Podziwiam żużlowców
Druga część rozmowy z Dawidem Szotem, obrońcą Wisły Kraków.
Dawid Szot (z lewej) nie odważyłby się wsiąść na motocykl żużlowy. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus
- Po wszystkim zastanawialiśmy się z chłopakami – Alanem Urygą, Kacprem Dudą, Bartoszem Jarochem – dlaczego tak się stało.
Niektórzy jeszcze przed katastrofą w 1. Lidze mówili, że świętowanie wygranej trwało zbyt długo. Moim zdaniem nie było w tym przesady.
- Nie byliśmy rozkojarzeni, zdobycie pucharu nie namieszało nam w głowach. Inne czynniki wpłynęły na to, że końcówka była zła. Przede wszystkim kontuzje, bo z gry wypadłem nie tylko ja. W ostatnim spotkaniu z Lechią na prawej obronie wystąpił Miki Villar.
I prezentował się dramatycznie. Nie wiem, co kierowało trenerem Albertem Rude, żeby na niego postawić, mimo że miał na ławce Kubę Wiśniewskiego. Do tego kolekcjonowaliście czerwone kartki.
- Uważam, że trener robił, co mógł, bo wielu piłkarzy wypadło z znienacka. Dużo złego się wydarzyło, przeważnie było to niezależne od nas.
A może drużyna rozpadła się przede wszystkim mentalnie po meczu w Sosnowcu, kiedy w doliczonym czasie Szymon Sobczak nie wykorzystał karnego? Strzelił inaczej niż wcześniej, straciliście szansę na wygraną, a w szatni było gorąco.
- To był specyficzny mecz. Dobrze zaczęliśmy i mogliśmy prowadzić 3:0 (jeden gol anulowany z powodu spalonego, dwa razy piłka otarła się opoprzeczkę – przyp. red.), a rywale prowadzili po strzale życie. Szymon nie wykorzystał karnego, ale nie mieliśmy mu tego za złe. Byliśmy rozemocjonowani i każdy był zdenerwowany na sytuację, ale w miejscu Szymona mógł być ktoś inny. Zawaliliśmy też następne mecze, więc nie uważam, że ten był kluczowy. Wiadomo, powinniśmy go wygrać, bo była szansa, ale w pozostałych też mogliśmy zdobyć punkty. Nikt się na nikogo nie obrażał, do końca było wsparcie – także od tych, którzy byli kontuzjowani.
Dymisja trenera Sobolewskiego w grudniu 2023 była dla ciebie szokiem. Zwolnienie Moskala we wrześniu 2024 odebrałeś podobnie, czy szok był jeszcze większy?
- Trener Sobolewski pracował z nami dłużej, a w tamtym okresie wyniki nie były zbyt dobre. Odejście trenera Moskala bardziej mnie zaskoczyło, bo było bardziej nagłe i kompletnie nic na nie nie wskazywało. Tyle mogę powiedzieć, bo zadaniem piłkarzy jest grać, a o losie szkoleniowca zdecydował prezes, który ma prawo do roszad. Każdy z nas ma sentymenty, ale niekiedy trzeba je odłożyć na bok i dostosować się do tego, co przynosi życie. Wtedy prezes uznał, że to będzie najlepsze rozwiązanie dla zespołu.
Wiosną znów będziecie musieli odrabiać straty. 7 zwycięstw z rzędu, jak w 2022 roku, bardzo by się Wiśle przydało.
- Choć wtedy też nie wróciliśmy do ekstraklasy, to siedem kolejnych wygranych było czymś pięknym. Byłoby super znów tak zacząć piłkarską wiosnę. Równie dobrze możemy wygrać wszystkie 15, które zostały w sezonie zasadniczym. Nie jest to niemożliwe!
Odważnie.
- Trzeba twardo stąpać po ziemi, ale również mocno wierzyć w to, co się robi. Gdy przejmował nas trener Jop, pokazał tabelę i wskazał, w którym miejscu chcemy być. Kluczem jest jednak skupianie się na każdym najbliższym meczu. Dosłownie każdym, więc w najbliższych dniach będziemy myśleć o pierwszym sparingu z Podbeskidziem.
Jesteś wielkim fanem żużla, więc domyślam się, że będziesz częstym gościem na stadionie Wandy. Po kilku latach Kraków znów ma ligową drużynę.
- Rewelacja, nie mogę się doczekać! Zapisałem sobie w kalendarzu termin pierwszego domowego meczu. Moja dziewczyna studiowała w Lublinie, więc bywałem na spotkania mistrza Polski, Motoru. W miarę możliwości odwiedzałem też inne miasta. Lubię ten sport, klimat panujący na trybunach. Cieszę się, że będę mógł go poczuć także w moim Krakowie. Na razie to tylko trzecia liga, ale transfery są fajne, więc wierzę, że uda się wygrać kilka meczów.
Co cię „kręci” w czarnym sporcie? Zapach paliwa, ryk motorów, prędkość?
- Wszystko! Ja nie jestem bardzo odważnym człowiekiem, więc podziwiam żużlowców, którzy pędzą po torze, odważnie wchodzą w łuki i wyprzedzają się na motorach bez hamulców. Nikt nie kalkuluje, każdy idzie na maksa. To mnie najbardziej „jara” w tej dyscyplinie. Do tego klimat, bo jest inny niż na stadionach piłkarskich. W żużlu bardzo rzadko się zdarza, że kibice jednej drużyny nie lubią drugiej. Najczęściej spiker mówi, że fani gospodarzy witają kibiców gości. Wtedy się ich pozdrawia, bije brawo. Trudno sobie wyobrazić w piłce, że na Legią przyjeżdża Wisła i spiker zachęca, by nas oklaskiwać.
Rozmawiał Michał Knura