No i tak ma być!
Śląska ziemia i legendarny śląski stadion służą polskim piłkarzom, choć... zawsze może być lepiej! Kto był najlepszy?
Tak wygląda lider polskiego środka pola, Piotr Zieliński. Fot. Marcin Bulanda/Press Focus
ILE I ZA CO
Łukasz SKORUPSKI, 90 min – 6
Nie miał nic do roboty, przy golu bez szans, nie „wywinął” niczego dziwnego. Poprawnie.
Przemysław WIŚNIEWSKI, 90 min – 4
Zaczął mocno, bo w 8 i 24 minucie dochodził do główkowych sytuacji w fińskiej „szesnastce” (też w 92 min). Grał dobrze, zaliczył kilka solidnych interwencji, ale w drugiej połowie zaczął się robić nerwowy. Był prosty błąd w wyprowadzeniu, głupia żółta kartka, no i to jego niewybicie piłki poskutkowało golem Finlandii.
Jan BEDNAREK, 90 min – 7
Szef. Przez cały mecz krótko trzymał całą obronę, a gdy w końcówce zrobiło się nerwowo, spełnił się w roli lidera. Podpowiadał kolegom, w kilku interwencjach zachował się po profesorsku, z wielkim spokojem. Mając w pamięci „starego Bednarka”, nie można tego nie docenić.
Jakub KIWIOR, 90 min – 6
Z jego strony poszło dośrodkowanie bramkowe dla Finów, ale raczej nie można go za to krytykować. W drugiej połowie kilka razy „zakręcił się” z piłką przy nodze (w negatywnym tych słów znaczeniu), ale poza tym był niezły. Miał sporo wybić, przechwytów, wygranych pojedynków... Było dobrze.
Matty CASH, do 45 min – 7
Cóż za zgrupowanie pół Anglika! Aż żal bierze na myśl, że z przyczyn zdrowotnych nie wyszedł wczoraj na drugą połowę. Widać, że nabrał pewności siebie, że dobrze czuje się w kadrze. No i najważniejsze – strzelił swojego 4. gola w reprezentacji Polski! Z Finami aktywny w ataku, poprawny w defensywie.
Bartosz SLISZ, do 68 min – 4
Najlepszy moment miał chwilę przed golem na 3:0, kiedy przeciął groźne dośrodkowanie Finów z prawej strony. Poza tym nie brakowało drobnych momentów niepewności czy niedokładności, pomyłek, zapisał po swojej stronie małą liczbę pojedynków. Finalnie jednak centralna strefa jako tako była zabezpieczona, ale z lepszym rywalem to by nie wypaliło.
Piotr ZIELIŃSKI, 90 min – 7
Bardzo udanie rozpoczął drugą setkę występów w reprezentacji. Przede wszystkim zanotował ładną asystę przy golu Lewandowskiego, ale oprócz tego kilka razy dostarczył dobre piłki w pole karne rywali, zachowywał spokój w drugiej linii, trzymał ją i kierował – czyli robił to, czego się od niego wymaga. Podawał na kapitalnej celności 92 procent i tylko centralny z trójki stoperów (tj. Bednarek) miał ten procent minimalnie wyższy (tylko o jeden).
Nicola ZALEWSKI, do 68 min – 4
W momencie zejścia był najbardziej niedokładnym polskim piłkarzem, mającym ledwie 60 procent dokładnych podań. Mało go było wczoraj na Śląskim. Nie oglądaliśmy dynamicznych akcji, z których słynie, te „przejął” jakby Kamiński. Zalewski zapisał się w pamięci w 17 minucie, kiedy zszedł do środka i uderzył (zblokowany), ale... to byłoby na tyle.
Sebastian SZYMAŃSKI, 90 min – 5
Pierwsza połowa znakomita, druga – cienka. Przed przerwą mógł mieć na koncie i asysty, i gola, gdy w 37 minucie „odpalił” widowiskowego woleja. Po przerwie próżno jednak było szukać u niego konkretów. Był najbliżej Kallmana, gdy strzelał gola. Warto wspomnieć, że wszedł w największą liczbę pojedynków spośród wszystkich Polaków, większość wygrywając.
Robert LEWANDOWSKI, do 68 min – 7
Początek miał "przeźroczysty", ale z czasem był tylko lepszy. Zaimponował w 38 minucie, gdy otoczony rywalami utrzymał się przy piłce, a potem jeszcze oszukał ich podaniem piętą. Co najistotniejsze – w doliczonym czasie wykorzystał okazję, a w 54 minucie wypracował akcję bramkową na 3:0, efektownie obracając się z rywalem na plecach (jasne, mógł lepiej wykończyć, ale w razie czego był gotowy do dobitki).
Jakub KAMIŃSKI, do 80 min – 8
Aktywował się w tych momentach, w których powinien. W 27 minucie to on wypracował gola, bo odebrał piłkę Peltoli, a następnie asystował Cashowi. W 54 minucie – jak zawsze pierwszy w kontrataku – wyprowadził dwójkowy atak z Lewandowskim. Mógł mieć asystę, ale może i dobrze, że kapitan nie trafił, bo dzięki temu „Kamyk” strzelił swojego drugiego gola w reprezentacji.
Paweł WSZOŁEK, od 46 min – 5
Ameryki na nowo nie odkrył, ale nie można było tego od niego oczekiwać – w końcu gość z ekstraklasy zastąpił gościa z Premier League. Rzetelnie wykonywał swoje zadania, podawał celnie, czasem próbował się podłączyć do ataku. Poprawnie i to w zupełności wystarczyło.
Karol ŚWIDERSKI, od 68 min – 2
10 kontaktów z piłką, 5 podań, z czego jedno istotne, ale też dwie straty... Próbował niepokoić przeciwników w pierwszej linii pressingowej i chyba tyle można o nim napisać.
Kamil GROSICKI, od 68 min – 3
W swoim stylu próbował narobić trochę wiatru na skrzydle, lecz gdy już przychodziło co do czego, brakowało mu precyzji. Niby można było oczekiwać czegoś więcej, ale też trudno się go specjalnie czepiać.
Bartosz KAPUSTKA, od 68 min – 4
Jest bardziej kreatywnym piłkarzem od Slisza, ale akurat zastępując go w środku pola, musiał bardziej upodobnić się do dawnego kolegi z warszawskiej szatni – czyli więcej popracować w obronie i asekuracji. Dał radę. Nie był efektowny, ale efektywny, niczego wielkiego nie zrobił, ale też nie zepsuł, no a gdy raz zagrał siateczkę między nogami Fina – można było lekko zacmokać.
Adam BUKSA, od 80 min – niesklas.
Zagrał krócej od Świderskiego, a mimo to miał więcej kontaktów z piłką, wziął udział w większej liczbie pojedynków, większość wygrywając. Odcisnął swoje leciutkie piętno.
