Sport

Prawie bez słów

Mecz w Katowicach pokazał, że duet Mateusz Klich – Filip Stojilković może siać postrach w ekstraklasie.

Filip Stojilković (drugi z lewej) i Mateusz Klich (z prawej) już tworzą zgrany duet. Fot. Łukasz Sobala / Press Focus

CRACOVIA

Obaj niedawno dołączyli do Cracovii, a wspólnie grają jeszcze krócej. Mimo to były reprezentant Polski i szwajcarski napastnik szybko złapali chemię, na czym korzysta cała krakowska drużyna.

Mocne wejście

Klich i Stojilković wypracowali dwa gole w spotkaniu z GKS-em. Zwłaszcza w akcji zakończonej trafieniem na 3:0 można się było zachwycać podaniem w uliczkę pomocnika oraz siłą i techniką napastnika. W Cracovii obawiano się, że po odejściu Benjamina Kallmana może nie uda się od razu znaleźć piłkarza, który wejdzie w buty Fina. O Stojilkoviciu panowała opinia, że jest szybki, ale nieskuteczny. Do ekstraklasy wszedł, wyważając drzwi. Ma na koncie sześć trafień i dodatkowo dwie asysty. Potrzebuje tylko jednego, by wyrównać dorobek z poprzedniego sezonu w lidze serbskiej. Stojilković jest piłkarzem rozwojowym (25 lat), na którym można zarobić. Cracovia zapłaciła za niego około pół mln euro, a zaledwie po kilku występach mogła go sprzedać za siedmiokrotnie większą sumę. Mateusz Janiak z „Przeglądu Sportowego” ujawnił, że chciał go jeden z klubów z ligi Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Krakowianie nie przyjęli oferty, co pokazuje, że w tym sezonie gra o medal mistrzostwo Polski nie jest tylko czczą gadką.

Idealne piłki

O 10 lat młodszy Klich nie wrócił do polskiej ligi odcinać kuponów. Może nieco odstawać pod względem motorycznym, ale nadrabia to przeglądem pola, techniką, podaniem w tempo. – Na treningach też się tak łączymy. Mateusz wie, jak biegam, i zagrywa do mnie idealne piłki – nie kryje Filip Stojilković. Kiedyś Franciszek Smuda powiedział o Semirze Stiliciu i Pawle Brożku z Wisły, że rozumieją się tak, jakby razem spali. Duet Klich-Stojilković zaczął bardzo dobrze i może dać Cracovii jeszcze wiele korzyści.

Górniczy tydzień

Zespół Luki Elsnera rozegra w tym tygodniu dwa mecze z Górnikiem. Zacznie dziś od starcia w Łęcznej z pierwszoligowcem, który ma duże problemy i puchar jest dla niego dodatkiem. Gospodarze nie będą faworytem, jednak wyeliminowanie Pasów mogłoby być dla nich impulsem do poprawy wyników w lidze. – Na pewno nie wyjdziemy po to, żeby rozegrać ten mecz, ale żeby wygrać. Zrobimy wszystko, żeby tak się stało. Mamy też kolejny mecz w Głogowie w niedzielę, także na pewno to też bierzemy pod uwagę – mówi trener łęcznian Maciej Stolarczyk. Cracovia chce powalczyć na dwóch frontach i ma głębię składu, która pozwala realnie o tym myśleć.

Kolejny po Filipiaku

W sobotę pod Wawel przyjadą zabrzanie, którzy tak jak Cracovia przed sezonem zmienili trenera i notują bardzo dobre rezultaty. Bilety na to najbliższe spotkanie rozchodzą się jak ciepłe bułeczki i na stadionie przy ulicy Kałuży spodziewany jest komplet widzów. Krakowianie liczą na kolejną wygraną i „mijankę” z Górnikiem, który wyprzedza ich o punkt, ale ma rozegrany mecz więcej. Godzinę przed pierwszym gwizdkiem rozpocznie się uroczystość nadania trybunie północnej stadionu (od alei Focha) imienia byłego prezesa Edwarda Cetnarowskiego. Będzie to drugi taki patron części obiektu, po profesorze Januszu Filipiaku, który od początku roku patronuje trybunie głównej.

Cetnarowski kierował Cracovią od 1906 do 1911 roku. W 1919 jako pierwszego uhonorowano go tytułem honorowego prezesa. Zakładał Polski Związek Piłki Nożnej, którego został pierwszym prezesem. Z wykształcenia był lekarzem ginekologiem, asystentem znanego doktora Henryka Jordana. Zmarł nagle podczas spotkania piłkarek ręcznych Cracovii w 1933 roku. Jego pogrzeb na cmentarzu Rakowickim w Krakowie zgromadził tłumy żałobników.

Michał Knura