Sport

Perfekcjonistka w każdym calu

Biegi są dla ludzi z charakterem, walecznych, zawziętych, którzy lubią spędzać czas z... samym sobą – tak twierdzi Wiktoria Krupowicz.

Uśmiech, gracja i elegancja - tak prezentowała się Wiktoria Krupowicz po pokonaniu 50 km w Silesii Marathonie. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus.pl

Nigdy nie pasjonowała się biegami i nie przepadała za tą formą aktywności. A teraz pokonuje dystans ultramaratonu w Silesia Marathonie i to z jakim skutkiem! Gdy przygotowywała do dekoracji za zwycięstwo na dystansie 50 km, jej mama rozpoczęła finiszowe 400 m na Stadionie Śląskim w maratonie. Gdy zobaczyła córkę na telebimie, zalała się łzami i krzyczała: „To moja córka, wygrała!”. Ale i ona osiągnęła sukces, kończąc ten morderczy bieg. To wszystko działo się w 2022 roku. W następnym roku Wiktoria zdążyła pokonać 50 km, a jej rodzina... spóźniła się na finisz. Swoje winy „odkupiła” uroczystym obiadem, świętując nie tylko zwycięstwo Wiktorii, ale również jej zaległe wrześniowe urodziny.

Dość tej gonitwy!

Gdy patrzy się na szczupłą dwudziestoparolatkę trudno sobie wyobrazić, że jako dziewczynka była dość postawna; i nie stroniła od sportu. Najpierw chodziła na zajęcia dżudo. Przyszło jej walczyć z chłopakami, którzy po jej udanych akcjach fruwali w powietrzu. Ponadto uczestniczyła w szkolnych zawodach niemal w każdej dyscyplinie - zarówno w podstawówce, gimnazjum, jak i w liceum. Taki sportowy omnibus to dla nauczyciela wychowania fizycznego prawdziwy skarb.

- Jednak zdecydowanie najwięcej czasu poświęciłam piłce ręcznej, którą trenowałam przez kilka lat - wspomina Wiktoria. - Wychodziłam z domu do liceum, kiedy jeszcze było ciemno. Brałam jedzenie na cały dzień, bo po lekcjach jechałam na trening do Katowic. Wracałam do domu, kiedy znów było ciemno. To był rzeczywiście intensywny okres, ale zbliżał się czas, by podjąć wiążące decyzje. Przed pójściem do klasy maturalnej musiałam sobie odpowiedzieć na pytanie: nauka czy sport? Z nauką nigdy nie miałam kłopotów, miałam nawet świadectwa z paskiem. Rodzice też mnie wspierali w moich sportowych zainteresowaniach, mimo że sami nie byli sportu entuzjastami (do czasu - przyp. red.). W końcu podjęłam podjęłam decyzję: koniec takiej gonitwy, trzeba mieć więcej czasu dla siebie. I skupiłam się na przygotowaniach do matury. Wówczas też uświadomiłam sobie, że w gruncie rzeczy nie pasuję do gier zespołowych. Zawsze starałam się być perfekcyjnie przygotowana i tak też prezentować na parkiecie. Ale nie przekładało się to na wynik drużyny. Tak, jestem zdecydowanie indywidualistką...

Tyle że mogło się to wiązać z zerwanie z systematycznym treningiem, tymczasem jej organizm potrzebował endorfin...

Gadu, gadu...

Mama Aneta postanowiła biegać amatorsko - dla zdrowia - nie myśląc o żadnym dystansie czy też mierzeniu czasu. - Skoro mama biega, to może do niej dołączę – pomyślała Wiktoria i tak też zrobiła.

