Sport

Po prostu byli lepsi

Przez dwie minuty drugiej połowy chorzowianie drżeli o wynik, ale finalnie zasłużenie pokonali poznańską Wartę.

Szalejący Miłosz Kozak wielokrotnie napędzał akcje swojej drużyny. Fot. Sebastian Sienkiewicz/Press Focus

Trener Dawid Szulczek nie kombinował ze składem. Zawieszonego za kartki Denisa Venturę zastąpił na „szóstce” Mateuszem Szwochem, który po takim samym zawieszeniu powrócił do kadry meczowej. Lepszy technicznie i bardziej ofensywny 31-latek dawał Ruchowi więcej jakości z piłką przy nodze, a ta była wczoraj w grze „Niebieskich” kluczowa.

Gol problemem... Szczepana

Jak i w Rzeszowie, tak wczoraj na Stadionie Śląskim chorzowianie rozpoczęli od mocnego uderzenia, które przybrało twarz – a raczej głowę – Somy Novothny'ego. Dynamiczną akcję na prawej stronie przeprowadziło trio Mo Mezghrani – Miłosz Kozak – Martin Konczkowski, a ten ostatni znakomicie dorzucił do węgierskiego snajpera, który przeskoczył obrońcę i umieścił piłkę w siatce. Był to jego 3. gol w 4. występie, a drugi ligowy z rzędu, co może zwiastować, że 30-latek w końcu wraca do odpowiedniej dyspozycji. Wszyscy w „Kotle czarownic” oszaleli, no... może poza Danielem Szczepanem. Ulubieniec trybun – jak Szwoch – wrócił do kadry po zawieszeniu, ale usiadł na ławce. Jeśli Novothny nadal będzie strzelał, może być mu trudno o grę w „podstawie”.

W pierwszej połowie nie było wielu okazji, ale nie było wątpliwości, że Ruch jest lepszą drużyną. Nie pozwalał Warcie właściwie na nic, tylko w 28 minucie po stałym fragmencie gry urwał się poznański obrońca Iwajło Markow, którego zatrzymał Martin Turk. Akcje „Niebieskich” napędzała prawa flanka, szalał głodny gry Kozak, kilkukrotnie próbujący zaskoczyć Jędrzeja Grobelnego (chybionymi) uderzeniami z dystansu. W 34 minucie „Kozi” dośrodkował z rożnego do Novothny'ego, ale tym razem Węgier nieznacznie się pomylił.

Szalone sekundy

Po przerwie Ruch starał się podkręcić tempo. Znowu aktywny był Kozak, który wypatrzył wprowadzonego w przerwie Jakuba Myszora, ale ten przegrał z Grobelnym. Chwilę potem pochodzący z Bojszów zawodnik dośrodkował do niecelnie główkującego Bartłomieja Barańskiego, a potem obok bramki uderzył Szwoch (podał mu Kozak). Warta była zupełnie stłamszona i tym większym zdziwieniem było to, gdy po kwadransie... „Zieloni” wyrównali. Przeprowadzili pierwszą akcję po przerwie, a do siatki Ruchu trafił... jego były piłkarz Kacper Michalski. 24-latek, który po wygaśnięciu kontraktu korzystał jeszcze z chorzowskiej gościnności, trenując indywidualnie przy Cichej, przyjął dośrodkowaną piłkę i strzelając przy słupku zdobył bramkę. Długo się jednak goście nie nacieszyli, bo ok. dwie minuty później... znów przegrywali. Wściekły na kilka decyzji sędziego Maciej Sadlok uderzył z dystansu, a piłka po rykoszecie od Jakuba Bartkowskiego zmyliła Grobelnego. Nieszczególnie wymagającą asystę zaliczył przy tym golu Szwoch.

Radość szybko wróciła do Chorzowa, ale końcówka była dla „Niebieskich” nieco nerwowa. Przez większość spotkania Warta prosiła się o gole, ale Ruch nie potrafił „skonsumować” swojej przewagi, więc przy 2:1 wynik pozostawał otwarty. Na szczęście dlagospodarzy, poznaniacy nie byli najlepiej dysponowani i ponieśli zasłużoną – choć pod względem rezultatu wcale nie wyraźną – porażkę. Ruch wygrał w lidze po raz trzeci z rzędu.

Piotr Tubacki