Oto najlepsze rozwiązanie dla mundialu
Futbol jest dziwny. Dlatego naszym zdaniem byłoby lepiej, gdyby w finałach mistrzostw świata grały nie 48, a 64 reprezentacje!
„Se juega en casa”, czyli „(Mundial) gra w domu” głosi napis na siedzibie południowoamerykańskiej federacji piłkarskiej w stolicy Paragwaju, Asuncion. Byliśmy tam w zeszłym miesiącu. Fot. Paweł Czado
Ludzkość ma to do siebie, że jeśli jakiś pomysł jej wyjdzie – a pomysł mundialu to arcydzieło – chce go zmonetyzować. Oczywiście piszemy w tym momencie zbyt ogólnie. Mundial chce zmonetyzować FIFA, która wydaje się organizacją wyjątkowo chciwą. Ta chciwość sprawia, że mundial się rozrasta do niebotycznych rozmiarów. Kiedyś był zbyt mały, teraz jest zbyt duży. A może być jeszcze większy.
Nie o chciwości jednak tym razem chcemy pisać, to osobne zagadnienie, a o… związanym z poprzednim zdaniem paradoksie. Tu być może pojawia się więc najlepszy moment, żeby wyjaśnić, dlaczego właściwie piszemy tekst. Otóż paradoks polega na tym, że puchnięcie mundialu ma naszym zdaniem sens jedynie w… określonych rozmiarach! Przyjrzyjmy się realiom.
64 lepsze niż 48
Najbliższy turniej finałowy odbędzie się w przyszłym roku, a jego drugie imię brzmi „Po raz pierwszy”. Po raz pierwszy bowiem odbędzie się w trzech państwach, po raz pierwszy wystąpi w nim aż 48 reprezentacji narodowych. Jeden aspekt łączy się trochę z drugim, bo jednemu państwu coraz trudniej udźwignąć tak rozbuchaną imprezę…
Nie ukrywamy – jesteśmy futbolowymi romantykami. Lubiliśmy, kiedy mundial odbywał się w jednym państwie, miał wtedy charakterystyczny, niepowtarzalny, a zarazem jednorodny klimat. Lubiliśmy też format 32-zespołowy, bo wydawał się nam optymalny. Format 16-zespołowy był za mały, a format 24-zespołowy czy 48-zespołowy to w naszej opinii jedynie bękarty chciwości. Okazuje się, że Arabia Saudyjska, która w grudniu otrzymała prawo organizacji mistrzostw świata w 2034 roku, byłaby „więcej niż szczęśliwa”, gdyby mogła gościć piłkarski mundial w formacie rozszerzonym do 64 narodowych zespołów. Tak podał portal „The Athletic”.
Paradoks polega na tym, że naszym zdaniem obecność w turnieju finałowym 64 zespołów jest lepsza niż 48. Dlaczego? Siłą regulaminów wielkich światowych turniejów zawsze jest prostota i rozumienie zasad przez świat bez wysiłku. Świat bez wysiłku rozumiał regulamin 32-zespołowego mundialu: 8 czterozespołowych grup, każdy uczestnik ma gwarancję rozegrania trzech meczów, a co dalej – zależy od niego: w drodze po medal może ich rozegrać nawet 7, ale już w klasycznej, pucharowej drabince. Rozumie to nawet sześcioletnie dziecko – wiemy co, piszemy.
W pogoni za pieniędzmi FIFA zniszczyła stabilny format 16-zespołowy przed tak drogim nam mundialem w Hiszpanii, gdzie pierwszy raz pojawiły się 24 zespoły. Choć był wspaniały, niektóre regulaminowe kruczki okazały się niewypałem, choćby grupy trzyzespołowe, w których zespół przegrywający w pierwszym meczu właściwie tracił motywację w drugim (przykładem Belgia albo Argentyna). W Meksyku doszło więc do jeszcze większego absurdu – z niektórych grup wychodziły dwie, a z innych trzy reprezentacje (choćby Polska na trzecim miejscu), żeby stworzyć 16-zespołową stawkę.
