Niepokojące informacje
Z DRUGIEJ STRONY - Michał Zichlarz
Praca pracą, granie graniem, tymczasem z wielu miejsc dochodzą niepokojące sygnały. O tym, że trudna jest sytuacja Lechii Gdańsk, to wiemy już od dłuższego czasu. Po awansie do ekstraklasy wcale nie było pewne, że Biało-zieloni w niej zagrają. Stało się tak dopiero w trybie odwoławczym i po spłaceniu 700 tysięcy złotych zaległości wobec trzech podmiotów. Dopiero po tym Komisja ds. Licencji Klubowych wydała zgodę na grę gdańszczan w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale z nadzorem finansowym.
Teraz Lechia, razem zresztą z pierwszoligową Kotwicą, została przez Komisję ds. Licencji Klubowych ukarana jeszcze sroższym wyrokiem. Pod koniec roku obu klubom w ogóle zawieszono licencję, co wyklucza ich z jakichkolwiek rozgrywek. Nałożono na nie również zakaz transferowy. Lechia od rozstrzygnięć Komisji w ogóle się nie odwoływała. Co to oznacza? Jeżeli klub nie pospłaca zobowiązań, to nie będzie grał, a to wszystko na niewiele ponad trzy tygodnie przed startem rozgrywek. Po trzecim walkowerze klub zostaje wykluczony z rozgrywek… Na szukanie pieniędzy w Gdańsku, który przecież z biedą się nie kojarzy, jest cholernie mało czasu…
Inni? Nie lepiej. Pod koniec listopada dowiedzieliśmy się, że na 33 miliony złotych zadłużony jest miejski klub z Gliwic. Piasta kolejnymi milionami ma ratować miasto. Drugi koniec Polski i Szczecin. Prezes i właściciel Jarosław Mroczek już wcześniej mówił, że chce sprzedać swoje udziały. Nie wyszło z kanadyjskim miliarderem Alexem Haditaghi. Zadłużenie Pogoni ma wynosić między 54 a 59 milionów złotych. Pieniędzy na czas nie otrzymują piłkarze, stąd przez weekend nie trenowali. Nie dzieje się tam niestety dobrze, co wszyscy widzą. Tutaj też do gry wchodzi miasto, które ma udzielić wsparcia w wysokości 4 mln zł. Będzie na wypłaty…
Jasne, grudzień, styczeń i luty to bardzo trudne miesiące dla piłkarskich klubów. Prawie każdy – no może z wyjątkiem kilku – ledwo wiążę koniec z końcem. Nie ma kroplówki z transz z Canal +, a jak się kogoś nie sprzeda, to biada. Kto wie, co byłoby w Zabrzu zimą zeszłego roku, jeżeliby nie doszło do transferu Daisuke Yokoty do belgijskiego Gentu za dwa miliony euro? Pod koniec 2023 „Górnicy” też przecież, jak Pogoń teraz, strajkowali z powodu finansowych zatorów.
Taka niestety jest rzeczywistość wielu źle zarządzanych polskich klubów. Co niepokojące, dotyczy to nie tylko klubów z większościowym miejskim akcjonariatem (Piast, Górnik), ale też prywatnym (Lechia, Pogoń). Brakuje ludzi, którzy faktycznie znaliby się na zarządzaniu takim przedsiębiorstwem jak zawodowe kluby piłkarskie, a nie tylko w swoim CV mieli wpisane zawód „prezes”. Takich panów w futbolu jest za dużo, natomiast faktycznych fachowców za mało.
Zresztą w niedawnym wywiadzie dla „Sportu” mówił o tym mieszkający od lat we Francji wybitny reprezentant Polski, a potem świetny trener Henryk Kasperczak. Potrzeba rozwiązań systemowych i to nie takich, że w zarządzie danego związku ma być 30 procent kobiet, ale faktycznych działań, jak choćby ułatwienie firmom odpisu podatkowego na sport, w tym wypadku piłkę nożną. Bez takich rozwiązań będziemy dalej gonili w piętkę.