Obiad za… karne
Jak nieprzewidywalna jest piłka, pokazuje przykład bramkarza Filipa Majchrowicza.
Filip Majchrowicz – specjalista od łapania karnych w ekstraklasie. Fot. Łukasz Laskowski / Press Focus
Jeszcze parę tygodni temu 24-letni bramkarz był ledwie rezerwowym, bo od początku sezonu w Górniku stawiano na Michała Szromnika. Głośniej o Filipie Majchrowiczu zrobiło się dopiero w przerwie między rozgrywkami, kiedy przebywając ze swoją narzeczona na położonej na Pacyfiku wyspie Vanuatu, dotknęło ich trzęsienie ziemi i było naprawdę groźnie.
Pierwsze czyste konto
Początek rozgrywek w 2025 to dalej ławka, ale po nie najlepszym starcie sztab trenerski doszedł do wniosku, że trzeba coś zmienić i Szromnika między słupkami zastąpił właśnie Majchrowicz. W przegranym meczu z Cracovią, jak mówił, dał dobry sygnał. W dwóch ostatnich grach był już bohaterem swojej drużyny. W meczu z Lechią w Gdańsku, gdzie został poważnie poturbowany (wstrząśnienie mózgu), obronił karnego, który wykonywał Camilo Mena. W sobotę z Motorem dwa razy łapał z kolei piłkę po uderzeniach z jedenastki w wykonaniu Piotra Ceglarza! Karny w wykonaniu kapitana lublinian był powtarzany za zbyt wczesne wbiegnięcie Rafała Janickiego w pole karne, a zdecydował o tym sędzia Szymon Marciniak. – Przy tym drugim karnym zastanawiałem się, gdzie się rzucić. Rywal czeka do końca i zmienia rogi, w które kieruje piłkę. Ja też czekałem jak najdłużej, nie rzucałem się i wybrałem swój lewy róg. Tak wskazywała analiza i to się potwierdziło. Strzelec też wybrał ten róg, no i się udało! Jakie towarzyszy temu uczucie? Nie do opisania, bo cały stadion wybuchł. Już wtedy wiedziałem, że nikt mi tego czystego konta nie wydrze. Jak bronisz dwa karne z rzędu, to nic innego nie może wpaść – cieszył się po sobotniej wygranej 4:0 z Motorem Majchrowicz.
Dodajmy, że dla Górnika to zero z tyłów było pierwszym od końca listopada i wygranego 1:0 meczu derbowego z Piastem u siebie. W kolejnych grach tracili jedną bramkę (pięć spotkań), dwie (dwie gry) czy trzy (jeden mecz). – Rzeczywiście długo czekaliśmy na taki mecz bez strat. Cieszę się, że się w końcu udało i że po meczu Torcida skandowała moje nazwisko. To dla mnie wielkie wyróżnienie, bo nie każdy dostępuje takiego zaszczytu. To fajna sprawa, że udaje mi się pisać jakąś taką swoją małą historię. To dodatkowa satysfakcja, pierwsze moje czyste konto w Górniku i mam nadzieję, że na tym będziemy budować solidność naszej defensywnej gry, bo jak widać, z przodu to dobrze wygląda – podkreśla.
Wstrząśnienie mózgu
Majchrowicz jest pierwszym bramkarzem w XXI wieku, który popisał się trzema (licząc tego powtórzonego z Motorem) obronionymi karnymi! – Czy wszystko analizujemy? Z Lechią było tak, że nasz trener bramkarzy Krzysztof Osiński widział na Zagłębiu, jak się ustawiałem przy karnym, jeszcze kiedy byłem w Radomiaku. Zrobiliśmy to z trenerem Kubą Studzińskim, że odsłoniło się jeden z rogów bardziej. Podpatrzyliśmy to zresztą u Grześka Sandomierskiego, który robił, to będąc w Górniku! Wiadomo, robi się wszystko, żeby wytrącić strzelca z równowagi – zaznacza.
Tutaj trzeba podkreślić, że w tygodniu poprzedzającym mecz z Motorem Majchrowicz musiał dochodzić do siebie po tym, co stało się w meczu w Gdańsku. Zaraz na początku kolanem w twarz kopnął go Tomasz Bobczek. Potem przy interwencji bramkarz Górnika uderzył głową w słupek. Po meczu, a wytrwał do końca, był oszołomiony. Tak o wszystkim opowiada.
– Ciężko mi powiedzieć o wszystkim, bo po spotkaniu z Lechią, kiedy wszyscy się cieszyli, to ja leżałem, byłem opatrywany przez fizjoterapeutów. Potem, jak wróciliśmy do Zabrza, a wróciłem wcześniej, żeby od razu jechać do szpitala, to byłem na SOR-ze całą noc. Doznałem wstrząśnienia mózgu, mam wybite dwa kawałki zębów i w paru miejscach poobijaną głowę. Do tego bolała mnie szyja. Tak było w tygodniu poprzedzającym mecz i podczas samego spotkania. Mocno mnie to złapało, ale czego się nie robi dla drużyny i żeby grać! Czułem, że mimo tego jestem w stanie pomóc drużynie i to się udało – podkreśla ambitny sportowiec. Czy miał jakieś opory przed grą?
– Jeżeliby były, to już w meczu z Lechią bym zszedł. Jeżeli czułbym, że nie dałbym rady pomóc drużynie, to bym spasował. A tak? Cieszę się z tej serii obronionych karnych! Czy była podobna? Na treningu miałem dwa takie obronione karne od Sinana Bakisa i Luki Zahovicia i… wygrałem obiad. Ale wcześniej nie, nawet w juniorach nie było takiej serii kilku obronionych jedenastek z rzędu – podkreśla.
Michał Zichlarz