Podjął ryzyko i przelicytował
O tej decyzji piłkarska Polska rozmawia od 48 godzin. Jarosław Przybył publicznie wyjaśnił przesłanki, które skłoniły go do podyktowania rzutu karnego dla Rakowa w meczu z Legią.
Taką scenę analizował przed monitorem Jarosław Przybył. Mimo publicznych wyjaśnień, zapewne nie wszystkich przekonał Fot. Canal + (zrzut ekranu)
WYDARZENIE/ KONTROWERSJA KOLEJKI
„Gdy zawodnik jest w powietrzu, wystarczy dotknąć go jednym palcem, by stracił równowagę. Oglądałem tę sytuację 20 razy i nie rozumiem, co tam się wydarzyło, że arbiter odgwizdał rzut karny” - Edward Iordanescu, opiekun Wojskowych, na pomeczowej konferencji był już spokojny. Kiedy jednak sędzia Jarosław Przybył najpierw analizował przed monitorem VAR powietrzne starcie Petara Stojanovicia z Zoranem Arseniciem, a potem dyktował „jedenastkę” dla gospodarzy, trudno mu było opanować emocje. Nie tylko jemu zresztą; Arkadiusz Malarz, trener legijnych bramkarzy, wyrzucony został z ławki z czerwoną kartką. „On mnie popchnął, każdy może to sprawdzić na wideo. Nie wiem, jak sędzia tego nie dostrzegł” - wspomniany Stojanović przed kamerami Canal+ nie miał wątpliwości, jak należy interpretować kontrowersyjną sytuację. Ale była to już „musztarda po obiedzie”: pod wpływem obrazu VAR arbiter zmienił swą boiskową decyzję i – jak już zauważyliśmy – wskazał na „wapno” dla gospodarzy.
Ręka poza obrysem ciała
Arbiter z Kluczborka po końcowym gwizdku nie schował głowy w piasek. W ramach futbolowej edukacji bardzo konkretnie wyjaśnił przesłanki werdyktu z sobotniego wieczoru. Najpierw opisał zachowanie legionisty. - Od samego początku, wykonując wyskok do piłki, w sposób nienaturalny trzyma rękę wysoko w górze. Ponosi w ten sposób ryzyko, że kiedy piłka spadnie na rękę, to będzie przewinienie, bo owa ręka jest poza obrysem ciała – mówił Jarosław Przybył w rozmowie z Kanałem Sportowym.
Obserwatorzy – zwłaszcza ci emocjonalnie związani z ekipą z Łazienkowskiej – podnosili argument wspomniany już przez Stojanovicia, że został on w powietrzu popchnięty przez Arsenicia, wskutek czego stracił kontrolę m.in. nad ułożeniem rąk. Krótko mówiąc, według wyznawców tej teorii, Legii należał się rzut wolny.
Zderzak Arsenicia
- W momencie wyskoku Stojanovicia w kierunku Arsenicia, piłkarz Rakowa wystawił rękę. Był to odruch obronny, tak zwany zderzak: ochrona twarzy, by zminimalizować skutki uderzenia rywala będącego w wyskoku – tak ostatecznie zinterpretował tę fazę akcji Jarosław Przybył. Po czym zadał pytanie de facto retoryczne, skierowane do dziennikarzy i – szerzej – kibiców: - Czy za takie zagranie w polu karnym Rakowa, gdyby napastnik Legii naskoczył na rękę zawodnika rywala podyktowalibyście rzut karny dla warszawian?
Ani sędzia boiskowy, ani asystenci VAR przewinienia w zagraniu stopera gospodarzy się nie dopatrzyli. W tej sytuacji do oceny pozostał jedynie kontakt spadającej piłki z ręką pomocnika Wojskowych. - To nie jest naturalne i zgodne z przepisami ułożenie ręki Słoweńca przy wyskoku. Mówiąc krótko: podjął ryzyko i przelicytował. Stąd „jedenastka” dla Rakowa – podsumował rozjemca.
Równać do... rugby?
Z racji wagi decyzji podjętej przez Jarosława Przybyła, uznaliśmy ją zarówno za „wydarzenie”, jak i „kontrowersję” 9. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Nie mamy wątpliwości, że jego publiczne wyjaśnienia nie wszystkich przekonały. Może warto więc rozważyć rozwiązanie stosowane np. w rugby, gdy arbiter główny bezpośrednio na stadionie wyjaśnia widzom na trybunach i przed ekranami telewizorów przyczyny podjęcia takiego, a nie innego werdyktu?
Dariusz Leśnikowski