- To był fajny początek, bo pokonywałyśmy sobie „naszą” 4-kilometrową rundkę i gadałyśmy o sprawach ważnych i mniej ważnych - uśmiecha się Wiktoria. - To była dla mnie zupełna amatorka, bo biegałam w dresie oraz w butach z czasów treningów w piłce ręcznej. No i tak sobie biegałyśmy, rozmawiałyśmy, tyle że w coraz wyższym tempie. W końcu mama stwierdziła, że przesiądzie się na rower i będzie mi towarzyszyć. Ale w pewnym momencie i na rowerze już nie potrafiła mi dotrzymać kroku. Mama więc wróciła do biegów w swoim tempie, zaś ja sobie uświadomiłam, że odnalazłam się bieganiu. Zaczęłam robić postępy i stwierdziłam, że potencjał, jaki we mnie drzemie, można by lepiej wykorzystać. Nie, nie myślałam - i nadal nie myślę - o żadnych profitach.

Pod kontrolą

Wiktoria z pomocą internetu ułożyła sobie plan i skrzętnie go realizowała. Zachowała go na pamiątkę, pewnie po jakimś czasie zajrzy do niego i tylko się uśmiechnie.

- A potem w internecie znalazłam trenerkę, obserwowałam ją w mediach społecznościowych, ale musiałam cierpliwie poczekać nim znalazłam się pod jej opieką, bo kolejka do niej była spora - wyjawia nasza bohaterka. - Ania Halska - bo o niej mowa - wcześniej przygotowywała triathlonistów i biegaczy górskich. Obecnie jej grupa liczy około 30 biegaczy. Trenuję na podstawie jej planów od 2021 roku. Dla mnie najważniejsze, że wyniki szybko się poprawiły, i że robię stałe postępy. I już tak się pozytywnie zakręciłam, że to jest nie tylko moja pasja, ale i styl życia. Dzień trzeba sobie ułożyć tak, by znaleźć czas na trening. Najlepiej rano, by później przejść z ochotą do innych obowiązków - do niedawna na uczelni czy też w pracy.

Wiktoria każdy dzień, jak przystało na perfekcjonistkę, ma dokładnie zaplanowany. - Sama siebie skrupulatnie rozliczam, nie tylko z obowiązków sportowych, ale i zawodowych – podkreśla bardzo mocno.

Bieg Mikołajkowy i... ultramaraton

Gdy zaczynała swoją przygodę z biegami chyba nie przypuszczała, że będzie triumfowała w ultramaratonie, rozgrywanym w kultowej - jak sama mówi - imprezie w naszym regionie, Silesia Marathonie.

- Pamiętam moje pierwsze zawody. To był Bieg Mikołajkowy w Dolinie Trzech Stawów, bardzo sympatyczna impreza - uśmiecha się Wiktoria. - Ale już byłam na etapie poszukiwania większych wyzwań - postanowiłam, że muszę się przygotowywać do pokonania półmaratonu podczas naszej sztandarowej imprezy. W 2018 r. pokonałam ten dystans w 2:01 godz. i byłam z siebie niezwykle dumna. Jeszcze na dobre nie ochłonęłam z emocji, a już pomyślałam o maratonie. I w kolejnym roku, jako 20-latka, najmłodsza w gronie uczestników, stanęłam na starcie. Zajęłam 421. miejsce z czasem 3:44.50 i znów miałam powody do radości, bo przecież trasa nie należy do łatwych. Obecnie mój rekord wynosi 3:01.41, ale podczas ultramaratonu na 50 km zmierzono mi czas na klasycznym dystansie i okazało się, że złamałam granicę 3 godzin. Jeśli wszystko odpowiednio się ułoży, wystartuję więc w maratonie i spróbuję poprawić już oficjalnie swój rekord. Na 50 km startuje mniej zawodniczek i zawodników, są oni mocno zaprawieni w bojach na tym dystansie. Stać na najwyższym stopniu podium to wielka frajda i satysfakcja. Biegi są dla ludzi z charakterem, walecznych, zawziętych, którzy lubią spędzać czas z... samym sobą. A ja właśnie taka jestem...

