Sport

Oblicza dyrygentów

Niuanse oraz odrobina szczęścia zadecydują o awansie do finału – zgodnie twierdzą trenerzy zawiercian i warszawian.

Michał Winiarski i Piotr Graban – który z nich będzie się cieszył po sobotnim meczu? Fot. Press Focus

PLUSLIGA

Z jednej strony spokojny, a może nawet wycofany i tylko od czasu do czasu gestem ręki pokazywał aut; z drugiej cały czas przechadzający się wzdłuż linii boiska, mobilizujący zawodników, a po każdej udanej akcji eksplodujący radością – tak prezentowali się dyrygenci, trenerzy Aluronu CMC Warty Zawiercie i PGE Projektu Warszawa. – Nie mogę się denerwować, bo miałoby to zgubny wpływ na zawodników. Moje siwe włosy to znak upływającego czasu, a nie skutek irytacji podczas meczów – uśmiechnął się i mrugnął porozumiewawczo trener gospodarzy środowej potyczki, Michał Winiarski. – Trudno tłumić emocje, gdy wszystko jest na „żyletki” i jedna udana akcja, szczęśliwe zagranie decyduje o wygranej – dodał z kolei już nieco odprężony opiekun Projektu, Piotr Graban.

Siatka emocji

Wprawdzie malkontenci doszukiwali się „dziury w całym” i przekonywali, że poziom nie rzucał na kolana, ale to była rzeczywiście siatka pełna emocji, bo któż mógł przypuszczać po pierwszym secie, że mecz potrwa 131 minut i tie-break będzie się kończył na przewagi? Po pierwszej partii wydawało się, że gospodarze w sosnowieckiej hali wprost zmiotą warszawian, a tymczasem role się odwróciły.

– W pierwszym meczu półfinałowym też wydawało się, że rywale nas rozniosą, a również skończyło się tie-breakiem – przypomina szkoleniowiec Aluronu CMC Warty. – Za to teraz nie wykorzystaliśmy szans w trzecim i czwartym secie i po kilku nieudanych kontrach z naszej strony zrobiło się nerwowo. Mocno cierpieliśmy, ale dopisało nam szczęście i wygraliśmy piątego seta.

– Gdy grają topowe drużyny, to szczęście jest niezbędne – potwierdza szkoleniowiec ze stolicy. – Gdy coś niezbyt dobrze funkcjonuje, trzeba szybko zareagować i tak też zrobiłem w trzecim sezonie (wprowadzenie Tobiasa Branda w miejsce Kevina Tillie'ego – przyp. red.). To przyniosło efekt. Reagowaliśmy również na roszady rywali. Znamy się doskonale i o elemencie zaskoczenia nie może być mowy.

„Wyrwane” zwycięstwo

Zawiercianie w tie-breaku stanęli nad przepaścią, przegrywali bowiem już 7:10, jednak potrafili odwrócić losy tego spotkania.

– Od początku graliśmy bez kontuzjowanego Aarona Russella, ale mam nadzieję, że ten uraz nie jest zbyt poważny – powiedział „Winiar”. – Ponadto Karol Butryn mocno cierpiał (dwa razy został zablokowany oraz zaliczył autowy atak – przyp. red.) i musiał opuścić boisko. Graliśmy bez dwóch podstawowych zawodników, czyli „wyrwaliśmy” to zwycięstwo. Patryk Łaba, zastępujący Amerykanina, stanął na wysokości zadania, bo kilka piłek obronił, udanie zaatakował i na pewno nie obniżył jakości gry. Gdy przegrywaliśmy znacząco, nie mogłem mieć czarnych wizji i wierzyłem w chłopaków. Nasza cierpliwość została nagrodzona i to jest najważniejsze.

– Najważniejsze, że wytrzymaliśmy presję i nikt nie zamierzał zwalniać ręki, lecz dokładał, ile wlezie – stwierdził trener Graban. – Tak to jest, gdy w półfinałach grają cztery najlepsze drużyny w kraju. Każdy mecz ma swoją historię i tak pewnie będzie w najbliższą sobotę.

Oscar dla działaczy

W kuluarach wiele się mówiło o niefortunnym terminarzu. Play off został przerwany na rozegranie finałowego turnieju Pucharu Polski. W niespełna dwa tygodnie zespoły z Zawiercia i Warszawy spotkały się już cztery razy. W najbliższą sobotę będzie to po raz ostatni...

– Ten, kto wymyślił taki terminarz, zasługuje na siatkarskiego Oscara – przekonywał Winiarski. – Najlepsze drużyny powinny być skoncentrowane na jednym celu, a tymczasem miały głowy pełne różnych pomysłów. I chyba teraz mamy tego efekty.

– Nie zamierzam wdawać się w polemikę, bo harmonogram został wcześniej przedstawiony i go zaakceptowaliśmy – dodał Graban. – Każdy zespół ma te same warunki i możliwość zaprezentowania najlepszych umiejętności. Fakt pozostaje faktem, że chciałbym o występie w Pucharze Polski jak najszybciej zapomnieć. Najważniejsze, że zostały wyciągnięte odpowiednie wnioski.

Regeneracja fizyczna i mentalna będzie najważniejsza dla obu zespołów, bo teraz już niewiele można zmienić w grze.

– Jestem dobrej myśli, bo pod względem fizycznym jesteśmy dobrze przygotowani – przekonywał szkoleniowiec zawierciańskiej ekipy. – Teraz będziemy pracowali nad siłą mentalną, bo ona w sobotę będzie najważniejsza. Potrzebna jest też odrobina szczęścia. 

Za nami dwa tie-breaki i w sobotę jako drużyna będziemy chcieli pokazać wszystko, co mamy najlepsze. Pragniemy kontynuować show, jaki zaczęliśmy u siebie i udanie go zakończyć – podsumował trener stołecznej drużyny.

Jutro półfinałowe rozstrzygnięcia, zaś we wtorek już pierwsze spotkanie o złoto.

Włodzimierz Sowiński