Sport

PSG nie ma słabych punktów

Rozmowa z Jerzym Dudkiem, triumfatorem Ligi Mistrzów w 2005 roku w barwach Liverpoolu

Paris Saint-Germain – zdaniem naszego eksperta – ma wielkie szanse na obronę trofeum wywalczonego w maju w Monachium. Od lewej: Vitinha, Ousmane Dembele i trener Luis Enrique. Foto /IPA/SIPA / Sipa / PressFocus

LIGA MISTRZÓW

Rok w rok mamy tę samą nadzieję: teraz już na pewno mistrz Polski zagra w Ligi Mistrzów. I rok w rok przeżywamy ten sam scenariusz. Jakie były pańskie nadzieje przed startem Lecha w eliminacjach – i jak wielkie jest poczucie goryczy?

- Pewnie takie, jak u wszystkich kibiców. Żyjemy nadzieją cały czas; tym bardziej że od czasu do czasu awansują do Ligi Mistrzów drużyny takie jak choćby Slovan Bratysława. Więc może i nam się w końcu uda? Muszą być jednak ku temu poczynione duże transfery: zawodników, którzy mają już doświadczenie z gry w Lidze Mistrzów i z walki o nią. Naszych klubów, niestety, wciąż na to nie stać. Mało tego, zespół walczący o Champions League nie powinien być osłabiany, a czasami tak bywa, bo tak jest skonstruowana polityka finansowa klubu.

Z drugiej strony - mamy cztery drużyny w Lidze Konferencji. To sukces?

- UEFA jest bardzo bogatą instytucją; ma pieniądze, by próbować zadowolić wszystkich. Główny „tort” wciąż rozdrapywany jest przez najbogatszych; wypada jednak, by coś trafiło i na „doły”, dla tych biedniejszych w stawce. Dla takich właśnie krajów i klubów – których nie stać na duże transfery, albo które boją się ryzyka finansowego, chcąc mieć gwarancję zbilansowania budżetu - została utworzona Liga Konferencji, umożliwiająca nam rywalizację z podobnymi „średniakami”. Nie wykluczam zresztą, że w przyszłości powstanie i jakaś „czwarta liga”, w której między sobą rywalizować będą zespoły z krajów notowanych jeszcze ciut niżej w rankingu.

Krótko mówiąc, to nasze granie jest trochę jak „lizanie cukierka przez szybę” w trzeciej lidze?

- Dla naszych zespołów premie za udział i zwycięstwa w tych rozgrywkach są całkiem dobre, ale – by zachować odpowiednie proporcje – przypomnijmy, że są one dziesięciokrotnie mniejsze niż w przypadku Ligi Mistrzów. Więc – nieco upraszczając sprawę – jeśli chcemy i my w tej Lidze Mistrzów zaznaczyć swą obecność, musielibyśmy wydawać dziesięciokrotnie więcej, niż wydajemy. A na to w tym momencie nikogo u nas nie stać.

Generalnie nawet w ekipach zagranicznych nader skromna jest w tym roku ekipa Polaków. Trudno będzie liczyć na taką obfitość emocji, jak w ubiegłym, gdy w półfinale mieliśmy czterech naszych. Jaki będzie ten sezon LM dla polskich kibiców przed telewizorami?

- Cóż, Liga Mistrzów nie tylko oddala się naszym klubom, ale i ucieka naszym zawodnikom. Konkurencja o miejsce w dobrym klubie, grającym w Lidze Mistrzów, jest coraz większa. Mam nadzieję, że – jak w minionym sezonie - pozytywnie zaskoczy Robert Lewandowski. Ale najlepiej tego lata postąpił chyba Nicola Zalewski, zamieniając Inter – w którym nie grał – na Atalantę. Mam nadzieję, że ten zespół nie straci swego ofensywnego charakteru po odejściu Gian Piero Gasperiniego do Romy. To drużyna potrafiąca robić niespodzianki, idealnie „skrojona” pod Zalewskiego. Mam nadzieję, że Nicola będzie naprawdę jasnym punktem tej edycji Ligi Mistrzów.

W poprzedniej edycji nie sam triumf, ale rozmiar finałowej wygranej Paris Saint-Germain był swego rodzaju szokiem. Dla pana też?

- Niejeden właściciel zrezygnowałby już ze swych nadziei i ambicji po tylu wpadkach i niepowodzeniach w atakowaniu Ligi Mistrzów, jakie stały się udziałem PSG. Katarczycy wytrzymali. Dobór odpowiedniego trenera, który rozpoznał problem drużyny we wcześniejszych latach, doprowadził do tego, że zespół gra naprawdę świetnie, atrakcyjnie. I przede wszystkim jest... zespołem. W poprzednich latach bywał zlepkiem indywidualności, często skonfliktowanym wewnętrznie po przegranych meczach. PSG dobrze wykorzystał swój moment na triumf. Miał trudne momenty na wcześniejszych etapach rozgrywek; ot, choćby dwumecz z Liverpoolem. „The Reds” mogli dojść do finału, a może go nawet wygrać. Oba zespoły grały fenomenalnie, PSG okazał się odrobinę lepszy na Anfield Stadium dzięki wspaniałej grze Gianluigiego Donnarummy, który – notabene – już nie jest piłkarzem paryżan, co pokazuje, jak szybko piłka zmienia swoje oblicze i nie można w niej być niczego pewnym.

Czy ma pan wrażenie, że panowanie paryżan – których piłkę wielu nazwało „kosmiczną” – może potrwać dłużej?

