Sport

Popisał się formą

Piotr Pawlicki był bez wątpienia głównym bohaterem meczu Włókniarza Częstochowa ze Stalą Gorzów.

Piotr Pawlicki, indywidualny mistrz Polski z 2018 roku miał w niedzielę powody do zadowolenia. Fot. Grzegorz Misiak/PressFocus

PGE EKSTRALIGA

Częstochowskie Lwy wręcz rozbiły rywali z lubuskiego. Gospodarze dominowali już od pierwszych wyścigów i ostatecznie wygrali aż 54:36. Ten fakt mógł wzbudzić spore zaskoczenie w żużlowej społeczności, tym bardziej że w ostatnich latach gorzowianie bardzo dobrze spisywali się na torze w Częstochowie. Takiego scenariusza nie spodziewali się chyba nawet najwięksi optymiści, którzy wspierają Włókniarza. Oczywiście pod Jasną Górą żyli nadzieją na zdobycie kompletu meczowych punktów, ale zapewne nikt nie sądził, że Włókniarz uzyska tak wysoką przewagę. 

– Zaczęliśmy dobrze spotkanie. Wszyscy odpowiednio dopasowaliśmy się do naszego toru i tym samym wygraliśmy 18 punktami. W dzisiejszych czasach żużel, jak również cały sport, jest nieprzewidywalny. Jako drużyna bardzo się cieszymy. Są powody do radości, kiedy się wygrywa. Sezon jest jednak długi, a przed nami jeszcze wiele meczów. Musimy zatem zachować dużo spokoju i skupienia – mówił po meczu Piotr Pawlicki.

Postać nr 1

Młodszy z braci Pawlickich w niedzielne popołudnie „odjechał” swoje najlepsze zawody w tym sezonie. Zdobywając płatny komplet (13 „oczek” i dwa bonusy), stał się ojcem zwycięstwa nad Stalą. A przecież prędzej typowano, że liderem Biało-zielonych ponownie będzie Jason Doyle, lecz tym razem Australijczyk przy swoim nazwisku zapisał 8 punktów. To popularny „Piter” dzielił i rządził więc na obiekcie przy Olsztyńskiej. Na dystansie wyprzedzał nawet gorzowskie gwiazdy, Martina Vaculika i Andersa Thomsena. A przecież w dotychczasowej karierze obaj zawodnicy na częstochowskim owalu prezentowali się wyśmienicie. 

W czym tkwiła tajemnica nagłego wyskoku formy rodowitego lesznianina? – Nie używałem innych silników niż we wcześniejszych potyczkach. Obecnie jest tak, że pogoda często płata figle. Raz jest cieplej, a innym razem chłodniej i silniki różnie działają przy zmieniających się warunkach. Przed sezonem kupiłem sporo nowych jednostek i cały czas je poznaję. W niedzielę wszystko zadziałało bardzo dobrze. Razem z moim teamem wykonaliśmy ogrom pracy. Od samego początku sezonu próbowaliśmy różnych ustawień. Nie pamiętam przez całą swoją karierę, kiedy dokonałem tylu zmian. Na ten moment mogę powiedzieć, że efekty prac są. Nie popadam jednak w hurraoptymizm, bo jeszcze wiele zawodów przede mną – dodał.

Sporo treningów

W związku z nie najlepszymi prognozami pogodowymi na piątek, jeszcze w czwartek w Częstochowie na nawierzchnię toru rozłożono plandekę. W sobotę z kolei pojawiło się już słońce, w związku z czym materiał zdjęto. Na dzień przed batalią z gorzowianami postanowiono przeprowadzić jeszcze jeden trening, który – jak było widać – przyniósł owocne rezultaty.

– Owszem, trenowaliśmy w sobotę. Sam bardzo dużo czasu spędziłem na owalu. Czasami się zastanawiam, czy nie za często trenuję na częstochowskim torze. Czasami po prostu myślę, że ponad dwie godziny treningu mogą być zbyt wyczerpujące dla moich silników. Jednak jeśli nie idzie, to trzeba trenować. Podziękowania kieruję dla toromistrza i trenera za to, że warunki na torze w czasie meczów są co najmniej porównywalne do tych z treningów. Dla zawodników ważne jest to, aby tor był powtarzalny – stwierdził PiotrPawlicki.

Bojowe nastawienie

W najbliższy piątek częstochowianie udadzą się na teren kolejnego ligowego potentata. Tym razem podopieczni Mariusza Staszewskiego będą gośćmi w Toruniu. Pawlicki podkreślił, iż pojadą na mecz wyjazdowym z zamiarem wywiezienia z grodu Kopernika wygranej. – Damy z siebie wszystko, jak w każdym spotkaniu. Bo tak naprawdę kiedy nie dajemy z siebie maksimum? Każdy z nas startując w meczu – bez względu na to jedziemy na wyjeździe lub u siebie – zawsze stara się, walcząc o zwycięstwo i tak też będzie w Toruniu – zakończył.

Norbert Giżyński