O medale powalczymy na kolejnych igrzyskach
Rozmowa z Urošem Velepcem, nowym trenerem reprezentacji mężczyzn w biathlonie
Uroš Velepec (trzeci od prawej) w towarzystwie swoich podopiecznych z polskiej kadry biathlonistów. Fot. Mateusz Król/Polski Związek Biathlonu
Jak doszło do nawiązania współpracy z Polskim Związkiem Biathlonu?
- Ostatnio byłem trenerem w Niemczech, ale to była praca bardziej administracyjna, przy dużej presji. W Niemczech, żeby coś załatwić, trzeba było znać dziesiątki osób. W Polsce poznałem wszystkich w godzinę. To ułatwia działanie i sprzyja rozwojowi. Miałem nadzieję na nowe wyzwanie, kiedy mogę znowu zacząć pracować z młodymi biathlonistami i spróbować podnieść ich na najwyższy poziom. Dlatego cieszę się, że tutaj trafiłem.
Odbył pan w Polsce pierwszą konsultację. Jak ocenia pan naszych zawodników?
- To nie był obóz treningowy, bardziej rozmowy. Chciałem poznać ich cele, sposób myślenia, zrozumieć, z kim będę pracować. Mamy małą grupę młodych zawodników, najmłodszy team na świecie. Droga na szczyt nie będzie łatwa, na pewno stroma. W Top 30 Pucharu Świata jest tylko jeden biathlonista poniżej 23 lat. Trudno się tam dostać, ale to możliwe przy skupieniu na pracy i pasji. Musimy być mądrzy i precyzyjni, znaleźć optymalną drogę dla chłopaków, sprawdzić jak i co na nich działa, aby podnieść ich poziom. Ale to proces. Nie odbędzie się to szybko, na pewno nie jutro, ale mamy dobrą pozycję, bo nie mamy nic do stracenia. Będziemy atakować cały czas, spodziewam się, że możemy zrobić jakieś niespodzianki już w następnym sezonie, czasem spróbujemy dołączyć do najlepszych. Na pewno będą wzloty i upadki. Nie zawsze będzie idealnie. Dlatego mam nadzieję, że będziecie cierpliwi.
Już w lutym czekają nas igrzyska w Turynie i Cortinie d’Ampezzo. Czy polscy biathloniści już teraz mogą włączyć się do walki o medal olimpijski?
- Nie, nie… Nawet ludzie, którzy nie znają biathlonu, wiedzą, jaki jest nasz poziom w tej chwili. W poprzednim sezonie zdobyliśmy w Pucharze Świata niewiele punktów, chcemy zrobić duży postęp, choć ciężko trenuje nie tylko polska drużyna. Ale, jak powiedziałem, to dobra pozycja, bo nie masz nic, więc nie musisz się stresować, nie startujesz pod presją. I w następnym cyklu olimpijskim - jeśli zostanę na stanowisku - na pewno medal będzie celem. Na igrzyskach zawsze jest loteria, żeby stanąć na podium, trzeba też trochę szczęścia. Medal zdobył Tomasz Sikora prawie 20 lat temu (srebro w biegu masowym w Turynie w 2006 roku - przyp. red.), więc pokazał, że Polacy też potrafią. Na pewno zrobimy wszystko, by być w stanie walczyć z najlepszymi.
To na co możemy liczyć już w najbliższym sezonie?
- Dla mnie bardzo ważna jest sztafeta, bo ona pokazuje siłę drużyny. Na razie jesteśmy na miejscach 15-17., ale myślę, że możemy czasem powalczyć z tymi z Top 10. To pierwszy krok. Będziemy też trenować z innymi drużynami, m.in. z Norwegami. Oni są również ludźmi, nie różnią się od polskich chłopaków. Dobrze poznałem ich trenerów, są naprawdę dobrzy i są nam w stanie pomóc. Mam nadzieję, że to pozwoli podnieść nasz poziom.
Jak długo chciałby pan pracować z tą drużyną, żeby osiągnąć założone cele?
- Oczywiście, jest to praca długoterminowa. Na razie ustaliliśmy tylko roczny kontrakt. To bezpieczne dla mnie i dla polskiej federacji. Jeśli po tym czasie będziemy zadowoleni wszyscy - zawodnicy, związek i ja - przedłużymy współpracę na kolejne 4 lata. Widzę, że w Polsce jest dobra energia, również w kadrze kobiet, która ma coraz lepsze wyniki, dlatego bardzo ważne jest, żeby zrozumieć, że wszyscy chcemy zrobić postęp.
Chciałbym zapytać o sekret sportu w Słowenii, małym kraju, który ma nie tylko świetnych skoczków narciarskich i kolarzy, ale też sukcesy w koszykówce, piłce ręcznej, siatkówce...
- Dziękuję. Też jestem dumny, że w Słowenii mamy tak wielu świetnych sportowców, jak Luka Dončić, Tadej Pogačar czy Primož Roglič, ale myślę, że Polska też ma kilka świetnych zespołów, jak siatkarze i wielu znakomitych sportowców. Cóż, w tej chwili trwa walka o talenty. Każda dyscyplina chce mieć wyjątkowych sportowców, a z drugiej strony nie ma zbyt wielu młodych ludzi, którzy są w stanie cierpieć, poświęcić się i pracować ciężko, jak choćby w biathlonie, szczególnie, kiedy jest zimno. Ale nie sądzę, że Słowenia jest wyjątkowa, w Polsce też jest dużo utalentowanej młodzieży. Po prostu pracujemy ciężko, w szkołach jest naprawdę wysoki poziom kultury fizycznej, jest dużo klubów i różnych sportów. Może jest łatwiej niż w Polsce, bo jako mały kraj mamy wszystko scentralizowane. W skokach narciarskich wszyscy trenują w Planicy, są silni sparingpartnerzy, każdy widzi, co robią inni, jest duża rywalizacja, więc poziom wysoki. W Polsce musisz natomiast łączyć kluby i zawodników z różnych miejsc. Trzeba pracować w jednym miejscu, myślę, że to przyszłość także w biathlonie.
Na koniec proszę powiedzieć, gdzie pan mieszka i czym pasjonuje się poza sportem?
- Mieszkam w Toško Čelo, wiosce 10 minut od Lublany. Jestem żonaty od 33 lat, jestem już dziadkiem. Mam czwórkę dzieci, trzy konie, dwa koty, dwa psy i kury. Zawsze jestem zajęty (śmiech), a kiedy nie jestem na treningu, to pracuję w domu. Byłem sportowcem od 6-7. roku życia. Moja rodzina była bardzo sportowa. Mój brat Jure i ja trenowaliśmy biegi narciarskie, potem przerzuciłem się na biathlon, do roku 1994, a jak złamałem ramię, przez 7 lat profesjonalnie uprawiałem triathlon. A potem wróciłem do biathlonu jako trener. Sporo osiągnąłem, a moje ego nie jest już ważne, jestem prostym facetem, nie pracuję dla siebie. Teraz musimy pracować dla polskich biathlonistów. Zrobię wszystko, żeby ich wzmocnić.Tomasz Mucha
SYLWETKA
Uroš VELEPEC - 17 maja skończy 58 lat. Słoweniec. Olimpijczyk w biathlonie z 1992 (Albertville) i 1994 (Lillehammer). Jako trener współpracował z wieloma biathlonowymi gwiazdami. Trenował m.in. mistrza świata Jakova Faka, medalistkę olimpijską Teję Gregorin, a także był głównym szkoleniowcem reprezentacji Ukrainy i Niemiec. Jego podopieczni zdobyli 16 medali mistrzostw świata i kilka olimpijskich krążków.