- PSG jest na dobrej drodze, by utrzymać swe królowanie. A czy zdominuje znów rozgrywki? Prawda jest taka, że po fazie ligowej o kolejnych awansach decyduje już tylko dyspozycja dnia. Natomiast nie ma wątpliwości, że postawa mistrza Francji była wielce pozytywnym objawieniem, powiewem świeżości w Lidze Mistrzów. Cierpliwość włodarzy w poszukiwaniu trenera i zawodników została nagrodzona. Wydawało się, że to już koniec, że trwa wyprzedaż PSG, ale mądrość i doświadczenie Luisa Enrique sprawiły, że ten zespół nie miał – i nie ma – słabych punktów i cieszy swą grą kibiców nie tylko z Paryża!

Niemal pół miliarda euro wydał tego lata na transfery bliski pańskiemu sercu Liverpool. Będzie z tego chleb?

- Owszem, wydano 480 mln euro, ale też zyskano 220 mln z transferów wychodzących, więc jest to umiejętne i przemyślane zarządzanie. Ale faktem jest, że Liverpool nieco zaskoczył, bo nigdy nie był skory do wydawania pieniędzy. Myślę, że tego lata burza wśród działaczy „The Reds” była mocna. „Skoro mamy wydawać, to właśnie teraz” - wyczuli, że konkurencja jest w momencie przejściowym i jeżeli kiedyś ma się od niej odskoczyć wyraźnie do przodu, to najlepsza chwila jest teraz. Arne Slot wzbudził duże zaufanie i dostał na transfery pieniądze, których wcześniejsi menedżerowie w klubie się nie doczekali. Żaden z transferów nie jest przypadkowy, to są znakomici zawodnicy. Hugo Ekitike to ogromny talent, z przyjemnością mu się przyglądałem, będąc z drużyną na obozie w Hongkongu czy w Tokio. Ma niesamowity potencjał i wraz z Alexandrem Isakiem gwarantują, że siła ognia Liverpoolu będzie wielka. Nie zawsze transfery gwarantują sukces, ale na pewno pozwalają myśleć, że już w tym sezonie – a może w przyszłym, bo to projekt długoletni – zespół Slota będzie walczył o najwyższe cele. On jest gwarantem dobrego balansu i odpowiedniego wykorzystania zainwestowanych środków. Liczę na to, że Liverpool będzie dominował już teraz, choć oczywiście sezon jest bardzo długi i trudny.

W czołowej dziesiątce klubów z największymi wydatkami tego lata aż dziewięć stanowią kluby angielskie. Czy to jest przesłanka ku twierdzeniu, że Liga Mistrzów wkrótce może stać się monotonna, bo wygrywać ją będą wyłącznie Anglicy?

- Premier League jest od lat ligą czołową; główni dzięki przyjęciu zasady: „Im więcej wydajesz, tym więcej zarabiasz”. Ona się sprawdza, konkurencja dla ligi angielskiej jest coraz mniejsza. Real czy Barcelona – nie mówiąc o klubach ligi włoskiej – przestają być alternatywą dla zawodników, jeśli przychodzi oferta z Anglii. Wybierają kluby Premier League, bo tu jest najlepsza piłka.

Jak się panu podoba obecna - „ligowa” - formuła Ligi Mistrzów? Czy jest sprawiedliwa? Atrakcyjna dla kibiców?

- Nowa formuła jest przez wielu krytykowana, bo my lubimy tradycję i sprawdzone rozwiązania. Ale trzeba było poszukać systemu rywalizacji bardziej sprawiedliwego, a jednocześnie utrzymującego kibica cały czas w napięciu. Żeby nie było momentów manipulacji, wykorzystywania faktu wcześniejszego awansu z grupy. W tym kontekście ta formuła mnie się bardzo podoba. Jest bardzo solidarna, pierwsza część nie jest taka nudnawa, jak to się zdarzało przy fazie grupowej: walka o awans i najwyższe miejsca trwa do ostatniej kolejki. Nawet najmożniejsi nie mogą sobie pozwolić na chwilę słabości – faktycznej bądź... zaplanowanej, już po zapewnieniu sobie awansu. No i jest sprawiedliwsza, jeśli chodzi o podział finansowy. Wspomniany Slovan przegrał wszystkie mecze z kretesem i tracąc mnóstwo bramek, ale zarobił za to mniej więcej tyle, co Chelsea za trumf w Lidze Konferencji.

Krótko i zwięźle na koniec: jak wypadnie wspomniany Liverpool oraz Real Madryt? I kto wygra tę edycję LM?

- Nie będę oryginalny w sprawie faworytów, bo zawsze to się kręci wokół tych samych zespołów: Liverpool, PSG, dobrze wygląda Barcelona. Nie jestem pewny co do Realu. Nowy projekt Xabiego Alonso jeszcze ma czas, dużo w tym zespole młodych zawodników. Gra wygląda dużo lepiej, jest większa dyscyplina; natomiast Real potrzebuje jeszcze większych gwiazd, spektakularnych transferów. Ale Xabi ma zaufanie włodarzy, więc dostanie pewnie i czas, i pieniądze. Myślę, że jeszcze nie w tej edycji, ale zapewne w następnej Real wróci na „królewskie tory” i będzie kandydatem do wygrania Ligi Mistrzów.

Rozmawiał Dariusz Leśnikowski

Jerzemu Dudkowi marzy się sukces „jego” Liverpoolu      Fot. Piotr Matusewicz / PressFocus