Pod skorupą „Skorupa” też wrze
To on pozwolił drużynie utrzymać się przy życiu – tak o postawie Łukasza Skorupskiego po wrześniowym dwumeczu reprezentacji mówi Łukasz Fabiański. Nie ma jednak wątpliwości, że doświadczony golkiper mierzył się w nim z potężnym ładunkiem emocji.
Łukasz Skorupski powinien pozostać numerem jeden w polskiej bramce. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus
REPREZENTACJA POLSKI
– Poprzedni sezon ligowy „Skorup” miał genialny. Może i najlepszy w całym okresie swego pobytu we Włoszech – Piotrowi Czachowskiemu, byłemu reprezentantowi Polski z przeszłością piłkarską na Półwyspie Apenińskim, nie umyka chyba żaden istotny fakt w rozgrywkach Serie A. Kiedy więc wyraża takie opinie, trudno z nimi polemizować. Osiem czystych kont w 27 występach ligowych robi wrażenie (choć rok wcześniej było ich aż 13 w 33!). Kibice Biało-czerwonych zaś z miejsca dorzucają dwa marcowe mecze bramkarza Bologny w koszulce z orzełkiem. To on w grach z Litwą i Maltą położył fundament pod nikłe – ale jakże ważne – triumfy Polaków w starciach z outsiderami europejskiej „kopanej”.
Konkurencja nie była „Bułką z masłem”
Do tych dwóch potyczek Skorupski – po raz pierwszy w ponad 12-letniej (!) przygodzie z zespołem narodowym – przystępował w roli zdecydowanego numeru 1. Wcześniej trudno mu się było poderwać z ławki, gdy za rywali miał cytowanego wcześniej Fabiańskiego oraz Wojciecha Szczęsnego. A gdy już zakończyli kadrowe granie, szedł – w oczach ówczesnego selekcjonera – „łeb w łeb” z Marcinem Bułką. A kiedy teraz, po roszadzie na selekcjonerskim stołku, do Arabii Saudyjskiej nie wysłano powołania do tegoż bramkarza, rywalizacja na treningach nie zamieniła się dla Skorupskiego w „bułkę z masłem”: pojawił się przecież na zgrupowaniu faworyt wielu wpływowych medialnych ekspertów, Kamil Grabara.
Koncentracja, do cholery!
Jan Urban postawił jednak – i to bardzo zdecydowanie – na Skorupskiego. A ten... najwyraźniej okazał się człowiekiem, a nie zimnym, pozbawionym uczuć robotem. Pod skorupą profesjonalisty zawrzały emocje, zapewne związane m.in. z kosztownym błędem z czerwcowego meczu w Helsinkach. – Miałem wrażenie, patrząc na Łukasza, że od strony mentalnej... po prostu stracił nieco koncentrację właśnie na rzecz emocji. A kiedy nie jesteś w pełni skoncentrowany, zdarzają się klopsy i babole – ta przywoływana przez Czachowskiego zasada dotyczy oczywiście każdej boiskowej roli Ale to bramkarz jest jak saper: każda jego pomyłka waży wielokroć więcej! – Koncentracja, do cholery, musi być jego cechą podstawową. A jemu chwilami uciekała! – denerwuje się były reprezentant, dziś telewizyjny ekspert od Serie A.
„Pasztety” i wyprawa na ryby
I do tej ligowej piłki wraca. – Powiedziałem, że miał sezon wybitny, i to prawda. Ale pamiętam takie „pasztety”, po których człowiek tylko oczy przymykał... – wzdycha, tłumacząc okoliczności tamtych pomyłek. – Rywal mocniejszy wywołuje większą koncentrację od tego, którego – pozornie – ograć się powinno nawet „biegając tyłem”. Jeżeli Łukaszowi zdarzało się takie „pasztetowe zagranie”, to zwykle właśnie w starciu z przeciwnikiem z tej kategorii – zaznacza Czachowski, choć szybki „research” pamięci wyrzuca w pierwszej kolejności potknięcia w spotkaniach z Romą i Juventusem. Na szczęście tych genialnych było dużo więcej – z finałem Pucharu Włoch (1:0 z AC Milan) włącznie.
– Bo Łukasz potrafi zagrać genialnie, bezbłędnie – Czachowski przywołuje choćby mecz z Francją na Euro 2024 (1:1). – Na „jedynkę” w kadrze zapracował bezwzględnie, ale powiedzmy sobie uczciwie: przy golu Holendrów w Rotterdamie wyszedł na ryby i zapomniał zamknąć za sobą bram(k)ę – dodaje barwnie i obrazowo.
Merytoryka, nie „widzimisię”
– To prawda: można się przyczepić do puszczonego tam gola, ale... nikt nie jest idealny, więc i jemu przydarzają się błędy. W Rotterdamie jednak to właśnie on pozostałymi interwencjami w pierwszej połowie pozwolił się naszej drużynie utrzymać się przy życiu – analizuje Łukasz Fabiański.
A Piotr Czachowski ostatecznie z tym zgadza się w pełni. – „Skorup ” u Jana Urbana pozostanie pierwszym wyborem, bo ten selekcjoner kieruje się merytoryką, a nie „widzimisię”. Tym niemniej Łukasz musi szybko przeanalizować swój mental i koncentrację. Bo nie ma dziś słabych rywali na poziomie reprezentacji, co pokazał mecz Litwa – Holandia. A w październiku gramy właśnie z Litwą! – przypomina.
Dariusz Leśnikowski
