Podczołgać się i zobaczyć bulgoczącą lawę
Rozmowa z Ewą Wachowicz i Klaudią Cierniak-Kożuch, zdobywczyniami „Korony Wulkanów”
Klaudia Cierniak-Kożuch (z lewej) i Ewa Wachowicz zrealizowały niezwykłe marzenie. Fot. Paweł Czado
Ewa Wachowicz: – Na Antarktydzie tak (uśmiech). 14 stycznia stanęłyśmy na Mount Sidley i ten ostatni szczyt był rzeczywiście prawdziwym wyzwaniem.
A inne góry?
Ewa Wachowicz: – Też były trudne. Dla mnie sporym wyzwaniem był też Ojos de Salado w Andach, niespełna siedmiotysięcznik, najwyższy wulkan świata, który znajduje się w Chile. Drugim było Pico de Orizaba w Meksyku. Tu z kolei była prawdziwa wspinaczka, z użyciem czekanu, duże nachylenie na lodowcu, zakładanie stanowisk, zabezpieczenie siebie, plecaka, bo jakby coś wypadło, to turla się na sam dół… Ciekawym wulkanem jest też Giluwe na Papui-Nowej Gwinei, a nasze wejście było pierwszym polskim. To było w 2015 roku, nie było tam żadnej turystyki. Samo zorganizowanie tej wyprawy było wyczynem, jechałyśmy w kompletną niewiadomą.
A co pani najbardziej zapamięta?
Klaudia Cierniak-Kożuch: – Na pewno to, że łatwiej było zacząć, niż skończyć (uśmiech). To, że realizacja całego projektu zajęła nam 12 lat, świadczy, że trochę czasu spędziłyśmy na tych wulkanach (uśmiech). Dla mnie w trakcie wypraw bardzo ważna stała się przyjaźń, która połączyła mnie i Ewę, bo przez ten okres była to nie tylko podróż przez świat, ale również podróż przez życie. Zarówno w życiu Ewy, jak i w moim bardzo wiele się wydarzyło, były wzloty i upadki. Przechodziłyśmy przez to razem. To jest więc nie tylko partnerstwo w górach, ale i przyjaźń w życiu. A zakończenie tego projektu to taka perełka w koronie.
Wiele było momentów, gdzie tak zwyczajnie, po ludzku – bałyście się?
Ewa Wachowicz: – Miałam taki moment na Ojos de Salado. Na szczęście mijałyśmy się z Klaudią, jeśli chodzi o załamki, jakie przydarzają się w górach. W momencie, kiedy byłam tam rzeczywiście zmęczona, było ciężko, bardzo duży wiatr, duża wysokość, a ja słabo znoszę aklimatyzację – za to Klaudia była w świetnej formie. Podtrzymywała mnie na duchu. „Ewa, damy radę, daj spokój, już niedaleko, zobacz, widać górę” – mówiła i ten szczyt na szczęście rzeczywiście było widać...
Klaudia Cierniak-Kożuch: – A chwilę później ja miałam zjazd. „Jaka jestem zmęczona, czy daleko jeszcze?” A wtedy Ewa wchodziła na wysokie wibracje i ratowała sytuację (uśmiech). „No co ty, popatrz, jeszcze tylko kawałeczek…” (uśmiech).
Ja z kolei najbardziej się przestraszyłem, słuchając o szczegółach wejścia pań na Mount Sidley. Ekstremalnie niskie temperatury, atak przy przenikliwym zimnie i załamanie pogody sprawiły, że było wyjątkowo ciężko.
Ewa Wachowicz: – Temperatura odczuwalna wynosiła -49 stopni, a ta, którą można było zmierzyć, to -29. Trzeba było wytrzymać bardzo mocny wiatr i bardzo dużą wilgotność, a tym charakteryzuje się to miejsce, najbardziej mokre na Antarktydzie. Gogle, gdy przestawałam na nie chuchać, zaraz pokrywały się grubą warstwą lodu.
Klaudia Cierniak-Kożuch: – Dlatego jesteśmy bardzo dumne, że udało się skończyć ten projekt.
Wulkany jednak nie kojarzą się z zimnem. Który z nich najbardziej przypominał... wulkan?
Ewa Wachowicz: – Dla mnie Pico de Orizaba w Meksyku. Już z daleka wyglądał jak wulkan, a na koronie byłyśmy w stanie sfotografować krater. Wulkan ten jest absolutnie zjawiskowy pod względem urody. To „mister wulkanów” (uśmiech). A takie Kilimandżaro w ogóle ta niego nie wygląda (uśmiech).
Klaudia Cierniak-Kożuch: – Wulkany kojarzymy z kształtem, jaki dzieci rysują – to w miarę regularny trójkąt. Ze szczytów, które wchodzą w skład „Korony Wulkanów”, takie są Pico de Orizaba i Damavand w Iranie.