I teraz najważniejsze – najlepszy regulamin takiego turnieju w naszej opinii to taki, gdzie bez udziwnień zostają na końcu dwie drużyny. A klucz bez udziwnień to 2-4-8-16-32. Wtedy najłatwiej można przejść dalej albo odpaść. Tu nie ma miejsca na 24 albo 48.
Mundialowy zespół odstawienny
Rozsądny format „32” obowiązywał w latach 1998-2022. Apele o rozszerzenie MŚ już w 2030 do 64 krajów pochodzą głównie z Ameryki Południowej, a Alejandro Dominguez, prezydent CONMEBOL (Południowoamerykańskiej Konfederacja Piłki Nożnej), poparł ten pomysł na początku kwietnia po tym, jak Urugwajczyk Ignacio Alonso podniósł tę propozycję na marcowym posiedzeniu Rady FIFA. Dominguez argumentował, że skoro mundial 2030 roku będzie nawiązywał do 100-lecia pierwszego turnieju w Urugwaju, to powinna to być uroczysta, rozszerzona edycja.
W efekcie Urugwaj, Argentyna (zwycięzca MŚ 2022) i Paragwaj (kraj, w którym mieści się siedziba CONMEBOL) mają gościć po jednym meczu na początku turnieju w 2030 roku, a pozostałe 101 spotkań w 48-drużynowej imprezie zostanie podzielonych między Maroko, Portugalię i Hiszpanię.
W kontekście tego, co napisaliśmy pod pierwszym śródtytułem, dziwi nas, że pomysł wywołał również krytykę. Szef europejskiego futbolu Aleksander Czeferin (UEFA) odrzucił propozycję wręcz jako „zły pomysł”, a szejk Salman bin Ibrahim, prezes Azjatyckiej Konfederacji Piłkarskiej, której częścią jest Arabia Saudyjska, stwierdził, że spowodowałoby to chaos.
Format 64-zespołowy ma ogromną przewagę nad formatem 48-zespołowym, już o tym pisaliśmy: jego regulamin jest prosty, a do tego dochodzi jeszcze jakże ważna, statutowa promocja futbolu. Oczywiście – będzie to turniej monumentalny, ale jako miłośnikom mundiali, które uwielbiamy najbardziej na świecie – właściwie to nam nie przeszkadza. Tak, zdajemy sobie sprawę, że w samej fazie grupowej trzeba będzie rozegrać aż 96 meczów. Szczerze powiedziawszy, nie zastanawialibyśmy się nawet sekundy, mając do wyboru to lub kuriozalne rozgrywki klubowe, z których UEFA uczyniła parodię. Czeferinowi pewnie się to nie podoba, bo zrobiłoby się zbyt ciasno dla tych pucharowych rozdętych rozgrywek, których obecny format też jest pochodną chciwości.
W formacie 64-zespołowym musiałyby się odbywać dziennie cztery mecze, czyli dwóch z 16 grup (hurrraaa!), więc na samą fazę grupową trzeba byłoby przeznaczyć 24 dni. W sumie, z 32 meczami fazy pucharowej, odbyłoby się 128 spotkań. Przynajmniej poczulibyśmy, że mundial nie skończy się zaraz po fazie grupowej, wtedy zawsze robiło się nam smutno, bo tych superważnych meczów zostawało już niedużo. Mieliśmy wtedy tzw. „mundialowy zespół odstawienny” – drżenie rąk, lęki, niepokój, drażliwość, zaburzenia snu i nadmierne pocenie się. Przy mundialu 64-zespołowym możemy tego uniknąć.
Ktoś powie, że eliminacje wtedy nie mają sensu. To bzdura: mamy ponad 200 federacji, więc dwie trzecie i tak zostaną w domu. Przeprowadźmy turniej w formacie „64” i przekonajmy się, czy warto. To naprawdę lepsze niż 48!
Paweł Czado, Grzegorz Kaczmarzyk