Sport

Plany są bardzo ambitne

Rozmowa z Joanną Brehmer, przewodniczącą Kolegium Sędziów ZPRP

Dla dobra polskich sędziów i piłki ręcznej Joanna Brehmer jest w stanie wiele poświęcić. Fot. Adam Starszyński/PressFocus

W końcówce niedzielnego meczu w Gnieźnie doszło do niespotykanej sytuacji. Miejscowe zawodniczki przez dobre pół minuty spotkania z MKS-em Lublin grały w... poczwórnej przewadze. Z ilu minimalnie osób może się składać zdekompletowany zespół?

- Zacznę od tego, że mecz nie może się rozpocząć z liczbą zawodników mniejszą niż pięciu, ale gra z mniejszą liczbą może być kontynuowana. Wyłącznie sędziowie mogą podjąć decyzję o kontynuowaniu zawodów lub ich zakończeniu. I tutaj trzeba rozpatrywać, czy gra zatraciła charakter sportowy ze względu na kontuzje, niesportowe zachowanie i czy wtedy - ze względu na dyskwalifikacje, albo liczbę kar - nie ma już kto wybiec na boisko.

We wspomnianym meczu mówimy „tylko” o 32 sekundach absencji czterech zawodniczek. Dwie nadal były w polu...

- Dlatego tym bardziej nie było przesłanek do przedwczesnego zakończenia spotkania. Przepis mówi, że zanim sędziowie podejmą taką decyzję, powinni wyczerpać wszelkie możliwości zmierzające do kontynuowania zawodów, a tutaj zaistniała kumulacja kar. Po chwilowych absencjach zespół wrócił do kompletu, więc mecz mógł się toczyć. Żeby stało się inaczej, gra musiałaby zatracić charakter sportowy.

Zatem Bartosz Leszczyński i Marcin Piechota podjęli słuszne decyzje?

- W takich meczach musi być konsekwencja sędziów, a mecz nie był łatwy do prowadzenia. Progresję karania ustawili sobie bardzo dobrze, bo nie może być tak, że raz będą karać, a raz nie. Oglądałam ten mecz i może co do jednej kary miałabym wątpliwości, ale dziś to jest tylko gdybanie.

Czy czerwona kartka pokazana od razu z automatu oznacza absencję w kolejnym meczu?

- Czerwona z niebieską tak - to automat i mecz pauzy, ale czerwona kartka wynikająca z gry, bezcelowości, zamiaru, premedytacji, złośliwości już nie. Takie sytuacje rozpatruje Komisarz Ligi po zakończonej kolejce.

To przejdźmy do oceny mijającego roku i tego co przed sędziami?

- Za i przed nami bardzo dużo pracy. Mamy bardzo ambitne plany i cele. Dużo imprez mistrzowskich nas czeka. Mistrzostwa świata U-21 mężczyzn w Polsce, w których po pięciu latach - mam taką nadzieję - polska para będzie reprezentowała nasz kraj. W 2026 roku odbędą się mistrzostwa Europy kobiet, które współorganizujemy, więc oczekiwania mamy podobne do mundialu młodzieżówek. Pod tym kątem już pracujemy z sędziami. Mamy grupę PRO, która jest pod szczególnym nadzorem, a do tego wdrażamy młodszych arbitrów.

Młodzież garnie się do sędziowania?

- To jeden z naszych sporych problemów. Brakuje chętnych, nowych osób. Dlatego uderzamy mocno w środowisko, idziemy w kierunku odbudowania respektu dla nas, bo w tej kwestii pewne granice zostały już mocno przekroczone.

A modny ostatnio temat, także w sporcie - kobiety i parytet. Będzie więcej pań w duetach sędziowskich?

- Jestem zwolenniczką jakości, a nie ilości. Nie chodzi o to, by manewrować liczbami, jednak z własnego doświadczenia wiem, że jeżeli kobiety chcą coś osiągnąć, do czegoś dojść, to muszą być dwa razy lepsze od mężczyzn. Europa i świat pokazują, że mamy dobre kobiece pary, które są regularne nominowane także do prowadzenia męskich rozgrywek, jak chociażby francuskie bliźniaczki Charlotte i Julie Bonaventura czy niemieckie siostry, Tanja Kuttler i Maike Merz, które po igrzyskach w Paryżu zrobiły sobie przerwę z powodu ciąży. Ale na styczniowe mistrzostwa świata mężczyzn mamy już nominowane trzy żeńskie pary, co dowodzi, że otwieramy się na kobiety i nie boimy się nimi obsadzać imprez z udziałem panów. Dodam, że na mundialu będą też cztery panie w roli delegatów IHF.

A jaka jest sytuacja w Polsce?

- Mamy jedną parę, którą odważyliśmy się dać sędziować męską Superligę; mam na myśli Sylwię Bartkowiak i Weronikę Łakomy. Mamy też wiodącą parę sióstr Małgorzata Lesiak i Urszula Lidacka, które też planuję nominować na mecze męskiej Superligi i to na razie tyle. Nie ukrywam jednak, że mamy problem z młodymi sędziami. Warunki są mocno niesprzyjające, nie każdy sobie radzi z życiem sędziego. To jest naprawdę ogromna presja, trzeba umieć sobie radzić ze stresem. A wracając jeszcze do kobiet, to mamy parę pań na niższych szczeblach. Chciałabym znaleźć jedną czy dwie perełki w ich gronie. Taki też jest mój cel, by je wypromować, tym bardziej że w IHF odpowiadam za rozwój kobiet na świecie, więc to sytuacja bardzo niekomfortowa, że nie mamy pary, którą miałabym tam blisko siebie.

I to są te niektóre plany na przyszłość?

- Problem jest taki, że wszystkie te plany są mega długoterminowe. Z dnia na dzień nic nie można zrobić. To tak jak trener, który dopiero obejmuje zespół, a prezesi oczekują wyników na już. Tak się nie da. W piłce ręcznej to bardzo długi proces szkolenia, najpierw na krajowym poziomie, później żeby się dostać na Europę i na świat. A żeby kogoś wymienić na szczeblu europejskim, to ktoś musi zrezygnować lub odejść z innych powodów. Dlatego pary, które warto sprawdzić, czasami muszą swoje odczekać. Czyli trzeba być bardzo dobrym, bardzo mocno pracować i jeszcze przy tym mieć dużo szczęścia, żeby wykorzystać swoją szansę.

No to życzymy powodzenia i sukcesów!

- Jestem w stanie wiele poświęcić, by pomóc koleżankom i kolegom. Mamy bardzo obiecujące pary, utalentowane i z dużymi perspektywami, ale nazwiska na razie zostawmy w zaciszu. Niech spokojnie pracują i się rozwijają. 4-5 stycznia w Warszawie organizujemy szkolenie dla 30 par Superligi. Kolegium Sędziów zajęło się też szkoleniem delegatów, którzy również są pod nim, a to kolejne 50 osób. To mnóstwo pracy, ale dla mnie jedyna droga, która może przynieść efekt, czyli współpraca sędziów z delegatami - razem się szkolimy, razem pracujemy, odpowiadamy za wynik, jesteśmy jedną grupą, która działa dla dobra polskiej piłki ręcznej.

Rozmawiał Zbigniew Cieńciała