Oceny sponsorowane!
BAD MAN - Światłem w mrok sportu
Widzę przebudzonego Mateusza po rozwodzie z Krzysztofem. „Zmęczonego” Kowalczyka przeceniającego swój intelekt. Zibiego w drodze po utracone wpływy w związku. I Tomaszewskiego gadającego od lat to samo.
Też kiedyś byłem szczęściarzem. Na dachy Gotham jazgot ten nie docierał. Algorytm Googla zmienił wszystko, zawstydzając mnie za nieświadomość. Lekcję współczesnego dziennikarstwa z brakiem dosłownego cytowania wypowiedzi odebrałem z otwartymi ustami. Obecnie w zawodzie należy posiadać umiejętność tłumaczenia widzowi, co sportowiec chciał powiedzieć, mówiąc to, co powiedział. Najlepsi w mowie pióra nie fatygują i w sposób klarowny potrafią wyłożyć, co Robert Lewandowski powiedział milcząc. Ileż oni godzin materiału wideo nagrali o 8 sekundach milczenia. Jezu, ale oni są dobrzy. Na marginesie, zapytałbym ich partnerek, czy w sypialni też tyle potrafią. Panowie… chłop się zaciął i tyle.
Kościół Katolicki też interpretuje Biblię, lecz nie odważył się jeszcze zinterpretować momentu obracania kartki.
Nie przypominam sobie, by którykolwiek trener czy zawodnik publicznie zlekceważył przed zawodami swojego przeciwnika. Wytknął mu miejsce w rankingu czy nazwał amatorem. Ten przywilej przypisali sobie telewizyjni eksperci i gadające głowy z YouTube. To świetny zabieg marketingowy. Nie tylko pompują balon, wróżąc z fusów. Obiecują też rzeczy, które nie zależą od nich samych i budują zasięgi! Po wszystkim, rozliczają trenerów i sportowców z własnych tez i fantazji i dalej budują zasięgi.
Ostatnio panowie pokusili się o kolejną niebanalną figurę retoryczną. Nauczali, że szpetnie zdobyte sześć punktów jest nic nie warte, bo zawody im się nie podobały. Szczerze mówiąc, w głębokim poważaniu mam, czy im się podobały. Jak chcę zobaczyć piękną rywalizację, to idę na wybory miss Polonia. W tym momencie kadra posiada komplet punktów. A ja hołduję zasadzie, iż zwycięzców się nie osądza.
… czy to jest mądre, że przegrywasz trzy mecze i od razu zmieniasz trenera? Od samej zmiany poziom drużyny się nie podnosi… powodów złych wyników mogą być setki. Trener będzie tylko jednym z nich… Leo Beenhakker wypowiedział te słowa 16 lat temu, po medialnej krytyce jego pracy między innymi przez wyżej wymienione osoby. I choć w ich kompetencje, nie powierzyłbym nawet wyboru samorządu klasowego, to jednak przez następne lata zwalniali kolejnych 8 selekcjonerów.
Obecnie panowie zwalniają za walor estetyczny, za wyniki, ale przede wszystkim zwalniają, dla zasięgów. Rządzi kontrowersja i mocny przekaz. A jak ktoś jeszcze za ten bełkot zapłaci? W to im graj.
Wspólnym mianownikiem tego eksperckiego kopania się po czole są reklamy zakładów bukmacherskich. One są wszędzie. A kto z jakiegoś powodu je przeoczy, to z pomocą przychodzą mu telewizyjne spoty, w których panowie osobiście wzięli udział.
No obrzydliwe to jest… Obrzydliwe!
Osobiście nie widzę nic złego w zakładach bukmacherskich. Skoro polscy piłkarze bawią się w piłkę nożną, to kibice dołączyli i typują wyniki. Twierdzę natomiast, że nie wszystkie zakłady powinny być dozwolone. Jestem zdania, że każdy zakład, w którym jeden człowiek potrafi wpłynąć na wynik zawodów sportowych powinien być bezwzględnie zakazany.
Na kanwie felietonów mojego redakcyjnego kolegi Jerzego Chromika powstał film „Piłkarski poker”. Grupa działaczy, sędziów i piłkarzy potrafiła skręcić całą ligę i zdecydować o mistrzostwie Polski dla wybranej drużyny. Nie wiem, czy dziś byłoby to możliwe. Bez wątpienia wiem natomiast, że obecnie istnieją zakłady, które kuszą i pośrednio mogą mieć wpływ na wynik zawodów sportowych.
Jeśli któryś sędzia w jednym z niedzielnych spotkań (osobiście) założyłby się o 10 tysięcy, że w pierwszej połowie nie będzie żółtych kartek, do „wygrania” miałby 28512 zł. Te same pieniądze inwestując na cztery żółtka do połowy, zapracowałyby na 94040 zł. Więc gwizdać czy nie gwizdać - oto jest pytanie.
A czy to nie wygląda jak zwykła rywalizacja sportowa? Napastnik po strzeleniu gola, znajdując się w kolejnej stuprocentowej sytuacji strzeleckiej, zamiast strzelać, podaje do kolegi i zalicza asystę. W końcówce meczu może przepycha się jeszcze z przeciwnikiem, otrzymując żółtą kartkę.
Ile to jest warte? Inwestycja 30 tysięcy złotych. 10 tysięcy na gola i asystę, 10 na samego gola, i 10 na żółtko.
- Za gola do odebrania ma 35244 zł.
- Za gola i asystę 150480 zł plus za samego gola 35244 zł, czyli 185724 zł.
- Jeśli sztuczka z bramką i z asystą nie wyjdzie, wybroni zainwestowane pieniądze żółtkiem, otrzymując 34056 zł zwrotu.
Jak tak bystre umysły i eksperckie oczy nie dostrzegły ewidentnego zagrożenia dla rozwoju polskiej piłki? Czy aby zadaniem dziennikarzy i ekspertów nie jest publiczna rozmowa o takiej niekontrolowanej możliwości? Broń Boże, nie zakładam, by pieniądze bukmacherów zamknęłyby eksperckie usta w tak ważnym dla polskiej piłki temacie.
Bad Man