Norweski szwindel
Sobota była czarnym dniem dla skoków, po tym jak zdyskwalifikowano Mariusa Lindvika i Johanna Andre Forfanga.
Tuż po konkursie Mariusz Lindvik jeszcze cieszył się ze srebra. Obok Domen Prevc i Jan Hoerl. Fot. PAP/EPA
Narciarskie święto, jakim były mistrzostwa świata w Trondheim, zostało zrujnowane wydarzeniami z konkursu skoków na dużej skoczni. Gdy wszyscy emocjonowali się rywalizacją o medale, z której w kapitalnym stylu wyszedł Słoweniec Domen Prevc, w kuluarach już wrzało. Kulminacją było ogłoszenie po zawodach decyzji o dyskwalifikacji dwóch Norwegów, srebrnego medalisty Mariusz Lindvika i piątego Johanna Andre Forfanga. Oficjalnie za nieprawidłowe kostiumy, ale możliwe były też manipulacje z czipami
Jak do tego doszło?
Okazało się, że jeszcze przed konkursem Austria, Słowenia i Polska złożyły wspólny protest w sprawie możliwych oszustw w ekipie norweskich skoczków. Osobny protest złożyli też Niemcy. Podstawą były nagrane z ukrycia trzy filmiki, na których widać było, jak rozprute kombinezony są na nowo szyte, a przygląda się temu trener Norwegów. Nagrania zostały opublikowane przez dziennikarza portalu Sport.pl. Protesty zostały jednak odrzucone, a szef kontrolerów, Austriak Christian Kathol, tłumaczył, że zasady nie zostały złamane. Działacze z Polski i Austrii jednak nie odpuścili i złożyli kolejny protest, którego efektem były dyskwalifikacje Lindvika i Forfanga.
Jak wyglądał przebieg wydarzeń wyjaśnił dyrektor Pucharu Świata, Włoch Sandro Pertile, w rozmowie z reporterem Eurosportu, Kacprem Merkiem, cytowaną przez skijumping.pl.
„Wszystko zaczęło się przed konkursem. Dotarły do nas informacje, że doszło do pewnych czynności przy kombinezonach. Przeprowadziliśmy kontrolę przed zawodami, ale nie byliśmy w stanie wykryć żadnych nieprawidłowości. Skontrolowaliśmy po pierwszej rundzie wszystkie norweskie kombinezony. Podczas tej kontroli ponownie nie zauważyliśmy niczego podejrzanego. Jedyną możliwością było otworzenie kombinezonów. Gdy to zrobiliśmy, zdaliśmy sobie sprawę, że przepisy zostały złamane.
Zapytany przez Kacpra Merka o to, czy to jeden z najczarniejszych dni w historii skoków narciarskich, odparł: - Jestem tego w pełni świadomy. […] Najważniejsze jest to, że zwycięzca nie był w to zamieszany. Nie jestem w stanie powiedzieć, jakie będą konsekwencje. Musimy najpierw to przeanalizować, następnie zostaną podjęte decyzje”.
Norwegia w szoku
Jak informuje korespondent PAP, Zbigniew Kuczyński, skandynawskie media były pełne mocnych komentarzy. „To miał być jubel na zakończenie mistrzostw u siebie w domu, lecz teraz Norwegia stała się głównym aktorem skandalu z manipulacją kombinezonami” - skomentował dziennik Verdens Gang. „Norwegia jest oskarżona o oszustwo przy sprzęcie” - poinformował z kolei kanał telewizji publicznej NRK.
Po skandalu na skoczni Granasen kierownictwo norweskiej ekipy próbuje pomniejszać swoją winę, uznając nieprzepisowy kombinezon za nieznaczne złamanie regulaminu, twierdząc, że robią to wszyscy. Dyrektor ds. skoków narciarskich przy norweskiej federacji (NSF), Jan Erik Aalbu, w pierwszych wypowiedziach dla norweskich mediów podkreślił wzburzony: „To nie była manipulacja ani oszustwo, ani techniczny doping, jak przedstawiają to nasi rywale, tylko niedostosowanie się do przepisów w taki sam sposób, który zdarzał się przy wcześniejszych dyskwalifikacje w skokach i kombinacji norweskiej. To, że mamy dobre wyniki, budzi zazdrość u konkurencji i stąd te donosy i protesty nas oskarżające”.
