Sport

Punktów nie dopisujmy

Rozmowa z Piotrem Rzepką, siedmiokrotnym reprezentantem Polski

Obrońca Jagiellonii Białystok Mateusz Skrzypczak został wezwany „pod broń” w trybie awaryjnym. Fot. Paweł Bejnarowicz/PressFocus

Kiedy zobaczył pan pierwotną listę piłkarzy powołanych przez Michała Probierza na mecze z Litwą i Maltą, brakowało panu jakiegoś nazwiska?

- Wiadomo że każdy kibic, czy ekspert, ma swoje preferencje i faworytów, więc nie ma się co wymądrzać. Mnie żadnego zawodnika na liście selekcjonera nie brakowało. Przeciwnie, byłem pozytywnie zaskoczony, że Michał Probierz uwzględnił Matty'ego Casha. To zawodnik, który był wcześniej do wykorzystania, bo w lidze angielskiej radził sobie bardzo dobrze. To, że wskutek niesnasek selekcjoner z niego zrezygnował, było słabe. Nasi obrońcy, mam na myśli chociażby Jana Bednarka czy Pawła Dawidowicza, nie są zawodnikami, którzy wzbudzają respekt u przeciwników.

Trener Interu Mediolan Simone Inzaghi pieklił się, że na tej liście znalazł się Nicola Zalewski, który z powodu kontuzji nie gra ponad miesiąc. Rozumie pan jego irytację?

- Trochę tak, bo skoro nie grał przez miesiąc, to musiały być ku temu powody. Włosi nie oszczędzali Zalewskiego na piękne oczy, tylko czekają na stosowny moment, gdy będzie gotowy do gry w stu procentach. W kadrze mógł być nadgorliwy, by pokazać się selekcjonerowi, wykonać jakiś niepotrzebny wślizg i wrócić do Włoch z kontuzją. Dobrze że został na Półwyspie Apenińskim, by kontynuować leczenie. Jeszcze będzie miał okazję, by potwierdzić swoją przydatność do drużyny narodowej,

Śladowa obecność w kadrze piłkarzy grających w PKO BP Ekstraklasie jest zrozumiała?

- Myślę, że tak. Zrozumiała pod tym względem, że piłkarze grający za granicą lepiej się „sprzedają”, są bardziej rozpoznawalni, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zresztą u polskich piłkarzy jest taka mentalność, że jak grasz lepiej od innych, to występujesz w lidze zagranicznej, a nie w polskiej. Tam uczą cię profesjonalizmu, niczego - zwłaszcza miejsca w składzie – nie dostajesz za darmo. Tam jest zacięta rywalizacja o miejsce w podstawowym zestawie, a tylko konkurencja jest gwarantem postępu. I koło się zamyka.

Gdyby to pan był selekcjonerem Biało-czerwonych, którego zawodnika(ów) chciałby pan sprawdzić?

- W tej chwili nikt konkretny nie przychodzi mi do głowy. Jeżeli szukałbym kandydata, to w grupie obrońców.

Moim zdaniem środkowy obrońca Jagiellonii Białystok Mateusz Skrzypczak od dłuższego czasu jest w wybornej formie i zasługiwał na powołanie w pierwszym rzucie, a nie w trybie awaryjnym.

- Też już wcześniej zwróciłem na niego uwagę i uważałem, że zasługuje na szansę występu w drużynie narodowej. W poprzednim sezonie prezentował wysoki poziom i zastanawiałem się, czy go utrzyma. Nie tylko utrzymał, ale zrobił krok do przodu, podobnie jak cała drużyna Jagiellonii. Nie jest dodatkiem w zespole mistrza Polski, ale jedną z wiodących postaci w talii trenera Adriana Siemieńca. Teraz na tle zagranicznych rywali przekonamy się, czy dysponuje odpowiednią szybkością i zwrotnością.

Moi koledzy i znajomi, nie tylko z pracy, przekonują, że w dwóch najbliższych meczach nie istnieje problem wskazania zwycięzcy, tylko rozmiarów wygranych Biało-czerwonych. Pan też uważa, że potyczki z Litwą i Maltą będą dla naszej drużyny narodowej bułką z masłem?

- Nie dzieliłbym skóry na niedźwiedziu, bo te czasy dawno minęły, gdy dopisuje się bramki i punkty jeszcze przed rozpoczęciem meczu. Nie wolno nam myśleć w ten sposób, bo skończy się to dla nas bardzo źle. Najpierw musimy skupić się na organizacji gry, być odpowiednio skoncentrowanym, a dopiero później myśleć o bonusach.

Wspomniany wcześniej Mateusz Skrzypczak ma zastąpić Sebastiana Walukiewicza z Torino, zaś Dominik Marczuk z Realu Salt Lake City Nicolę Zalewskiego. To optymalne zastępstwo?

- Wydaje mi się, że tak. Selekcjoner dokonał trafnego wyboru.

Czego oczekuje pan od reprezentacji Polski w dwóch najbliższych spotkaniach eliminacyjnych? Zadowolą pana korzystne wyniki, czy też oczekuje pan również efektownej gry i gradu bramek?

- Jednego i drugiego. To znaczy dobra, efektowna i efektywna gra doprowadzi nas do sukcesu, czyli do zwycięstwa. Musimy być wyrachowani w defensywie i spontaniczni w ofensywie.

W grupie G oprócz wspomnianych wcześniej zespołów rywalizować z nami będzie jeszcze Finlandia oraz przegrany z ćwierćfinałowego dwumeczu Ligi Narodów między Hiszpanią i Holandią. Łatwiejszym przeciwnikiem dla nas będą „Pomarańczowi”?

- Hiszpania jest aktualnym mistrzem Europy, więc odpowiedź sama ciśnie się na usta. Oglądałem w niedzielę mecz Atletico Madryt z Barceloną i widziałem, co potrafi młodzież występująca w „Dumie Katalonii”. Poza tym z Holendrami zawsze nam się grało łatwiej, więc wybór jest oczywisty.

Rozmawiał Bogdan Nather

Piotr Rzepka