A czy któryś z nich zachowywał się jak wulkan, kiedy go zdobywałyście?
Ewa Wachowicz: – Był taki, ale akurat on nie wchodzi w skład „Korony Wulkanów”. To Erta Ale w północnej Etiopii. Na nim również spałyśmy pod gołym niebem, pod gwiazdami. To wulkan, który oddycha, który buczy, który fuczy…
Klaudia Cierniak-Kożuch: – ... i ma aktywne jezioro lawowe. Jesteśmy w stanie podejść do brzegu i zobaczyć tę czerwoną, gotującą się lawę.
Ewa Wachowicz: – Powiedzmy, że jesteśmy w stanie się podczołgać… (uśmiech)
Klaudia Cierniak-Kożuch: – No tak…
Nie było to niebezpieczne? A wyziewy?
Ewa Wachowicz: – Na Erta Ale ich nie było... Czułyśmy pewnego rodzaju dyskomfort, jednak nie było tak źle, jak na Damavanie. Tam trafiłyśmy akurat na najbardziej aktywny okres tego wulkanu w dłuższym okresie. Tak mówił nam przewodnik, który na tym wulkanie był 80 razy. Trochę zbagatelizowałyśmy to, co mówił…
Klaudia Cierniak-Kożuch: – Przeważyła babska ciekawość. Byłyśmy pierwszy raz na takim wulkanie i koniecznie chciałyśmy do niego zajrzeć, mieć ładne zdjęcia. Podeszłyśmy jak najbliżej tych wyziewów i… nawdychałyśmy się trujących gazów.
Co to oznaczało?
Ewa Wachowicz: – Spalenie śluzówki...
Klaudia Cierniak-Kożuch: – Bardzo duży ból w gardle i w nosie.
Ile trwał taki ból?
Klaudia Cierniak-Kożuch: – Około dwóch tygodni. Miałyśmy więc pamiątkę z wycieczki (uśmiech).
Ewa Wachowicz: - Na szczęście Klaudia jest laryngologiem. Doszłyśmy więc do siebie pod absolutnie fachowym okiem lekarza (uśmiech).
Jawicie mi się panie jako zgrany team. Nie wierzę, że to koniec wspólnych podróży…
Ewa Wachowicz: – Klaudia ma już plany i one mi się bardzo podobają, choć próbuję ją teraz przekonać do projektu „najpiękniejsze plaże świata”, ale słabo mi idzie (uśmiech).
Klaudia Cierniak-Kożuch: – Próbuj dalej (śmiech). Moim wulkanicznym marzeniem jest piękna wyspa Jan Mayen na Oceanie Arktycznym, do której trzeba dopłynąć statkiem i później ewentualnie się wspiąć. Byłoby to połączenie morskiej i górskiej przygody. Zobaczymy. To pomysł trudny do ogarnięcia pod względem logistycznym. Myślę jednak, Ewa, że ci się spodoba. Po drodze może jakaś plaża będzie…
Rozmawiał Paweł Czado
Korona Wulkanów
Komplet najwyższych szczytów wulkanicznych na każdym kontynencie. Ewa Wachowicz i Klaudia Cierniak-Kożuch mają za sobą wspólną wspinaczkę na położony w Andach najwyższy wulkan świata – Ojos del Salado (6893 m n.p.m.). Zdobyły też Elbrus w Europie (5642 m n.p.m.) i Kilimandżaro w Afryce (5895 m n.p.m.), które są na liście Korony Ziemi. Przebijały się również przez tropikalną dżunglę na Papui-Nowej Gwinei i stanęły na najwyższym szczycie Oceanii – Mount Giluwe (4368 m n.p.m.). Poczuły siarkowy oddech najwyższego wulkanu Azji – Damavand w Iranie (5610 m n.p.m) i zaglądały do krateru Pico de Orizaba (5636 m n.p.m.) w Meksyku, najwyższego w Ameryce Północnej. Ostatnio zdobyły Mount Sidley (4285 m n.p.m.) na Antarktydzie.
Zdobywczynie
Ewa Wachowicz – prezenterka i producentka telewizyjna. Miss Polonia z roku 1992, znana z programów kulinarnych „Ewa gotuje”. Jurorka polskiej edycji „Top Chef” jest autorką książek kulinarnych, miłośniczką podróży, uczestniczką górskich wypraw trekkingowych i wspinaczkowych.
Klaudia Cierniak-Kożuch – ordynatorka oddziału laryngologicznego w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu, lekarka medycyny ekstremalnej i medycyny podróży. Z równą pasją diagnozuje, leczy i operuje małych pacjentów, jak zdobywa szczyty na całym świecie.
Kilka tygodni temu Polki zdobyły Mount Sidley na Antarktydzie i skompletowały „Koronę Wulkanów”. Fot. Facebook Ewy Wachowicz