Odbili się od dna
Legia po Molde? O pierwszej połowie - jak najszybciej zapomnieć. O drugiej - jak najdłużej pamiętać.
Taniec tuż nad murawą. Molde strzela gola na 3:0. Fot. PAP/EPA/Svein Ove Ekornesvag
Cóż to był za mecz! Nie powiemy, że „meczycho”, ale „meczydło” - na pewno. „Meczydła” to mecze wywołujące w pewnym momencie emocje, na których nadzieję zdążyliśmy już pogrzebać... To mecze, w których zwrot akcji następuje o 180 stopni (na szczęście nie o 360, bo to by przecież oznaczało, że Legia przegrała 2:6).
Powrót do żywych
Szanse na awans jednak są i to wcale niemałe. To zasługa Legii, która te szanse najpierw od siebie odsunęła, ale potem szarpnęła ku sobie za obrus i gwałtownie wróciły. Styl zmartwychwstania (choć niepełnego, bo pełne oznaczałoby co najmniej 3:3) rzeczywiście robi wrażenie. Piłkarze Legii stali się jakby innymi ludźmi niż kilkadziesiąt minut wcześniej. Jeśli drużyna futbolowa poczuje słabość rywala, krew ranionej zwierzyny - tak właśnie powinna się zachowywać! Od dawna wiadomo, że Goncalo Feio to oryginalny trener, który ma swój świat i jego wizję potrafi bezkompromisowo bronić. W jego ocenie pierwsza połowa nie była aż tak... zła.
- Byliśmy w Molde drużyną mającą więcej sytuacji, nawet w pierwszej połowie. Niemniej traciliśmy bramki przez kryminalne błędy. Pierwsza zasada, będąca absolutnym fundamentem gry w obronie, to zamknąć środek! A my tracimy dwa gole po akcjach prowadzonymi właśnie przez środek... To się nie może dziać, nie na tym poziomie! Wiem, że do przerwy byliśmy praktycznie wyeliminowani z dwumeczu. Ale wróciliśmy do żywych. Wynik jest tym, co się liczy - zaznaczył Portugalczyk.
Do każdej meczowej historii można znaleźć wiele dowolnych pozytywów i negatywów. Teraz do głowy wpadł mi akurat negatyw, więc się nim dzielę. Otóż w składzie Molde wystąpiło przeciwko Legii 13 piłkarzy. Dziewięciu z nich to Norwegowie, trzej to Duńczycy, ale tylko jeden z nich wystąpił w podstawowym składzie. Z kolei w składzie Legii wyszło 16 zawodników. W podstawowym zestawieniu - pięciu Polaków, Bośniak z serbskim paszportem, Francuz, Portugalczyk z francuskim paszportem, Ormianin i Hiszpan. Jako rezerwowi pojawili się: Polak, Serb, Kolumbijczyk z hiszpańskim paszportem, Czech i Brazylijczyk. To międzynarodowe towarzystwo nie dało sobie jednak rady z nacją twardych chłopów, którzy nie mają wiele czasu na grę w piłkę, bo ich ojczyznę znacznie dłużej przecież niż naszą otula śnieg, spowijają chłód i mrok. Wygląda na to, że „argument atmosferyczny” można zlekceważyć i włożyć między bajki... Drużyna Molde udowodniła coś jeszcze. Można wygrywać ważne mecze w Europie nie rozegrawszy wcześniej na przetarcie żadnego spotkania we własnej lidze. Przygnębia tylko, że można to udowadniać, mając za przeciwnika akurat polski zespół z porządnym ligowym przetarciem...
Jeszcze jedno: rok temu, gdy obie drużyny spotkały się wiosną w europejskich pucharach, wynik pierwszego meczu w Molde był identyczny: 3:2 dla gospodarzy. Mam nadzieję, że nie jest to zwiastun wyniku rewanżu w Warszawie 0:3...
Jezioro w Molde
Zawsze podkreślam, że w futbolu kryje się nie tylko piękno emocji, ale również piękno ruchu i wysiłku. Czyż piłkarze nie są jak primabaleriny? O co mi chodzi? Chcę zwrócić uwagę na załączone do tekstu zdjęcie. Oto rozpędzonego Fredrika Gulbrandsena próbuje powstrzymać bramkarz Legii Vladan Kovaczević. Nie uda mu się, zaraz padnie bramka na 3:0 dla Molde. Ale czyż moment uchwycony przez fotoreportera nie ma w sobie niecodziennego ładunku piękna? Obaj piłkarze lewitują, fruną nad ziemią, ale... niepostrzeżenie, tuż nad murawą, obie nogi obu bohaterów fotki unoszą się może 10 centymetrów nad murawą. „Jezioro Łabędzie” na stadionie w Molde! Wierzę, że choreograf Wentzel Reisinger byłby zachwycony, a norweski fotoreporter Svein Ove Ekornesvagpowinien dostać premię!
Paweł Czado