„Pułko”
POWRÓT DO KORZENI - Michał Listkiewicz
Znam pewnego faceta, o którym nie krążą plotki w mediach, nie zdobywa medali, nie udziela głupich wywiadów, nie pcha się na afisz, choć wiele potrafi. Jego zasługi dla bezpieczeństwa obywateli i dla polskiego sportu są nie do przecenienia. Słyszeliście o brawurowej akcji komandosów w Magdalence i o sukcesach polskich policjantek i policjantów w europejskiej rywalizacji sportowej? Obie sprawy łączy osoba Andrzeja Kuczyńskiego, dla przyjaciół „Pułko”. W niebieskim mundurze bardzo się zasłużył, uczestniczył w brawurowych akcjach wymierzonych w przestępczość zorganizowaną, za każdym razem dosłownie narażając życie i zdrowie. Po przejściu na zasłużoną emeryturę zajął się organizacją imprez sportowych dla służb mundurowych, a mamy ich w kraju kilkanaście.
Sztandarowym dokonaniem „Pułko” jest halowy turniej piłkarski poświęcony pamięci podkomisarza Andrzeja Struja, dzielnego policjanta zamordowanego na przystanku tramwajowym przez zbirów, którym usiłował przeszkodzić w ataku na pasażerów. Raz w roku z całego świata zjeżdżają do Polski policjanci, strażacy, pogranicznicy, więziennicy, żołnierze, celnicy i inni mundurowi, by oddać hołd bohaterowi. Impreza ma rozmach mundialu i igrzysk olimpijskich razem wziętych, a wszystko spina Andrzej Kuczyński. Oprócz sportowych emocji można podziwiać orkiestry dęte, tresurę psów policyjnych i przemarsz pięknych wierzchowców. „Pułko” zaprasza mnie czasem na strzelnicę, chyba tylko po to, bym się przekonał , że strzelec ze mnie kiepski, o czym wiedzieli moi przełożeni w wojsku i wysłali do rezerwy.
Dzisiejszy felieton jest w tonie poważnym, na śmichy-chichy zapraszam za tydzień albo dwa. Polski parlament długo obradował nad zmianą ustawy o walce z hałasem w sąsiedztwie siedzib ludzkich. Stał się cud i wszystkie, na co dzień skonfliktowane ugrupowania polityczne, przemówiły jednym głosem. Zamieszanie wzięło się z wyroku sądowego posyłającego do więzienia prezydenta Puław. Jego jedyną winą było to, że chciał umożliwić młodzieży korzystanie z boisk szkolnych zgodnie z przeznaczeniem, czyli grając w piłkę, śmiejąc się i biegając. Pod względem otyłości polska młodzież jest europejskim liderem, na co duży wpływ ma mania zamykania boisk przez urzędników oświatowych i miejskich. Bogacze z wielkich miast nie życzą sobie radosnego gwaru pod oknami. Zachowują się jak im podobni, którzy po przeprowadzce z miasta na wieś narzekają na brzydkie zapachy z pól i obór. Są tacy, którzy masowo trują pszczoły, osy, mrówki i inne pożyteczne stworzenia. Bo im bzyczą i marudzą. Zapominają, kto się do kogo sprowadził, podobnie jak ci z apartamentowców zbudowanych w pobliżu obiektów sportowych. Po raz pierwszy od wielu lat słuchałem sejmowej debaty z zainteresowaniem, a nawet z sympatią. Politycy byli wobec siebie zaskakująco uprzejmi, a dyskusja merytoryczna jak rzadko. Oby teraz Senat nie pokpił sprawy; o podpis prezydenta RP w tej akurat sprawie jestem dziwnie spokojny.
Gdy już ustawa wejdzie w życie, to w symbolicznym geście powinien zostać usunięty napis pod oknami mieszkania legendarnego trenera Kazimierza Górskiego „zakaz gry w piłkę”. Od wielu lat ta tablica na mokotowskim podwórku śmieszy i straszy jednocześnie. Pierwszym testem skuteczności nowych przepisów będzie reakcja na prawdopodobne protesty lokatorów nowego ekskluzywnego apartamentowca „Konwiktorska Residence” budowanego na obrzeżach stadionu warszawskiej Polonii. Tuż pod jego oknami jest kultowa „Sahara”, czyli boczne boisko, na którym wychowało się wielu świetnych piłkarzy z Dariuszami Dziekanowskim, Dźwigałą. Piotrem Dziewickim, Igorem Gołaszewskim i Grzegorzem Wędzyńskim na czele, a kilka miesięcy temu nastolatkowie „Czarnych koszul” zdobyli tam mistrzostwo Polski, pokonując wielki Raków Częstochowa, a wcześniej Legię. Zamiast protestowania zalecam nowym mieszkańcom pięknych apartamentów, by zapisali swoje pociechy do szkółki piłkarskiej Polonii, jednej z najlepszych w kraju. Odnośnie polskiego parlamentu - mam pytanie o frekwencję. Dlaczego ławy poselskie często świecą pustkami, a hale i stadiony na meczach ligowych są pełne? Może kibice to ludzie z pasją, a posłowie już niekoniecznie ?
