Sport

Piekielny finał

Wicemistrzowie Polski przegrali drugi mecz z rzędu w Lidze Mistrzów, choć na 4 minuty przed końcem prowadzili, a w ostatnich 17 sekundach dostali od losu piłkę na remis.

Mimo doskonałej postawy Miłosza Wałacha kileczanie nie podnieśli punktów z parkietu w Segedynie. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus

Oba zespoły miały na koncie po 6 punktów, więc wczorajsze spotkanie być może miało decydujące znaczenie w walce o 2. miejsce w tabeli, dające bezpośredni awans do ćwierćfinału. Dlatego w Kielcach głośno mówiono, że dla nich to pojedynek sezonu. - Marząc o drugim miejscu, musimy wygrać - dało się słyszeć. 

Pierwsza połowa była znakomitym, toczonym w szalonym tempie widowiskiem. Były wielkie emocje, zmieniające się jak w kalejdoskopie i przechodzące z jednej strony na drugą prowadzenia. Kielczanie zaskoczyli gospodarzy w początkowej fazie wyrafinowaną, mocną postawą przede wszystkim w obronie, więc w 9 min prowadzili 4:1. Wtedy jednak Węgrzy „podrasowali” swoje silniki i w momencie nie tylko odrobili straty, ale w 11 min objęli prowadzenie 6:5. W tym momencie ruszył rollercoaster wynikowy. Industria odzyskała prowadzenie (7:8 w 17 min), 5 minut później goniła dwubramkową stratę (11:9), a w 27 minucie wszystko zaczynało się od początku (13:13). Niestety, wicemistrzowie Polski dali się zaskoczyć w końcowych fragmentach, więc po przerwie trzeba było się zająć niwelowaniem przewagi podopiecznych Michaela Apelgrena. I ta sztuka się „scyzorykom” udała, a nawet objęli prowadzenie, wykorzystując podwójne osłabienie rywali i dobrą postawę w bramce Miłosza Wałacha. A potem powtarzał się scenariusz z pierwszej połowy, gdy na tablicy najczęściej pojawiał się wynik remisowy (17:17, 19:19, 21:21, 23:23). Przy dziewiątym (!) remisie w drugiej połowie (24:24) o czas poprosił szkoleniowiec Industrii i Arkadiusz Moryto z 7 metrów zapewnił swemu zespołowi kolejne prowadzenie. Natychmiast zareagował trener Appelgrem, prosząc o przerwę i 10. remis stał się faktem. Zostało 5 minut do końca, wicemistrzowie Polski prowadzili (25:25), a finał był niesamowity, jak całe spotkanie. Na półtorej minuty przed końcem kielczanie mieli do odrobienia dwa gole i to co wydawało się niemożliwe, stało się realne. Arstem Karalek zdobył kontaktową bramkę, 22 sekundy przed końcem o czas poprosił trener Apelgren, rozrysował akcję i... błąd kroków popełnił Janus Smarason. Teraz to kielczanom zostało 16 sekund do doprowadzenia do remisu. Tałant Dujszebjew objaśnił jak zagrać „do pełni szczęścia”, ale Jogre Magueda, na 4 sekundy przed ostatnią syreną, zdecydował się na rzut, który był bardzo nieudany. Remis po piekielnym meczu w Segedynie był o rzut. Tylko i aż...

Zbigniew Cieńciała

OTP Bank Pick Szeged - Industria Kielce 28:27 (15:13)

PICK: Thulin, Mikler - Smarason 4, Bodo 3, Jelinić, Bogojević, Sostarić 5/2, Frimmel 5, Banhidi, Karalash 1, Toto 4, Kukić 1, Rea, Garciandia 5, Mackovsek, Szilagyi. Kary: 4 min. Trener Michael APELGREN.

INDUSTRIA: Wałach, Mestrić - Moryto 5/2, Olejniczak 4, Karacić 2, Karalek 1, D. Dujszebajew 3, Surgiel, Wiaderny, Kounkoud, Magueda 3, Gębala, Rogulski, Monar 2, Nahi 7. Kary: 6 min. Trener Tałant DUJSZEBAJEW.

Sędziowali: Slave Nikolov i Gjorgji Nachevski (Macedonia). Widzów 8300.