Serce na lodzie...
Tyszanie przegrali trzecie spotkanie w elitarnych rozgrywkach, ale zasłużyli na brawa i sympatię kibiców.
Maks Frieberg cieszy się z wyrównującego gola uzyskanego w kontrowersyjnej sytuacji. Fot. PAP/Michał Meissner
CHAMPIONS HOCKEY LEAGUE
Pokażemy charakter, będziemy dzielnie walczyli z tak utytułowanym rywalem – przekonywał dzień przed meczem kapitan GKS-u Tychy, Filip Komorski. Słowa dotrzymał, choć punkty wraz z hokeistami Frölundy pojechały do Goeteborga. Oczywiście, przewaga była po stronie przyjezdnych, którzy zwyciężyli 3:1. Bramkarz GKS-u znów był jednym z bohaterów tej potyczki, a jutro kolejna również ze szwedzkim zespołem, mistrzem z poprzedniego sezonu, Luleå Hockey.
Trener GKS-u, Pekka Tirkkonen, dalej „majstrował” przy składzie i znów zmienił nieco ustawienie. To jednak naszym zdaniem nie miało największego znaczenia, skoro na Stadionie Zimowym pojawili się „kosmici” z Goeteborga, 4-krotni mistrzowie tych elitarnych rozgrywek. Na rozgrzewce sprawiali wrażenie rozluźnionych i pewnych siebie, wszak mają za sobą dwa zwycięstwa i z trenerem Robertem Olhssonem mają wysokie aspiracje zarówno w lidze, jak i w CHL W bramce szwedzkiej drużyny pojawił się Tobias Normann, młody utalentowany Norweg, który w tym sezonie ma bronić na zmianę z 35-letnim Larsem Johanssonem. I już na początku dał próbkę swoich umiejętności, bowiem z bliskiej odległości obronił uderzenie Matiasa Lehtonena.
Gramy uważnie w obronie i szukamy szans w kontrach – takie obowiązywało hasło. Owszem, łatwo jej wypowiedzieć, ale gorzej zrealizować takie założenia na lodzie. W 3 min Nicklas Lasu sfaulował Szymona Kucharczyka i powędrował do boksu kar. Grając w liczebnej przewadze trzeba być niezwykle czujnym, by nie stracić gola, a tymczasem gospodarze stracili krążek i na bramkę samotnie ruszył Maks Lindholm, ale trafił w słupek! Mieliśmy sporo szczęścia. Przyjezdni kreowali grę, a tymczasem w 10 min po akcji Bartłomieja Pociechy i Rasmusa Heljanko Hannu Kuru z przestrzeni międzybulikowej uderzył i krążek znalazł drogę do siatki. Goście, jak przystało na Skandynawów, przyjęli to ze stoickim spokojem i konsekwentnie prowadzili grę, szukając szansy na wyrównanie. Tyszanie dzielnie się trzymali, Fučik bronił w dużym wyczuciem i... szczęściem. Na 21 sek. przed końcem ponownie Lehtonen mógł podwyższyć na 2:0. Tak się jednak nie stało, ale i tak byliśmy zadowoleni, że tyski zespół zjechał do szatni z prowadzeniem. Przewaga gości nie podlegała dyskusji - w strzałach było 7 do 30, zaś w celnych 4 – 12. Ta statystyka doskonale ilustruje sytaucję.
Obraz gry po zmianie stron wcale się nie zmienił. Zespół z Goeteborga dyktował warunki, ale to gospodarze przeprowadzili kontrę. W 28 min Filip Komorski po podaniu Dominika Pasia mocno uderzył, ale bramkarz Frölundy stanął na wysokości zadania. Na początku 36 min na ławie kar usiadł Jusso Walli i tyszanie znaleźli się w potrzasku. Wyrównujący gol padł w kontrwoersyjnych okolicznościach. Po 20 sek. Maks Frieberg w bliskim sąsiedztwie tyskiej bramki skierował krążek łyżwą do siatki. Sędziowie analizowali tę sytuację i uznali, że „guma” odbiła się po drodze od bramkarza nim wpadła do siatki. W tej sytuacji gol został uznany i miał on wpływ na przebieg dalszej gry. Walli, wedle przepisów obowiązujących w rozgrywkach CHL, nie opuścił boksu kar, ale tyszanie dalej się dzielnie bronili.
Przy remisie 1:1 mocno obawialiśmy się o przebieg 3. tercji, bo w Zurychu tyszanie szybko stracili bramkę. I historia się powtórzyła, bowiem Noah Hasa odważnie wjechał do tercji gospodarzy i idealnie przymierzył, zaś krążek wpadł pod poprzeczkę. Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane po trafieniu Arttu Ruotsalainena, bo przewaga dwóch goli przy tej klasie jest nie odrobienia. Pod koniec tyski zespół grał dwa razy w przewadze, ale tych sytuacji nie wykorzystał. Jednak pod bramką Normanna kilka razy było gorąco, zaś Henri Kunuttinen nie potrafił skierować krążka do pustej bramki.
Hokeiści GKS-u Tychy wyciągnęli wnioski z dwóch meczów wyjazdowych: w Salzburgu i Zurychu. Solidnie się bronili i od czasu do czasu wychodzili z groźnymi kontrami. Wynik na pewno nie odzwierciedla przewagi szwedzkiego zespołu, ale o tym zadecydowała dzielna postawa tyskich hokeistów.
Włodzimierz Sowiński
◼ GKS Tychy – Frölunda Goeteborg 1:3 (1:0, 0:1, 0:2)
1:0 – Kuru – Heljanko - Pociecha (9:29), 1:1 – Frieberg – Tömmernes (35:32, w przewadze), 1:2 – Hasa - Dower Nilsson (41:15), 1:3 – Ruotsalainen – Högberg (48:32).
Sędziowali: Bartosz Kaczmarek i Wojciech Czech – Michał Żak i Eryk Sztwiertnia. Widzów 2147.
GKS: Fučik; Kaskinen – Bryk, Kakkonen – Viinikainen, Pociecha – Walli (2), Bizacki; Viitanen – Monto (2) – Lehtonen, Heljanko – Kuru – Knuutinen, Paś – Komorski – Łyszczarczyk, Janik – Kucharski (2) – Drabik, Ubowski. Trener Pekka TIRKKONEN.
FRÖLUNDA: Normann; Nilsson – Högberg, Egli – Tömmerenes, F. Hasa – Heens, N. Hasa – Wahlberg; Frieberg – Peterson – Innala, Dower Nilsson – Niederbach – Lindholm, Stenber – Ruotsalainen – Thorell (2), Westergärd – Lasu (2) – Cederqvist. Trener Robert OHLSSON.
Kary: GKS – 6 min, Frölunda – 6 (2 tech.) min.
100. MECZ w CHL rozegrali hokeiści Frölundy i odnieśli 69. zwycięstwo oraz strzelili 403 gole.
34 CELNE strzały oddali goście, zaś tyszanie zrewanżowali się 15 uderzeniami. Rywale sumie strzelali 82 razy, zaś gospodarze 32 razy.
