Sport

Pchnięcie sztyletem

KOMENTARZ „SPORTU” - Bogdan Nather

W felietonie opublikowanym w dniu meczu Ruchu z Wisłą w „Kotle Czarownic” wyraziłem życzenie, by miał on znak najwyższej jakości, pełnym zwrotów akcji i gradu bramek. Doczekałem się tylko worka goli, bo znak najwyższej jakości zaprezentowała wyłącznie „Biała Gwiazda”, a zwłaszcza jej snajper wyborowy, Angel Rodado. Na tle tak znakomicie dysponowanego przeciwnika gospodarze przypominali mi konesera malarstwa, któremu zamiast obiecanego obrazu Rembrandta przysłano... pocztówkę z wakacji.

Szkoleniowiec „Niebieskich” Dawid Szulczek nie owijał w bawełnę i przyznał, że przeżył koszmar. Wcale mu się nie dziwię, chociaż mnie przyszła do głowy trochę inna refleksja. Mianowicie taka, że dla sztabu szkoleniowego oraz piłkarzy Ruchu łomot, jaki spuściła im w sobotę „Biała Gwiazda”, był niczym 23 pchnięcia sztyletem, które spowodowały śmierć najsłynniejszego rzymskiego wodza i polityka, Juliusza Cezara (przy okazji - nie był cesarzem, ponieważ miesiąc przed śmiercią, dokładnie 14 lutego 44 roku, odmówił koronacji).

Nie zamierzam dłużej pastwić się nad zespołem, który de facto na boisku tylko statystował, bo to nie była jedyna katastrofa, której świadkiem byłem tego dnia w Chorzowie. O pomstę do nieba wołał mianowicie stan murawy pod jedną z bramek, obejmujący całe pole karne. To miała być reklama Stadionu Śląskiego?