Nie przypuszczałem, że Sławomir Szmal tak szybko okaże się równie świetnym prezesem jak był bramkarzem. Przez rok odwiedził tyle szkół, uczelni i miasteczek, co jego poprzednik przez długie lata. To nie są spotkania typu nasiadówki, a praktyczne zajęcia z młodzieżą. Czyż nie jest frajdą strzelić na bramkę bronioną przez legendę? Tak trzymać panie „Kasa”, wyniki sportowe przyjdą, gdy szczypiorniak stanie się znów dyscypliną masową.
Polski tenis nie jest taką potęgą jak nam się wydaje, oglądając mecze Igi Świątek. W meczu o Puchar Davisa z przeciętnymi Anglikami byliśmy bez szans, w dodatku trybuny gdyńskiej hali świeciły pustkami i tylko starsze panie znad Tamizy trąbiące w wuwuzele ożywiały senną atmosferę. Nie jesteśmy Czechami, gdzie korty są pełne młodych ludzi z rakietami. U nas to często dyscyplina dla starszych panów z brzuszkami przeżywających czwartą młodość i przekonanych, że grają świetnie, a tylko przebijają przez siatkę, co oczywiście jest godne uznania. Gorzej, gdy terroryzują własne dzieci, zmuszając je do treningu, gdy pociechom brak pasji, chęci i talentu. Świetnie to pokazuje film „Córka trenera” Łukasza Grzegorka ze świetnymi rolami Jacka Braciaka, Karoliny Bruchnickiej i Agaty Buzek.
Podobne, co jego bohaterka, perypetie przeżywał syn mojego redakcyjnego kolegi ze „Sportu”. Ojciec katował go treningami i turniejami od dzieciństwa choć chłopak miał inne pasje. Po wielu latach wyznał mi, że tata zabrał mu dzieciństwo, a tenisa do dziś szczerze nie lubi. Sport kochałem od dziecka dlatego, że nikt mi niczego nie kazał, nie kontrolował, co robię. Rodzice nawet nie wiedzieli, czy aktualnie trenuję piłkę w Marymoncie. szczypiorniaka w Spójni czy koszykówkę w Polonii. Byłem też przypadkowym mistrzem podwórka w boksie po zabłąkanym ciosie i w szachach po ruchu wbrew wszelkiej logice; rywal został później arcymistrzem królewskiej gry. Moja rada dla rodziców to zachęcanie dzieci do uprawiania sportu bez napinki, stresu i oczekiwań ponad miarę.
Coraz więcej niepokojących sygnałów dochodzi z boisk, na których grają dzieci. Raczej z otoczenia tych boisk. Bandy łobuzów terroryzują młodych graczy, ich rodziców i dziadków, także początkujących trenerów. To bierze się z klubowych antagonizmów w wielkich miastach. Warszawa, Łódź, Kraków, Górny Śląsk, Rzeszów to mateczniki szowinizmu i nienawiści zrodzonej z rywalizacji lokalnych klubów. Agresja wobec starszej kobiety oglądającej mecz wnuczka to zdziczenie, chamstwo, a przede wszystkim tchórzostwo. Prawdziwy kibic gardzi takimi osobnikami o małych rozumkach i równie nikłej odwadze. Stadionową bandyterkę najchętniej wysłałbym tam, gdzie rezydują ich równie patologiczni kumple pozdrawiani na ligowych stadionach idiotycznymi banerami „pozdrowienia do więzienia”. Sport bez kryminalistów to cel odległy, ale realny.
Zanim dzieci trafią na wielkie stadiony muszą przejść przez szkolne boiska. No, chyba że jest na nich... zakaz gry w piłkę. Fot. Artur Kraszewski/Pressfocus
