Sport

Pomógł agent… nieruchomości!

W ojczystym Senegalu nie grał nigdzie, we Francji zaczynał na siódmym poziomie rozgrywkowym. W Lierse robiono zrzutkę na jego transfer, a teraz błyszczy w Górniku! Niesamowita historia Ousmane Sow.

Po zaledwie miesiącu spędzonym w Lierse, Ousmane Sow od razu został wybrany graczem miesiąca. Fot. Gazet van Antwerpen

GÓRNIK ZABRZE 

Na początku rozgrywek 2025/26 Górnik jest rewelacją rozgrywek. Drużyna prowadzona przez Michala Gasparika w 9 meczach zgromadziła już 18 punktów. Gra widowiskowo i skutecznie, a jednym z największych zaskoczeń in plus jest postawa skrzydłowego Ousmane Sow.

Błyszczy w ekstraklasie

Piłkarz urodzony w dalekim Senegalu musiał z opóźnieniem rozpocząć sezon, a to z powodu czerwonej kartki zobaczonej w meczu z Koroną na koniec poprzednich rozgrywek. Na boisku pokazał się dopiero w meczu trzeciej kolejki z Lechem w Poznaniu. Wszedł na murawę w drugiej połowie, żeby w końcówce zdobyć bramkę. Podobnie było w Szczecinie. Też wszedł na murawę z ławki i też wpisał się na listę strzelców. To przekonało trenera Michala Gasparika i od derbów z GieKSą w szóstej kolejce gra już w podstawowym składzie. Na teraz jest najskuteczniejszym i najbardziej efektywnym graczem górniczej jedenastki. W lidze zdobył cztery gole. To jego akcja i uderzenie przesądziło o wygranej 3:2 z Widzewem w niedzielę. Ma jeszcze na koncie asystę. Pięć punktów w klasyfikacji kanadyjskiej na siedem gier to bilans więcej niż przyzwoity!  

Sow trafił do Górnika zimą. Sprowadzono go za niemałe, jak na Górnika, pieniądze, bo za 300 tys. euro z belgijskiego Lierse SK. Tam dla drugoligowego klubu w 34 grach zdobył 7 bramek i zanotował sporo, bo 11 asyst. Wiosną w Górniku nie zachwycił. Grał, ale z liczbami rewelacyjnie nie było - jeden gol w 13 ekstraklasowych występach nie był szczytem jjego marzeń. Odpalił na początku tego sezonu, choć nie był przecież nawet podstawowym zawodnikiem. Gra skutecznie, ale też pokazuje dobry futbol. Wie, kiedy przyspieszyć, a dynamika to jego mocna strona, podobnie jak wygrywane pojedynki. Do tego jest skuteczny pod bramką rywala. A przecież do zawodowej piłki trafił przez przypadek, przy czym pierwsze próby były zupełnie nieudane. Oto jego niesamowita historia. 

Nigdzie go nie chcieli…

- U siebie w domu nie grałem w piłkę, bo nie dość, że w Senegalu nie ma za mocnych klubów, to jeszcze w rodzinie futbol to nie była najważniejsza rzecz. Liczy się szkoła. Moja rodzina jest wielodzietna, mam wiele braci i sióstr. Wreszcie po szkole zacząłem grać, miałem 16 lat. Nie minęło pięć miesięcy, jak wyjechałem do Francji – opowiada.

Jak to się stało? W zagranicznych mediach można przeczytać, że w Senegalu wypatrzył go agent od nieruchomości. – To był jeden z Senegalczyków, którego znałem. Zaproponował mi wyjazd do Francji. Pojechałem na testy do Auxerre – opowiada Sow. AJ Auxerre to klub, w którym wypłynął na szerokie wody niejeden piłkarz z Afryki i z… Polski! Zawodnikami tego klubu byli przecież Marian Szeja, Andrzej Szarmach, Paweł Janas, Waldemar Matysik, Andrzej Zgutczyński, Ireneusz Jeleń, Paweł Hajduczek.

- Te testy nie wyszły najlepiej. Wróciłem do domu. Potem pojechałem na kolejne testy, do Paris FC. Znowu nic z tego nie wyszło, znowu wróciłem do Senegalu. Za trzecim i czwartym razem było tak samo. W końcu powiedziałem znajomemu, żebym trafił do klubu, w którym w ogóle mógłbym grać – wspomina.

Tak został zawodnikiem klubu AC Arles. Było to cztery lata temu. – To był siódmy poziom rozgrywkowy. Poszło mi bardzo dobrze. W tamtym sezonie strzeliłem sporo goli i trafiłem do klubu z czwartego poziomu rozgrywkowego – mówi.

Był bez pieniędzy  

Dla Arles-Avignon strzelił 35 bramek, a dla grającego wyżej Furiani-Agliani 22. Trafił tam w październiku 2022 roku. Nie minął rok, a był już na drugim poziomie rozgrywkowym, w sąsiedniej Belgii. Wylądował w drugoligowym Olympic Charleroi. Nie płacili tam na czas, więc zrzutkę na jego transfer zrobili kibice i sponsorzy w Lierse SK!

„Jako nastolatek Ousmane Sow mieszkał z matką w małej wiosce, setki kilometrów od Dakaru. Nigdy nie otrzymał gruntownego wykształcenia piłkarskiego. Talent, który prezentował na jałowych afrykańskich boiskach, był wrodzony. Zauważył go agent i obiecał, że spełni swoje marzenie o karierze zawodowego piłkarza. Zarabiał 1000 euro miesięcznie, czynsz wynosił 600 euro. Napastnik ledwo wiązał koniec z końcem, by utrzymać rodzinę i wyjechał do Belgii. Olympic Charleroi zaoferował mu schronienie, płacił mu przez dwa miesiące, ale potem kurek z pieniędzmi został zakręcony. Przez następne trzy miesiące Sow nie otrzymywał żadnego wynagrodzenia. Właśnie w tym momencie do akcji wkroczyło Lierse. Żółto-czarni mieli za sobą fatalną pierwszą połowę rozgrywek. Dużym problemem był między innymi brak prędkości z przodu. Menedżer Dirk Gyselinckx miał na celowniku geniusza w postaci Ousmane Sow. Gyselinckx wiedział, że Sow pociągnie zespół, mocno wierzył w potencjał młodego napastnika” – pisała kilka miesięcy temu Gazet van Antwerpen w artykule pod tytułem „Jak całe Lierse przyczyniło się do lukratywnego transferu „biednego” Ousmane Sow”, mając na myśli jego zimowy transfer do Górnika za 300 tys. euro. Wszystko po ledwie 13 miesiącach w Lierse.

Utalentowani bracia

W Górniku Sow nie musi się martwić o terminowość i wysokość wypłat, bo to wszystko jest na wysokim poziomie. Przy okazji jak może wspiera swoją rodzinę w Senegalu. – Mama Soda i tata Mor są ze mnie dumni. Oglądają mecze z Polski. Może któregoś dnia przyjadą zobaczyć mnie w akcji, podobnie jak moi bracia, którym też nie brakuje talentu i którzy też potrafią grać i jak ja chcą zostać piłkarzami – podkreśla z uśmiechem Ousmane Sow.

Michał Zichlarz