Przebieżka dała w kość
Rozmowa z 45-letnim Łukaszem Żygadło, dyrektorem sportowym Steam Hemarpol Norwid Częstochowa i od niedzieli... najstarszym zawodnikiem w historii PlusLigi.
Gdy w trzecim secie w ostatnim meczu z PGE GiEK Skrą Bełchatów wchodził pan na parkiet, serce mocniej zabiło?
– Oczywiście, że tak, bo już dawno wypadłem z rytmu. To było duże przeżycie, do tego był to bardzo ważny mecz, który decydował o naszym awansie do ćwierćfinału Pucharu Polski. Ten pierwszy raz już za mną.
I pokazał pan, że z wprawy nie wyszedł. W jednej z akcji przerzucił pan piłkę przez całe boisko, co było mistrzowskim zagraniem...
– I ten sprint po piłkę czuję w kościach (śmiech). Trening treningiem, ale mecz to co innego. Podczas treningu dyrektor klubu mógłby taką piłkę odpuścić, w trakcie spotkania trzeba iść do końca.
Aż trudno uwierzyć, że nie miał pan ostatnio styczności z grą.
– Tak naprawdę treningi zacząłem tuż przed poprzednim spotkaniem z Treflem Gdańsk. Oczywiście, nie były one na wysokiej intensywności, by nie przesadzić. Po kontuzji Quinna Isaacsona chciałem pomóc chłopakom w treningach, wesprzeć ich na pozycji rozgrywającego. Mogliśmy włączyć do zespołu naszego juniora, ale ważne jest, aby podtrzymać jakość treningu. Zespół do tej pory spisuje się bardzo dobrze i chcielibyśmy, aby w drugiej części sezonu tak pozostało.
Był pan zaskoczony, że trener Cezar Douglas Silva posłał pana w bój? W końcu ma pan 45 lat i karierę zakończył kilka lat temu.
– Chyba tym, że nie wpuścił mnie od początku (śmiech). A na poważnie Tomek Kowalski z dnia na dzień, tuż przed meczem z Treflem, musiał wziąć na siebie rolę pierwszego rozgrywającego, a nie jest to łatwe. Jak każdy zawodnik w pewnym momencie potrzebował zejść z parkietu, by chwilę odpocząć i popatrzeć z boku na wydarzenia na parkiecie. Wtedy wraz z trenerem ustaliliśmy, że wejdę go zastąpić. Zresztą wtedy nie tylko Tomek zszedł, ale również „Lipa” (Bartłomiej Lipiński – przyp. red.). Po powrocie na boisko znów grali na wysokim poziomie.
W ostatnich latach miał pan okazję grać w siatkówkę, choćby amatorsko?
– Nie. To jest mój pierwszy kontakt od kilku lat. Po raz ostatni w PlusLidze grałem w 2018 roku w Stoczni Szczecin. Niestety klub upadł i zostałem na lodzie. Miałem przerwę, bo w trakcie sezonu trudno było znaleźć nowy klub. Potem wyjechałem występować do Kataru. To było jeszcze przed wybuchem pandemii i mogę powiedzieć, że był to mój pełny sezon. Od tamtej pory już tak naprawdę zacząłem się koncentrować bardziej na sprawach pozasportowych, więc więcej czasu zacząłem spędzać przed komputerem.
Jak idą poszukiwania następcy kontuzjowanego Quinna Isaacsona?
– Było kilka opcji, rozmawialiśmy, ale na razie nic z tego nie wyszło. W tej sytuacji liczymy, że Quinn jak najszybciej wróci do zespołu.
Kiedy to się może stać?
– Planujemy jego powrót na koniec stycznia. Wszystko zależy od tego, jak jego organizm będzie reagował na leczenie.
Rozmawiał Michał Micor