Oddzielmy przeszłość grubą kreską
Rozmowa z Jakubem Kamińskim, piłkarzem FC Köln i reprezentantem Polski
Jakubowi Kamińskiemu bardzo posłużyła przeprowadzka do beniaminka Bundesligi z Kolonii. Fot. IMAGO/PressFocus
REPREZENTACJA POLSKI
Asysta i gol w sparingu z Atalantą Bergamo (4:0), asysta w kontrolnym starciu z Leicester (3:1), zwycięski mecz w Pucharze Niemiec z Jahn Regensburg (2:1) i udana inauguracja ligowa w Mainz (1:0) – Jakub Kamiński po przeprowadzce do Kolonii ma powody do zadowolenia. W piątek doszedł kolejny – powołanie do reprezentacji na eliminacyjne mecze z Holandią i Finlandią. W niedzielę zaś jeszcze jeden: bramka – pierwsza od 827 dni! – w Bundeslidze w zwycięskim (4:1) spotkaniu z Freiburgiem.
Rozumiem, że nie ma na co narzekać u progu sezonu?
- Zdecydowanie nie. Mecze w pucharze i lidze zaczynałem w wyjściowym składzie, są minuty, jest zdrowie. Bardzo sobie chwalę przygotowania. Wszystko – dzięki mojej agencji menedżerskiej – udało się dopiąć tak, że mogłem w nich brać udział od pierwszego dnia. I mam wrażenie, że były one bardzo dobre w moim wykonaniu. Najważniejsze, że wywalczyłem pierwszy skład. Trener Lukas Kwasniok mocno na mnie liczy; na dodatek na tych pozycjach z przodu, na których ja bardzo chciałem występować.
Jakieś nowe zadania?
- To już mój czwarty sezon w Bundeslidze, zagrałem w niej ponad 70 meczów, więc doświadczenia już trochę mam i wiem, czym się ją je. Od trenera Kwasnioka dostałem zaufanie na „dziesiątkach”. Mogę pokazać swoją szybkość, dynamikę. Mam nadzieję, że tak będzie na przestrzeni całego sezonu. Że i ja, i drużyna zadowoleni będziemy z końcowego wyniku. Ale na razie cieszę się każdym chwilą, każdym treningiem, każdym meczem. Jestem w Kolonii szczęśliwy i mam nadzieję, że tak zostanie.
Mówi pan o grze na „dziesiątkach”. A więc to już nie jest „klasyczny Jakub Kamiński”, hasający wzdłuż linii bocznej, ale mający parę innych, nowych obowiązków?
- Dokładnie tak. Dużo gry w środku pola, gdzieś między liniami, choć obowiązki nie ograniczają się tylko do tego, bo występuję również na boku, jak do tej pory.
Jakub Kamiński przełożyć musi dobrą formę klubową na dyspozycję w koszulce z orzełkiem. Fot. Marcin Karczewski / PressFocus
Rozumiem, że osoby ze sztabu nowego selekcjonera kontaktowały się z panem?
- Owszem. Rozmawiał ze mną Adrian Mierzejewski, pytał o formę trener Jacek Magiera. Widzieli moją dyspozycję w grach sparingowych i w pierwszych oficjalnych meczach. A ja jestem gotowy, by ją „przenieść” na reprezentację
Nie zdenerwowało pana powołanie Kamila Grosickiego? Może oznaczać zażartą rywalizację o miejsce w jedenastce między „Grosikiem” a „Kamykiem”.
- Kamil niby już zakończył reprezentacyjną karierę, ale skoro w oczach trenera na to powołanie zasłużył, to czemu miałby nam nie pomóc? W mojej opinii zawsze będzie wartością dodaną, na boisku i w szatni.
A pan – jak rozumiem – z Kolonii przywozi doświadczenia gry na różnych pozycjach. Spodziewa się pan, że trener Urban może panu powierzyć podobne zadania, jak te w FC Köln?
- Nie wiem. Na to pytanie odpowie zgrupowanie. Jestem gotowy na różne warianty. Także na skrzydła, bo tam wciąż chyba czuję się najlepiej.
A jak się panu podobają słowa selekcjonera, że interesuje go gra ofensywna, posiadanie piłki, dominacja?
- Zdecydowanie mnie to cieszy. Naprawdę mamy wielu jakościowych zawodników. Trzeba tylko przenieść ich pewność siebie prezentowaną w klubach na grę reprezentacyjną. Wiem, że trener Urban lubi, gdy jego drużyny posiadają piłkę, stwarzają fajne klarowne sytuacje po dobrze zbudowanych akcjach. Mam nadzieję, że się tego w reprezentacji nie wyrzeknie.
