zapewnił.
Siatkarze już od pewnego czasu są myślami przy Filipinach. - Mistrzostwa świata to nasz cel. Za nami fajne przetarcie, a nawet jeżeli przeciwnicy nie zagrali optymalnym składem, to wygrana cieszy – stwierdził Szymon Jakubiszak, który na środku siatki musi rywalizować z Huberem, Kochanowskim i młodym Jakubem Nowakiem. Na razie rywalizację przegrywa z bardziej doświadczonymi i utytułowanymi kolegami. - Pracuję na treningach nad przesuniętą krótką. Dobrze mi ona wychodzi i dlatego trener Grbić chce, żebyśmy to grali. Chcę dorównać Norbertowi, Kubie. Jeżeli nadarzy się okazja zagrać w jakimś meczu, to wtedy chcę zrobić dobrą robotę na boisku - zapewnił.
Dodajmy, że spotkanie w Łodzi z Brazylią oglądał Aleksander Śliwka. Przyjmujący może mówić o ogromnym pechu. Był pewniakiem do wyjazdu na mistrzostwa świata, ale podczas treningu przed ostatnim turniejem fazy grupowej Ligi Narodów w Gdańsku nabawił się groźnej kontuzji stawu skokowego, co wykluczyło go z gry na kilka miesięcy. Po zakończeniu meczu wyszedł z resztą ekipy Biało-czerwonych na boisko, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie.
(mic)