Powody do dumy

Pasja do biegów jest ściśle powiązana z umiłowaniem wiedzy. Z nauką, jak już wspominaliśmy, nigdy nie miała żadnych problemów. Matura z wyróżnieniem, licencjat na kierunku międzynarodowy biznes prowadzony w języku angielskim w Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach w tym samym stylu, tak też było na studiach magisterskich w Szkole Głównej Handlowej w stolicy.

- Skoro jestem taka charakterna, to i w tym przypadku muszę mieć wszystko odpowiednio zaplanowane - śmieje się nasza rozmówczyni. - Nauczyłam się wykorzystywać czas do perfekcji. Książki do nauki towarzyszą mi na każdym kroku. Również w samochodzie, gdy jestem pasażerem, czy w pociągu, potrafię nawet się skupić w tramwaju na znacznie krótszym dystansie. Gdy pisałam licencjat, znalazłam ciekawe podcasty o interesującej mnie tematyce, których słuchałam podczas treningów, a wykorzystałam je w swojej pracy, uwzględniając w przypisach. Promotorka pracy i komisja egzaminacyjna była wielce zdziwiona, ale wytłumaczyłam ich genezę. By dostać się na studia magisterskie, trzeba było przejść trudny test, obejmujący całą wiedzę ekonomiczną. Za pierwszym razem zdałam, ale powstały komplikacje z moją pracą licencjacką, bo została zbyt późno złożona, nie z mojej winy zresztą. Dlatego miałam rok przerwy w edukacji, ale wykorzystałam ją na pracę zawodową. A potem ponownie zdałam na SGH, nie rezygnując z pracy, Z kolei na studiach tak wszystkie zajęcia skumulowałam, że zaliczałam je w trzy dni. Nie zaniedbywałam ani pracy, ani treningów, a w weekendy startowałam w imprezach biegowych czy Akademickich Mistrzostwach Polski. Biegałam na 800 m, 1500, bywało, że i na dłuższych dystansach. Nigdy mnie nie pociągało życie studenckie, bo miałam inne priorytety. Gdy miałam wolny piątkowy wieczór, wolałam odpocząć w zaciszu domowym. Jestem już po obronie magisterskiej (znów z wyróżnieniem - przyp. red.), ale myślę o dalszej edukacji. Rok przerwy i czas na studia doktoranckie.

Słowem Wiktoria jawi się jako osoba z innej planety...

Śląsk – właściwe miejsce

Bez większego problemu mogła pozostać w stolicy, bo i praca była ciekawa, i perspektywiczna, a również innych ofert też nie brakowało.

- Nie wkomponowałam się w życie stolicy. Gdy wracałam na Śląsk, odzyskiwałam wigor i humor - podkreśla biegaczka. - Tutaj wyjdę z domu, po kilkuset metrach jestem w lesie i mogę biegać lub odpoczywać. Tak samo jest imprezami biegowymi, bo miałam okazję startować na Cyprze, Malcie, w Walencji, a nawet na Zanzibarze. Ale nigdzie tak dobrze się nie czułam jak podczas Silesia Marathonu. Byłam swego czasu na Erasmusie w Walencji, ale musiałam wracać, z wielkimi zresztą przygodami, z powodu covidu. Startowałam, gdy tam studiowałam, a podobało mi się, bo trasa była płaska. Właśnie zamierzałam polecieć do Walencji na bieg zaplanowany na 1 grudnia, ale nie wiadomo, czy z powodu powodzi się odbędzie. Byłaby to podróż sentymentalna do miasta, z którego musiałam w pośpiechu wyjeżdżać.

A w przyszłym roku? Oczywiście Silesia Marathon na klasycznym dystansie 42,195 km, a pewnie po drodze pewnie jeszcze kilka innych biegów. W końcu to one wyznaczają styl życia Wiktorii.

Włodzimierz Sowiński

Wiktoria triumfalnie mija metę na bieżni Stadionu Śląskiego... Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus.pl