Przeprosiny się przydadzą
Wstyd, żenada, kompromitacja, dramat, tragedia – tak należy nazwać to, co stało się w Skierniewicach.
Autentycznie, miałem cichą nadzieję na to, że będę mógł przed najbliższymi meczami napisać parę pochwał za mecz z Legią, zanurzyć to radosnym sosie w postaci awansu do kolejnej rundy Pucharu Polski. Zamiast tego daliśmy ciała po całej linii. Nie będę krytykował jedynie Oskara. Nie on jeden jest odpowiedzialny za ten wynik. Cały zespół zawalił, choć tak – właśnie jego czerwona kartka zdecydowanie przeważyła to tym, że nasza sytuacja w tym meczu okazała się tak zła. W końcu to dosłownie kilka chwil po tej kartce straciliśmy dwie bramki. Poziom naszej koncentracji i skupienia uwagi przypominał nierozgarniętą małpę. Autentycznie, jak mogliśmy dopuścić do tego, że w pięć minut mamy przegrany awans! To jest niepojęte i niezrozumiałe. Jest mi wstyd po tym, co zobaczyłem. I słusznie śmieją się z nas wokół.
Czytałem kilka wypowiedzi wskazujących na to, że winę ponosi arbiter. Tak? To on kazał nam strzelać niecelnie, choć jak mam być szczery, to w zasadzie w ogóle nie strzelać? A dajcie spokój. To był okropny pokaz nieudolności naszej ekipy. Autentycznie, mecz w Warszawie, do pewnego momentu, wyglądał w naszym wykonaniu o niebo, albo i dwa, lepiej. W Skierniewicach zapomnieliśmy, jak się gra w piłkę. Chociaż tyle, że Rafał Górak wziął „na klatę” wynik. Warto to docenić, bo niektórzy trenerzy mogliby zachować się w zupełnie inny sposób niż on. Nasz szkoleniowiec ma teraz wiele powodów do zastanowienia.
W końcu porażka ze zdecydowanie niżej notowanym przeciwnikiem niezależnie od tego, jakim składem wyszliśmy na mecz, nie przynosi chluby. Jedynym plusem tego wszystkiego jest fakt, że nie musimy grać w rozgrywkach, które i tak dla nas nie mają wielkiego znaczenia, bo szanse na finał mieliśmy niewielkie. Teraz musimy przede wszystkim skupić się na tym, aby wygrywać kolejne mecze w lidze. Dzięki temu utrzymamy się w ekstraklasie, a mecz z Unią jakoś im wybaczymy.