Sport

Obraz bezradności

Wicemistrzów Polski dopadła niewytłumaczalna apatia, a co gorsza – nie ma widoków na poprawę...

Marek Papszun znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Fot. Grzegorz Misiak / Press Focus

RAKÓW CZĘSTOCHOWA

W każdej innej sytuacji, przy takim rozjechaniu wyników i stylu względem zainwestowanych środków i oczekiwań, szkoleniowiec prawdopodobnie już straciłby pracę. Drużyna zbudowana za grube miliony przegrywa w lidze mecz za meczem, osiadła na dnie tabeli (gdyby nie ujemne punkty Lechii Gdańsk Raków wyprzedzałby jedynie Piasta), a kryzysu nikt nie potrafi opanować. Jednak trener Marek Papszun to postać dla Rakowa absolutnie kultowa, która poprowadziła klub do największych sukcesów w historii oraz doczekała się muralu w centralnej części Częstochowy. Mimo tego, że w Rakowie coś ewidentnie nie funkcjonuje, wciąż trudno sobie wyobrazić, aby Papszuna ktoś zwolnił.

Muszą z tego wyjść razem

Sam trener raczej również takiego wariantu nie rozważa, ale wydaje się zdezorientowany sytuacją i nie potrafi zrozumieć, dlaczego piłkarze, którzy mieli dwa tygodnie wolnego, wyglądają na zmęczonych, grają jakby w zwolnionym tempie i nie realizują przedmeczowych założeń. – To było zadziwiające, biorąc pod uwagę, że mieliśmy trochę czasu, aby spokojnie potrenować. Z mojej perspektywy dobrze wykorzystaliśmy ten okres, ale kompletnie tego nie było widać. Musimy zdiagnozować, z czego wynikało to, że byliśmy tacy nijacy, ospali, powolni, bez energii, bez intensywności – Papszun nie gryzł się w język po poniedziałkowym meczu z Górnikiem. Powodów fatalnej dyspozycji nie potrafią zdiagnozować również zawodnicy. – Jakbyśmy wiedzieli, z czego to wynika, to na pewno byśmy sobie szybciej z tym poradzili. Wielu zawodników jest bez formy, pojawiają się indywidualne błędy. Musimy z tego wyjść razem, to jest naprawdę jedyna droga – mówił Zoran Arsenić, który zawinił przy bramce dla zabrzan, jedynej w meczu.

Co ważne, Papszun nie próbuje się wybielać kosztem zawodników, po meczu złożył samokrytykę, a znając jego charakter, z pewnością nie przyszło mu to łatwo. – To ja deleguję zawodników na boisko, ktoś może powiedzieć: po co trener wystawia zawodnika, który popełnia błędy? Trzy zmiany w przerwie niezbyt dobrze świadczą o selekcji, to kamyczek do mojego ogródka – przyznał szkoleniowiec.

Nie są do tego przyzwyczajeni

Najgorsze, że Papszun nie potrafi pomóc drużynie w momencie kryzysowym, ale z drugiej strony trudno mu się dziwić, bo to dla niego sytuacja zupełnie nowa – przez wiele lat jego pracy momentów trudnych w częstochowskim klubie było niewiele. Serie porażek w Częstochowie w ostatnich latach zdarzały się tak rzadko, że Papszun może ich nie pamiętać. Ostatnio? Trzy ligowe porażki z rzędu Raków zanotował jesienią... 2017 roku, jako beniaminek I ligi. Teraz prawidłowość jest inna – jeden mecz wygrany, dwa kolejne przegrane. – Zdajemy sobie sprawę, w jak trudnym momencie jesteśmy, bo jak się przegrywa, zawsze jest nerwowo, a my nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni – w ten sposób Arsenić potwierdził, że przy Limanowskiego mają do czynienia z dotąd nieznaną sytuacją.

Raków gra tak źle, że kibice w czasie meczu z Górnikiem w komentarzach domagali się rękojmi za zakupione bilety, bo... opis produktu nie jest zgodny z zawartością. Jeden celny strzał przez ponad 90 minut rywalizacji z zabrzanami to kompromitacja. Pierwsza połowa była tak zła, że nawet Papszunowi zabrakło słów, by ją opisać. Po przerwie było trochę lepiej, ale Raków, nawet jeśli próbował grać ofensywnie, czynił to bardzo nieporadnie, bez pomysłu i wiary, że to się może udać. Dotychczasowa formuła może wyglądać na wyczerpaną, pojawiły się nawet głosy, że część zawodników gra na... zwolnienie trenera. – Nie muszę czuć wsparcia z szatni, każdy pracuje na swoje nazwisko. Jeżeli przegrywamy i zawodnicy popełniają błędy, to bije także w nich. Nie doszukiwałbym się złej woli piłkarzy, bo to byłaby abstrakcja – odpowiedział szkoleniowiec na pytanie, czy czuje pełne wsparcie zawodników.

Najbliższy tydzień może być decydujący zarówno dla Papszuna, jak i dla losów Rakowa w tym sezonie. Jeśli przegra z Legią (20 września) oraz z Lechem (24 września), szkoleniowiec może stracić pracę nawet mimo swej legendarnej, pomnikowej wręcz pozycji.

Mariusz Rajek