Po meczu nie da się tak od razu zasnąć
Trzecia część rozmowy z Piotrem Lasykiem, arbitrem ekstraklasy, zdobywcą Kryształowego Gwizdka za sezon 2024/25
Piotr Lasyk podczas meczu Śląska Wrocław z Lechem Poznań. Fot. GLEB SOBOLIEV/PressFocus
Co daje praca w zagranicznych ligach sędziemu VAR?
Myśli pan, że specjalizacja wśród sędziów będzie postępować? Że arbiter główny nie będzie się zajmował podczas innych meczów VAR-em?
Mówi pan, że czasem stawka sprawia, że sędzia jest bardziej „elektryczny". Gdybym ja był na pana miejscu i miał sędziować choćby ten ostatni baraż o ekstraklasę między Wisłą Płock a Miedzią Legnica, to bym się stresował. Bez przerwy analizował, co mógłbym zrobić lepiej, a co gorzej.
- Coś w tym jest. Mam kolegów, którzy bez względu na to, o której kończy się mecz, który sędziują - przyjeżdżają do hotelu i oglądają mecz, który prowadzili, analizując własne zachowania i decyzje. Sam po tym ostatnim spotkaniu odpaliłem laptopa i przewijając sobie, analizowałem ważniejsze zdarzenia i kluczowe decyzje. Ale rzeczywiście, adrenalina po meczu nie znika i nie da się chyba tak od razu zasnąć.
Dziś sędziowanie wymaga profesjonalizmu na wielu polach. Dieta? Dziś przecież arbiter nie może być zapuszczony, nie może panem z brzuszkiem.
- Oczywiście, jesteśmy cały czas sprawdzani, nasze parametry fizyczne są monitorowane. Biorąc pod uwagę szybkość dzisiejszej piłki, to sędzia nieprzygotowany pod względem fizycznym jest spóźniony. Jeśli jest spóźniony, to nie ocenia zdarzenia na murawie z optymalnego kąta, więc ryzyko podjęcia błędnej decyzji jest większe. Nic więc dziwnego, że mamy trenera, który w każdy poniedziałek przysyła nam rozpiskę na cały tydzień. Każdy jest inny, ale każdy z nas musi pamiętać, że jest sprawdzany pod kątem wagi, tkanki tłuszczowej.
Fakt, dotarcie do ekstraklasowego poziomu sędziowania wyklucza lenistwo...
- Ale warto! Lubię prowadzić na kursach sędziowskich wykłady z chłopakami, którzy dopiero rozpoczynają sędziowanie. Tłumaczę im: „każdy z nas marzył żeby być piłkarzem. Nie każdy ma do tego talent. Ale nawet jeśli się nie udało, możecie uczestniczyć w wielkich meczach i być częścią wielkiego sportowego widowiska na największych stadionach w innej roli. Kochamy piłkę nożną i możemy realizować się w innej roli". Za mną finał Pucharu Polski, za mną mecze Ligi Mistrzów i Ligi Europy, sędziowanie w innych ligach... A przecież można realizować pasję do piłki w jeszcze zupełnie inny sposób. Można być choćby... operatorem w systemie VAR! W Anglii spotkałem takich, którzy marzyli o grze w Premier League, a finalnie pracują tam właśnie jako operatorzy i mają cały czas styczność z jedną z najlepszych lig świata! (uśmiech). A sędziowanie? Jest naprawdę pięknym zajęciem. Może nie dla każdego, ale rzeczywiście można w tym się realizować!
Znajduję pana jako człowieka w sędziowaniu spełnionego, ale ciągle pożądającego nowych wrażeń.
Czyli porządnego urlopu nie będzie, bo potem zacznie się ekstraklasa.
Jak właściwie wyglądają przygotowania do turnieju jako sędzia VAR. Nie trzeba przecież budować choćby kondycji?
Wśród sędziów, można powiedzieć, są teoretycy i praktycy. Praktycy to ci, którzy sami grali w piłkę. Pan jest praktykiem.
Wydaje się, że sędzia z taką praktyką ma lekką przewagę nad sędzią, który nigdy tego nie doświadczył.
– Naprawdę dobrze jest, jeśli arbiter, nie posiadając nawet dużych umiejętności, jednak tę piłkę dotknął jako zawodnik. Wymagamy od sędziów, żeby zaczynali jak najwcześniej, ale to oznacza, że często nie mają kontaktu z piłką jako gracze w piłce seniorskiej. Mnie było łatwiej dzięki temu, że do 26. roku życia kopałem w piłkę. Dzięki temu rozumiem, czego zawodnicy oczekują, potrafię wyłapać pewne zachowania piłkarzy. Wiem, kiedy coś od siebie dodają, kiedy na przykład chcą mnie oszukać (uśmiech).
Rozmawiał Paweł Czado
