Sport

Poszli im na rękę

Stal Rzeszów nie wykorzystała problemu opolan i zgodziła się przełożyć mecz. Teraz czas nadrobić zaległości.

Dzisiejszy mecz będzie bardzo ważny dla drużyny trenera Jarosława Skrobacza. Fot. Mateusz Porzucek / Press Focus

ODRA OPOLE

Odra podejmie dziś na swoim stadionie Stal Rzeszów, która zimą jako jedyny z trzech klubów poproszonych o pomoc opolanom, którzy czekali na oficjalne otwarcie nowoczesnego obiektu, poszła na rękę zespołowi ze stolicy polskiej piosenki. Bruk-Bet Termalica Nieciecza i GKS Tychy zgodziły się jedynie na udzielenie gościny drużynie Jarosława Skrobacza, która na murawach przeciwnika wystąpiła w roli gospodarza. Natomiast rzeszowianie przystali na przełożenie meczu, który miał się odbyć w połowie marca w ramach 24. kolejki.

Cztery porażki jedną bramką

Wtedy podopieczni Marka Zuba plasowali się na siódmym miejscu i do strefy barażowej brakowało im dwóch punktów. Dzisiaj „Żurawie” zajmują 12. pozycję i są 16 „oczek” od kreski, za którą widać jeszcze szansę na awans do ekstraklasy. Natomiast nad granicą strefy spadkowej mają 15 punktów przewagi. Mówiąc krótko, po serii sześciu spotkań bez zwycięstwa (dwa remisy i cztery porażki) rzeszowianie praktycznie już nic nie mogą – ani awansować, ani spaść.

Zupełnie inaczej do tej potyczki podchodzą opolanie. Wystarczy popatrzeć na dolną część tabeli, żeby zrozumieć, o jaką stawkę w przypadku Odry toczy się gra. Dwa punkty przewagi nad strefą spadkową to bardzo cienka linia, po której niebiesko-czerwoni stąpają już od miesiąca. Ostatni raz wygrali 29 marca, pokonując w Łodzi ŁKS, a następnie doznali czterech porażek – za każdym razem jedną bramką. Ba, byli chwaleni za grę, ale mieli chwile słabości – czasem 61 sekund, tak jak w Gdyni, innym razem 78 sekund, tak jak z Wisłą Kraków, czy siedem minut, jak w Pruszkowie, albo brak koncentracji w ostatnich fragmentach spotkania z Polonią Warszawa. I punkty uciekały...

Duże pretensje do siebie

– To kolejne spotkanie, które przegrywamy, a nie ukrywam, że dla nas najważniejsze w tym momencie są punkty – powiedział na pomeczowej konferencji w Gdyni trener Odry Jarosław Skrobacz. – Wyjechaliśmy więc w Wielką Sobotę do domu bez żadnego dorobku. Na pewno możemy mieć do siebie duże pretensje o wejście w ten mecz. Jeśli jedzie się do lidera, to trzeba być skoncentrowanym od pierwszej sekundy, a nie dopiero od trzeciej minuty, bo wtedy już było po meczu. Myślę, że później, kiedy ciężar z nas opadł, pokazaliśmy, że potrafimy grać. Nie biorąc pod uwagę wyniku, a patrząc tylko na grę, moglibyśmy schodzić z murawy w Gdyni z podniesionymi głowami, ale niestety rezultat jest w piłce najważniejszy, a my przegraliśmy 0:1. Przykre to dla nas, bo stworzyliśmy swoje sytuacje. Strzeliliśmy nawet gola, którego arbiter nie uznał. Nie chcę o tym za dużo mówić, bo rozgoryczenie i rozżalenie jest duże. Ktoś się czegoś tam doszukał, choć starcie niemające bezpośredniego wpływu na strzał było, podejrzewam, do odgwizdania tak samo w jedną, jak i drugą stronę. Sędzia uznał, że najbezpieczniej będzie odgwizdać faul naszego zawodnika i będzie miał spokój. Tak to wyglądało z mojej strony.

Nieskuteczni i wykartkowani

Za taką oceną spotkania przemawiają także statystyki. Po pierwszej połowie, w której opolanie stracili gola już w 61 sekundzie, Odra miała 52-procentowe posiadanie piłki i oddała cztery strzały przy dwóch Arki. Po przerwie ta przewaga w uderzeniach jeszcze się powiększyła, bo opolanie w sumie 12-krotnie próbowali pokonać bramkarza gdynian, ale tylko dwa uderzenia w ciągu 90 minut gry były celne. Niebiesko-czerwoni muszą więc poprawić celowniki, a sztab szkoleniowy musi się głowić nad zestawieniem wyjściowej jedenastki, w której z powodu nadmiaru żółtych kartek nie będą mogli zagrać: Dawid Czapliński (8 napomnień) oraz Mateusz Czyżycki i Tomasz Przikryl (po 4).

Jerzy Dusik