Sport

Reprezentacja ma potencjał

Rozmowa z Michałem Kubisztalem, byłym reprezentantem Polski, szkoleniowcem Sośnicy Gliwice

„Kubeł” i jego panie nigdy nie składają broni. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus

Jak ocenia pan młodszych kolegów z reprezentacji, którzy po zwycięstwach z Austrią i Japonią, a przed ostatnim meczem z Tunezją, zapewnili sobie triumf w 4 Nations Cup?

- Walczyli do samego końca i w najważniejszym momencie „wyrwali’ zwycięstwo Japończykom. Wygrali z Japonią, która dzień wcześniej ograła Tunezję, co bardzo cieszy. Inaczej jest jak się przegrywa, czy remisuje, a inaczej jak wygrywa. Najważniejsze, że chłopaki pokazali serce do walki.

Z Japonią zagraliśmy bez liderów, Kamila Syprzaka, Arkadiusza Moryty i Piotra Jędraszczyka...

- Marcin Lijewski jest w moim odczuciu odpowiednim facetem na odpowiednim miejscu. Zaryzykował, dał pograć innym chłopakom i wygrał. Takie mecze jak z Austrią - bardzo spokojny, wysoko wygrany - czy bardzo z zacięte z Japonią uczą i niosą. Mam nadzieję, że za kilka dni na mistrzostwach świata nasza reprezentacja pokaże, że cały czas idzie do przodu.

Po problemach jakie miał selekcjoner, mam na myśli głównie kontuzje, poukładał tę kadrę całkiem nieźle. Zgodzi się pan?

- Marcin nadal szuka optymalnego zestawienia, mając takich, a nie innych zawodników. Brakuje chociażby Szymona Sićki, który na mundialu byłby jednym z liderów i bombardierów reprezentacji, więc fajnie, że teraz daje szansę innym chłopakom, którzy błysnęli w lidze, a oni pokazują, że warto na nich stawiać. Ta drużyna ma potencjał i spokojnie, krok po kroku może pójść do przodu. To kwestia czasu, gdy zacznie zdobywać trofea. Może jeszcze nie medale mistrzostw świata czy Europy, ale spróbują powalczyć z najlepszymi.

A jak pańska Sośnica powalczy w sobotę w Elblągu?

- Zdajemy sobie sprawę, że jedziemy na mecz walki. Start jest na fali, wygrał ostatnie mecze, zwyciężył w Gnieźnie i jest na 4. miejscu w tabeli. Ale nie składamy broni. Chcemy powalczyć i mamy coś do pokazania. W poprzednich spotkaniach - z Lubinem i Lublinem - popełniliśmy tyle błędów, że wyczerpaliśmy limit na całą drugą rundę i teraz pójdziemy tylko do przodu.

Mimo porażek w mistrzyniami Polski i brązowymi medalistkami jest pan chyba za surowy dla swoich podopiecznych...

- Mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski z tych lekcji i poprawimy elementy, które mieliśmy do poprawy. Na pewno jedziemy do Elbląga walczyć z podniesioną przyłbicą.

Jest pan zaskoczony, że Strat plasuje się tak wysoko?

- Z jednej strony tak, a z drugiej - jak spojrzymy, to ma w składzie trzy reprezentantki Polski - Olę Zych, Kasię Wicik, Asię Wołoszyk - więc to nie są przypadkowe dziewczyny. Potrafią grać w piłkę ręczną i udowadniają to na boisku, ale zapewniam, że my nie złożymy broni.

Ostatnio mocniej zakręciła się w Orlen Superlidze trenerska karuzela. Co pan na to?

- Wiadomo było, że kluby z dołu tabeli muszą coś zmienić, ale sposób roszad trochę mnie zaskoczył. To takie polskie - tu kogoś zawiesili, tu czekają na nowego szkoleniowca, tam jeszcze coś innego. Zobaczymy jakie te zmiany przyniosą efekty. Poza tym Kalisz ściąga dwie bramkarki, ale... my patrzymy na siebie. Nie będziemy się martwić tym, co robią inni.

Czyli mimo 9 punktów spoglądacie w górę tabeli?

- Absolutnie tak! Sport jest nieprzewidywalny, a 9 punktów to dużo i mało, bo to są tylko trzy mecze. Mimo wszystko bardziej patrzymy w górę. Spróbujemy dogonić Piotrcovię i powalczymy o „szóstkę”.

Rozmawiał Zbigniew Cieńciała