Aalbu powiedział, że nie widział filmu wideo, na którym szyte są w pośpiechu kombinezony, ale przyznał, że tak mogło się stać, ponieważ już teraz szykowany jest sprzęt na turniej Raw Air (zaczyna się w środę - red.). Dodał kąśliwie, że akurat w Polsce sprawa została rozdmuchana do niewiarygodnych rozmiarów. - To mnie nie dziwi, ponieważ Polacy właściwie w tym sezonie nie skaczą, więc szukają dziury w całym i przede wszystkim nam zazdroszczą - podkreślił.
Trener Norwegów Magnus Bervig podkreślił wielokrotnie, że to nie było żadne oszustwo, tylko zwykłe złamanie regulaminu. W wypowiedzi dla „Verdens Gang” stwierdził, że kontrolerzy pokazali mu kombinezony Forfanga i Lindvika z niedozwolonym szwem w kroku. - Był zbyt sztywny i za mało elastyczny i tylko o to chodziło. Dyskwalifikacje w tym sporcie się zdarzają - zapewnił.
Poważna ingerencja
Norweskie oszustwo skomentował też dla Sport.pl trener polskiej reprezentacji, Thomas Thurnbichler. - Widzimy głównego trenera kadry siedzącego i patrzącego na rażące oszustwo sportowe. Nie mówimy o jakimiś drobnym, trywialnym wykroczeniu. Mówimy o poważnej ingerencji w budowę nogawek kombinezonu. To jest zabronione. Właśnie aby wykluczyć takie kombinacje, w ogóle wprowadzono czipowanie. Mamy jakiś dodatkowy materiał, który pogrubia kombinezon o dwa centymetry. To jest niewiarygodne, absolutnie niewiarygodne. To są nieprzeszyte, nieużywane wcześniej spodnie. I ja tam widzę w środku czip. To nie miało prawa się zdarzyć.
Co będzie dalej?
Najgorsze, że wciąż nie ma oficjalnego pisemnego komunikatu FIS, który dokładnie wyjaśniłby przyczyny dyskwalifikacji i charakter oszustwa. A to jest pożywką dla kolejnych spekulacji. Przypomnijmy bowiem, że w Trondheim już wcześniej dochodziło do dyskwalifikacji reprezentantów Norwegii. Dwukrotnie zdyskwalifikowana była 17-letnia Ingvild Synnoeve Midtskogen, na normalnej i dużej skoczni. Ale zdobyła złoty medal z koleżankami w konkursie drużynowym. W kombinacji norweskiej była dyskwalifikacja po skokach, a przed biegiem Joergena Graabaka. Zaś w sobotę na dużej skoczni w pierwszej serii zdyskwalifikowany został Kristoffer Eriksen Sundal... Dziwny zbieg okoliczności.
A i wcześniej, podczas zawodów Pucharu Świata, dochodziło do licznych kontrowersji wokół strojów skoczków, czego efektem były liczne dyskwalifikacje. Te jednak nie przerwały podejrzeń, że i tak niektórzy robią wszystko, żeby nagiąć przepisy. Teraz zaczęto już mówić, że mamy do czynienia po prostu z oszustami!
Dla odbudowy wizerunku skoków narciarskich, i tak mocno nadwyrężonego skomplikowanymi przepisami, konieczna jest więc stanowcza reakcja światowej federacji.
Przygotował Andrzej Wasik
Smutny Adam Małysz
W mediach społecznościowych Polskiego Związku Narciarskiego pojawiło się przemówienie prezesa Adama Małysza, w którym odniósł się do skandalu w Trondheim.
„Kochani, za nami mistrzostwa świata. Oczywiście z jednej strony to jest bardzo smutny dzień dla dyscypliny, dla skoków narciarskich przez te wszystkie wydarzenia, które dzisiaj miały miejsce. Ale z drugiej strony pokazanie ile problemów jest, ile jest niedociągnięć jeśli chodzi o sam system. Dlatego też z naszej strony to był o tyle dobry dzień, że wszyscy się zjednoczyli. Graliśmy do jednej bramki. Nie mówiąc już o naszym zespole, czyli tego, co od dawna wymagałem, czyli, że stoimy murem za prawdą i tym, że jeśli walczymy, to walczymy właśnie o swoje. Bo jesteśmy po pierwsze mocnym narodem, ale po drugie wypracowaliśmy sobie pewną pozycję w skokach narciarskich i nie powinniśmy się ukrywać, czy - jeśli nam nie idzie - robić krok wstecz. My musimy cały czas iść do przodu i pokazywać, że Polacy dalej są bardzo silni i wrócimy jeszcze mocniejsi niż byliśmy poprzednio”.