Sport

Schody zbyt strome

Pod Jasną Górą na razie nie potrafią pogodzić gry na dwóch frontach. Sukces w Europie okupiony jest fatalną pozycją w lidze.

Trener Marek Papszun ma w ostatnim czasie o czym myśleć... Fot. Grzegorz Misiak / Press Focus

RAKÓW CZĘSTOCHOWA

Marek Papszun na konferencji prasowej po przegranym meczu (0:2) w Szczecinie z Pogonią zirytował się pytaniem, czy jego drużyna w lidze jest w kryzysie. – Co to jest kryzys?! – zapytał wyraźnie wytrącony z równowagi szkoleniowiec. Jeśli oprzeć się na wynikach, to nie sposób mu się dziwić. Częstochowianie przegrali w tym sezonie najwyżej dwa mecze z rzędu (na początku sierpnia 1:3 z Radomiakiem oraz 0:1 z Maccabi Hajfa), a po nich przyszły cztery kolejne wygrane. Tę serię przerwała właśnie porażka w Szczecinie.

Wicemistrz pod kreską

Bilans dotychczasowych meczów w lidze i europejskich pucharach to siedem wygranych i cztery porażki. Oddzielając jednak eliminacje Ligi Konferencji, to już tak różowo nie jest. Namacalny dowód problemu to ligowa tabela – Raków wrześniową przerwę na kadrę spędzi w strefie spadkowej! Czy byłby w niej, gdyby nie zaległe mecze z Zagłębiem i Lechem, tego sprawdzić się nie da, ale takie wejście w sezon – trzy porażki i dwa zwycięstwa – nie przystoi drużynie z takim budżetem, możliwościami i aspiracjami, nawet jeśli w lipcu i sierpniu absolutnym priorytetem był awans do fazy zasadniczej Ligi Konferencji (w bólach, ale zrealizowany).

Jeszcze większym problemem obecnego Rakowa jest jego... gra. Ile zagrał w tym sezonie dobrych, przyjemnych dla oka spotkań? Na pewno mniej niż wygrał. Postronnemu kibicowi oglądanie meczów z Ardą Kyrdżali (1:0, 2:1) mogłoby zostać zaserwowane jako kara za ciężkie przestępstwo. Raków zarówno w Częstochowie, jak i w Bułgarii okrutnie męczył się z rywalem, którego piłkarze zarabiają na poziomie czwartego poziomu rozgrywkowego w Polsce, wdając się w pełną chaosu kopaninę, która w niesprzyjających okolicznościach mogła zakończyć pucharową przygodę. W lidze na inaugurację Raków zagrał z beznadziejnym na starcie sezonu GKS-em Katowice (1:0), sporo do życzenia pozostawiał również dwumecz ze słowacką Żyliną (3:0, 3:1). Paradoksalnie jedno z najlepszych spotkań częstochowian w ostatnim czasie to... przegrany 0:1 mecz z Maccabi, a podobać mógł się też rewanż w Debreczynie (2:0) oraz wygrana w Niecieczy (3:2). To wciąż jednak za mało jak na drużynę, która latem na transfery wydała prawie 9 mln euro.

Nudni i przewidywalni

Teoretycznie przerwa na kadrę powinna działać na korzyść Rakowa, dać mu spokojnie potrenować. Obserwując grę częstochowian od dłuższego okresu, trudno mieć jednak przekonanie, że czas okaże się antidotum na wszystkie problemy. Trudno o przekonanie, że ta drużyna zacznie grać lepiej, ponieważ pomysły trenera Papszuna, które sprawdzały się w poprzednich latach, obecnie są do bólu rozczytywane przez ligowych rywali. Defensywa częstochowian przestała być monolitem, a w ofensywie wicemistrz Polski gra zdecydowanie za wolno i w sposób przewidywalny. Rozgrywanie piłki od lewej do prawej już w poprzednim sezonie bardzo często było bezproduktywne i nie przynosiło rezultatów. Futbol Rakowa od dawna stał się ciężkostrawny, a przebłyski zdarzają się za rzadko.

Raków wygląda źle, mimo że trener otrzymuje praktycznie wszystkie narzędzia do sukcesu, o jakie poprosi. Na tak jakościowych zawodników mogą sobie pozwolić w naszej lidze co najwyżej w Lechu i Legii, a już nie w Płocku, Radomiu czy nawet w Szczecinie, z którymi częstochowianie w tym sezonie zdążyli już przegrać. Kalendarz na najbliższe ligowe mecze częstochowianom nie sprzyja, a na dalsze straty punktów pozwolić sobie już nie można. Paradoksalnie jednak z Górnikiem, Legią czy Lechem może być łatwiej, bo istnieje duża szansa, że rywale będą chcieli grać w piłkę, a nie czekać na to, co zrobi Raków.

Mariusz Rajek