Sport

Pięć miesięcy bez domowej wygranej

Na zwycięstwo przed własną publicznością piłkarze Zagłębia Sosnowiec czekają od 5 kwietnia, kiedy pokonali Olimpię Elbląg.

Łagodnie mówiąc, Roko Kurtović nie notuje ostatnio najlepszej passy... Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus

Sosnowiczanie bezskutecznie próbują „odczarować” ArcerolMittal Park. W niedzielnym starciu z Olimpią Grudziądz byli blisko przerwania fatalnej passy, ale w doliczonym czasie gry dali sobie wyrwać wygraną. Zagłębie dwukrotnie goniło wynik, zdołało wyjść na prowadzenie, lecz błędy w defensywie zaważyły na stracie punktów. - Niedosyt. To słowo najlepiej obrazuje stan, który nam towarzyszy. Podnieśliśmy się z bardzo niekorzystnego wyniku, zdobyliśmy bramkę na 3:2, a potem stało się coś, w co nie mogę uwierzyć. Straciliśmy bramkę w liczebnej przewadze i zamiast 3 punktów mamy tylko „oczko”. Byłem przekonany, że trwająca 5 miesięcy seria bez wygranej na własnym stadionie się zakończy - mówił trener Marek Gołębiewski. - Czasami brakuje słów, bo po takich meczach trzeba zwyczajnie ochłonąć, by nie powiedzieć czegoś za dużo i zostać dobrze zrozumianym. Wiadomo, w jakim klubie jesteśmy. Zagłębie powinno grać w wyższej lidze, ale to jest sport. Każdy chce z nami wygrać - mówił na konferencji prasowej szkoleniowiec drugoligowca.

A Łobodziński czeka

Po wodzą Gołębiewskiego piłkarze Zagłębia zawodzą. W sześciu meczach odnieśli jedno zwycięstwo i nie dziwi, że coraz głośniej mówi się o jego dymisji. Wszystko jednak wskazuje, że do czasu rozstrzygnięcia spraw własnościowych klubu trener zachowa posadę. Przypomnijmy, że jedną z osób, które chcą przejąć od miasta akcje, jest Marek Koźmiński. Były reprezentant Polski i wiceprezes PZPN mecz z Olimpią oglądał z wysokości trybun w towarzystwie m.in. Piotra Burlikowskiego, który w przypadku przejęcia Zagłębia przez Koźmińskiego, miałby odpowiadać za pion sportowy. Z naszych informacji wynika, że na ławce trenerskiej mógłby zasiąść Wojciech Łobodziński zwolniony na początku sierpnia z Miedzi Legnica. Wszystko zależy od efektów negocjacji przetargowych dotyczących przejęcia akcji.

Jak szwajcarski ser

W niedzielę znów nie popisała się sosnowiecka defensywa. Do tej pory Zagłębie straciło już 14 bramek, najwięcej w lidze. Wydawało się, że przyjście takich piłkarzy jak Mateusz Matras czy Adrian Gryszkiewicz rozwiąże problem, a tymczasem obrona nadal jest dziurawa jak szwajcarski ser. Zawodzi zwłaszcza Roko Kurtović, który niemal w każdym meczu ma coś na sumieniu. To właśnie Chorwat dał się przeskoczyć piłkarzowi Olimpii w ostatniej akcji. Zamiast pójść za ciosem i poszukać 4. bramki, zespół z Sosnowca się cofnął i podał tlen rywalom. - O trzecim golu nie chcę nawet wspominać, bo przede wszystkim powinniśmy grać niżej, a poza tym zawodnicy wiedzieli, kto najlepiej u przeciwników gra głową i kto może nam zagrozić. Z kolei przy drugiej bramce popełniliśmy rażący błąd. Nikt nie doskoczył, nikt nie rzucił się na piłkę i rywal miał sporo czasu, by przymierzyć - analizował trener Gołębiewski.

Plusy przesłonięte przez minusy

„Wygranymi” zremisowanego 3:3 spotkania zostali bezsprzecznie Bartosz Snopczyński, Kacper Skóra i Igor Dziedzic. Ten pierwszy w 13 minut wypracował rzut karny, który zamienił na bramkę i asystował przy debiutanckim trafieniu tego drugiego. Pozyskany kilkanaście dni temu z Arki Gdynia zawodnik pokazał, że może dać jakość nie tylko na skrzydle, ale także w środku pola, a poza tym potrafi zachować się w polu karnym, podobnie zresztą jak Jewgienij Szykawka. Białorusin w drugim kolejnym meczu wpisał się na listę strzelców. Z kolei Dziedzic to na tę chwilę bezsprzecznie najlepszy młodzieżowiec w kadrze sosnowiczan. To plusy, które na tę chwilę są przesłonięte przez minusy. Tych drugich jest na dziś znacznie więcej, a największym z nich to postawa defensywy.

Krzysztof Polaczkiewicz