Ma pan wrażenie, że dzisiaj Biało-czerwoni są gotowi, by taką grę – choćby tylko momentami – zaprezentować w Rotterdamie?
- Zdecydowanie tak. Dzisiejsza piłka pokazuje, że nawet teoretycznie słabsze na papierze zespoły mogą z tymi lepszymi grać jak równy z równym. Musimy w Rotterdamie nastawić się na walkę; na to, żeby wycisnąć z tego meczu jak najwięcej. To powinno być nasze nastawienie: jedziemy tam po to, żeby wygrać.
I żadnego kombinowania: „odpuśćmy Rotterdam, ważniejszy jest trzy dni później Chorzów i mecz z Finlandią”?
- Nie! Jedźmy tam walczyć. To jest kolejny mecz eliminacji i musimy się nastawić na to, żeby próbować zgarnąć pełną pulę. O Finlandii będzie pora pomyśleć po ostatnim gwizdku w Rotterdamie.
Mimo wciąż młodego wieku, od dawna deklaruje pan chęć bycia ważną postacią tej kadry, nie tylko na boisku. Czego – w kontekście czerwcowych wydarzeń wokół reprezentacji – spodziewa się pan po najbliższym zgrupowaniu? Będzie bardzo krótkie, z dwoma arcyważnymi meczami.
- Krótkie, ale zarazem bardzo intensywne... Oczekiwałbym zaś oddzielenia grubą kreską wszystkiego tego, co się zdarzyło w czerwcu. W sensie sportowym – bo przecież, mimo porażki w Helsinkach, niczego jeszcze w tych eliminacjach nie straciliśmy. Wszystko wciąż jest w naszych rękach, nogach i głowach.
No właśnie: w głowach... W całej powodzi słów, zalewie informacji prawdziwych, ale pewnie i fake newsów, ma pan wrażenie, że mentalnie można was jeszcze pozbierać w zespół?
- Powtórzę: oddzielmy grubą kreską to, co się zdarzyło, bo cała ta burza medialna była zupełnie niepotrzebna. Zacznijmy z czystą kartą, z nowym trenerem i z nowym nastawieniem. To wszystko powinno dać nam również nowy impuls – podobnie jak niemała grupa nowych zawodników, dołączających do drużyny. Ci, którzy dostali powołanie od trener Urbana, z pewnością na nie zasłużyli. Trzeba więc skupić się na każdym kolejnym treningu – choć tak niewiele ich będzie, na każdym kolejnym meczu w tych eliminacjach. Musimy pokazać walkę, pokazać charakter, pokazać tą jakość, która – jak mówiłem – jest w tej drużynie i zobaczyć, co z tego będzie na koniec. Ja jestem przekonany, że za tydzień, po zgrupowaniu, będziemy się wszyscy – my i kibice – cieszyć z jego wyników.
Co może wnieść do zespołu – sportowo i mentalnie – Kamil Grabara, z którym zasiadał pan w jednej szatni „Wilków”?
- Nie mam pojęcia, jaka będzie hierarchia bramkarzy u trenera Urbana. Co do samego Kamila: jestem pewien, że – jako jeden z wyróżniających się bramkarzy w jednej z najlepszych lig na świecie – w tej chwili jest bardzo dumny z tego powołania. Swą grą i formą w Wolfsburgu potwierdzał, że się mu ono należy. Mocno na nie pracował, więc przyjedzie bardzo zmotywowany.
I nie będzie – jak powiadali w przeszłości niektórzy tak zwani eksperci – „trucizną” w reprezentacyjnej grupie?
- Nie wiem, dlaczego ludziom takie rzeczy przychodzą do głowy!
Bo w przeszłości dawał czasem „popalić”, choćby w mediach społecznościowych.
- Kamil ma bardzo silny charakter. Ale nie można z tego czynić zarzutu, a tym bardziej – próbować go zmieniać, wpływać na niego. Wręcz przeciwnie: my takich ludzi w tej reprezentacji potrzebujemy! A do tego Kamil tydzień w tydzień potwierdzał w Bundeslidze, że na jego formę sportową można liczyć.
Mieliście kontakt po piątkowych powołaniach?
- Oczywiście, pisaliśmy do siebie. Ja się bardzo cieszę na ponowne z nim spotkanie. Przez ten wspólny rok w Wolfsburgu bardzo się polubiliśmy.
Rozmawiał Dariusz Leśnikowski
