Nudne oczekiwanie
- Mierząc się z reprezentacją Polski, każdy chce zagrać możliwie jak najlepsze spotkanie - przestrzega przed lekceważeniem Rumunii przyjmujący Tomasz Fornal.
Biało-czerwoni nie mogą się już doczekać na boiskowe emocje. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus
MISTRZOSTWA ŚWIATA MĘŻCZYZN
Biało-czerwoni w sobotę, jak zapowiadają, rozpoczynają marsz po złoto. W pierwszym spotkaniu zmierzą się z Rumunią. - Nie możemy się doczekać, żeby zacząć. Mamy za dużo wolnego czasu i nie za dużo do robienia... Zawodnicy zaczynają mieć problemy z plecami, bo całymi dniami siedzą – powiedział z uśmiechem trener Polaków Nikola Grbić. – Odliczamy powoli dni i godziny do rozpoczęcia mistrzostw, bo jesteśmy na Filipinach już od jakiegoś czasu i ta monotonia trenowania, czy siedzenia w pokojach, daje nam się we znaki – przyznał przyjmujący Kamil Semeniuk.
Siatkarze mają swoje sposoby na bezczynność. W przypadku większości są to gry wideo. - Wziąłem ze sobą dwa laptopy. Jeden jest do grania. Do tej pory był bardzo dobry internet w hotelu, więc mam nadzieję, że to się utrzyma. Poza tym, jeśli nie będę miał możliwości gry, to będę czytał książki, które mam zakupione, ale liczę, że nie będę musiał ich otwierać – przyznał środkowy Norbert Huber.
Polacy mieli już okazję zapoznać się z halą Smart Aranete Coliseum w Quezon City, w której będą rozgrywali spotkania. - Mieliśmy tylko godzinę na trening w obiekcie meczowym, więc nie było zbyt dużo czasu na to, żeby go poczuć. Nie ma co jednak narzekać, bo każda z drużyn ma takie same warunki. Sama hala jest na pewno bardzo duża, ale podobna do tych w których już graliśmy, chociażby na VNL – stwierdził libero i debiutant w naszej kadrze Maksymilian Granieczny. Zresztą nasi siatkarze nie mają na razie na co narzekać. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. - Wszystko jest w porządku. Mamy dobre warunki w hotelu, w halach treningowych jest klimatyzacja, jak w większości miejsc na świecie, dlatego warunki pogodowe też nie są dla nas jakoś szczególnie uciążliwe. Oczywiście na zewnątrz bywa bardzo duszno, ale nie odczuwamy tego zbyt mocno, bo większość czasu spędzamy wewnątrz budynków – ocenił Tomasz Fornal.
Biało-czerwoni na papierze są murowanymi faworytami w meczu z Rumunią Rywale kiedyś byli siatkarską potęgą, ale to zamierzchłe czasy. Ostatni medal mistrzostwa świata – srebrny – wywalczyli w 1966 roku, a na mundial wracają po 43 latach przerwy! - To bardzo ważny moment dla rumuńskiej siatkówki. Po bardzo długim czasie prezentujemy się na mistrzostwach świata. Zagramy z najlepszymi drużynami świata, ale fakt, że po 43 latach reprezentacja Rumunii znów jest na scenie światowej siatkówki, może nas tylko cieszyć - powiedział trener ekipy z Bałkanów Sergiu Stancu. - Miejcie wiarę w rumuńską drużynę, damy wszystko, aby sprostać wartościom naszych przeciwników. Chcę przejść przez fazę grupową i wierzę, że to możliwe – podkreślił.
Najbardziej znanym graczem Rumunii jest Bela Bartha. Środkowy sezon spędził w włoskim Itrasie Trentino i radził sobie bardzo dobrze. Polskim kibicom nie trzeba natomiast przedstawiać Daniela Chitigoi. Młody, 20 letni przyjmujący od 2003 roku występuje w PlusLidze, najpierw był zawodnikiem ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, a ostatnio PGE GiEK Skry Bełchatów. Wyróżnia się dynamiką i skocznością. - Te drużyny, które nie są stawiane w roli faworytów, a taką jest Rumunia, z reguły nie mają nic do stracenia i nie można oczekiwać, że się nami położą, a dla nas taki mecz to będzie „spacerek”. Mierząc się z reprezentacją Polski, każdy chce zagrać możliwie jak najlepsze spotkanie, ale jeżeli my zagramy swoją siatkówkę, nic nie powinno nam przeszkodzić w wygraniu grupy – zapewnił Formal.
(mic)
Euforia gospodarzy
Mistrzostwa świata rozpoczęte. W pierwszym meczu w grupie A, gospodarz Filipiny gładko przegrał z Tunezją 0:3 (13:25, 17:25, 23:25). Miejscowym fanom porażka jednak nie przeszkadzała. Na każdy punkt wywalczony przez ich siatkarzy reagowali entuzjastycznie, jakby cieszyli się z mistrzostwa świata. Tak było choćby w pierwszym secie, gdy Filipińczycy zdobyli drugi punkt. Tunezja miała ich wówczas 12. Najwięcej emocji i radości przyniosła trzeci partia. W niej gospodarze nieznacznie prowadzili, co wywołało euforię na trybunach. Czym jednak było bliżej końca, tym przewaga Tunezji była coraz wyraźniejsza.
(mic)
