Sport

Rozum na leżaku

REMANENT - Jerzy Chromik

Odżyły wspomnienia. Znowu byłem w Kotle Czarownic! W wyobraźni szedłem tym samym długim tunelem z Darkiem Dziekanowskim, którego portier nie chciał wpuścić do szatni przed meczem z Włochami w 1985, bo wydał mu się wieczorową porą dziwnie nieznajomy. Zobaczyłem też na trybunie Antoniego Piechniczka, więc od razu przeniosłem się z nim do Kamienia koło Rybnika, gdzie tak lubił organizować zgrupowania kadry przed ważnymi meczami.

Tym razem ta nasza niby kadra mieszkała sobie w hotelu... Monopol. Zbieżność faktów przed Finlandią zapewne przypadkowa, bo to Staropolanka, jak twierdziły bandy, jest „oficjalną wodą reprezentacji”. Podkreślam – wodą! Ale sędziowie byli ze Szkocji. Może dlatego, by było z kim stuknąć się szklaneczką whisky po przekonującym zwycięstwie z Mołdawią.

Opisywanie meczu towarzyskiego z definicji nie ma sensu. Jaki był, każdy widział, a jaka jest kadra, każdy widzi od miesięcy. Grała, dopóki na boisku był Grosicki. Biegał, uciekał z piłką po skrzydle, dokładnie dośrodkowywał, nie tylko na głowę Modera. Raz pięknie podał w stronę ławki, ale tam akurat nie było Lewandowskiego, który sposobił się do podpisywania szalików widzów z niższych pięter w strefie VIP. Można było odnieść wrażenie, że to pożegnanie RL9, a nie skrzydłowego po 95 występach z orłem na klatce piersiowej. Albo dwa pożegnania w jednym?

Ostatecznie okazało się, że składanie autografów przez kapitana drużyny było jednak formą niespodziewanego rozstania. Robert pojawił się chyba tylko po to, by całkiem niechcący skraść show kumplowi z dawnej drużyny. Na pewno nie po to, żeby usłyszeć, że nie będzie już kapitanem. Miał przybyć na przyjęcie bez rozgłosu, po cichu, ale wyszedł, głośno trzaskając drzwiami i zapowiadając, że do tego domu nie wróci, póki nie zmieni się gospodarz...

Tak to już jest od dziesięcioleci, że czego się PZPN dotknie, to zamienia w farsę. Dlaczego nasz najlepszy piłkarz grał z Mołdawią tylko przez 30 minut? Przecież na dobrą sprawę tylko on wiedział, że to jednak mecz reprezentacji Polski. Reszta robiła za paprotki na raucie prezesa. Po zejściu „Grosika” nie było już wiatru i boiskowa flauta usypiała wszystkich.

Na co więc liczą kadrowicze zapraszani teraz na zgrupowania? Na pewno nie na kasę! Potwierdził to Cash całujący orzełka po drugim golu w reprezentacyjnej historii i pierwszej bramce zdobytej po dwóch latach. On cieszył się, że skoro postawił na Polskę, to nie przez pomyłkę. Zależy mu na dobrej opinii solidnego piłkarza. Slisz nie całował koszulki. Gra teraz za dolary, a to inny trochę cash i... case.

Piszę ten felieton przed Finlandią, więc na trzeźwo. Obejrzałem sobie Benjamina Källmana w próbie generalnej z Holendrami. Dopiero od 55 minuty, bo okazało się, że jeden z najlepszych graczy w tym sezonie ekstraklasy nie ma miejsca w wyjściowej jedenastce. Może był oszczędzany na Polskę?

Nieważny jest wynik w Helsinkach, bo najważniejsza jest przyjaźń polsko-fińska! Powracam myślami do sobotniego południa, gdy debel juniorów wygrał turniej Rolanda Garrosa. Nie Fręch, nie Linette, nie Świątek ani nie Hurkacz. Tenisista, który dał nam powody do radości, nazywa się inaczej. To Alan Ważny z Rzeszowa, występujący w parze z Oskarim Paldaniusem. Są na szczęście w naszym sporcie wyniki ważniejsze niż te kadry Probierza.

A co jest najważniejsze w naszym futbolu? To, że discopolowy prezes związku pozostanie na stanowisku, bo nie ma z kim przegrać. Jest po prostu niezastąpiony. No i gwarantował dotąd stabilną pracę obecnego selekcjonera. Po poniedziałkowym oświadczeniu Kuleszy są już wątpliwości. Czy ten nocny komunikat prezesa to probierz przyzwoitości, czy może przydatności do zawodu trenera?

Farsę wyborów w PZPN zaplanowano na 30 czerwca, a rewanż z Finlandią będzie dopiero we wrześniu. Można się rozejść lub rozjechać. Do swoich zarobionych gdzie indziej pieniędzy. Wakacje są często lekiem na całe zło. W piłce nie mogą jednak trwać latami. U nas nikomu to nie przeszkadza. Rozum spokojnie śpi na leżaku.

Alan Ważny (na zdjęciu z trenerem Konradem Kolbuszem) wespół z Finem Oskarim Paldaniusem wygrał juniorskiego debla na kortach Rolanda Garrosa. Ot, przejaw owocnej współpracy polsko-fińskiej. Fot. PAP/Darek Delmanowicz