Sport

Niemoralność

Z DRUGIEJ STRONY – Paweł Czado

Według starego porzekadła „tyle jest coś warte, ile ktoś zdecyduje się zapłacić”. Zawsze wydawało mi się, że jest w tym wiele racji, ale to, co dzieje się jednak we współczesnym futbolu, przerasta moje pojęcie i zmusza do zmiany zdania. To wszystko ociera się już o absurd. Kocham piłkę nożną, chcę dla niej jak najlepiej, ale przerażeniem napełniają mnie kolejne doniesienia, od których nawet Midas zacząłby sapać i dostałby zawrotu głowy.

Brytyjski dziennikarz Ben Jacobs poinformował właśnie w mediach społecznościowych, że szejkowie z Arabii Saudyjskiej chcą wydać fortunę na brazylijskiego piłkarza Viniciusa. Podoba im się bowiem jego gra w Realu Madryt. Problem w tym, że tu słowo fortuna jest zbyt miałkie: oznacza bowiem cały transatlantyk załadowany mnóstwem fortun w rozumieniu współczesnego śmiertelnika. Jednak tacy krezusi jak Al-Ahli, Al-Nassr i Al-Hilal zastanawiają się nad tym niezwykłym wydatkiem, z tym że określenie „wydatek” przy tej sumie zdaje się zdecydowanie zbyt skromne. Chodzi o... 350 mln euro. Jednak w Madrycie mają na tę wieść jedynie wzruszać ramionami, nie kryją ironicznego uśmieszku. Kwota odstępnego wynosi bowiem miliard euro. MILIARD!

Ledwie kilka lat temu, bo w 2019 roku Manchester City został pierwszym klubem w historii, który zainwestował w skład ponad miliard euro. Nie minęła nawet dekada i takiej kwotę odstępnego żąda się już za jednego piłkarza, który – choć rzeczywiście świetny – nie był przecież nawet mistrzem świata (wiem, że to sformułowanie brzmi dziwacznie, ale jakich używać wobec piłkarza na dorobku z taaaaką klauzulą?!).

Albo inna miażdżąca wiadomość sprzed kilku dni... Erling Haaland podpisał oto 9,5-letni kontrakt z Manchesterem City. Doceniam oczywiście wybitny snajperski talent tego piłkarza, ale info z Daily Mail, że „kontrakt Erlinga Haalanda jest najbardziej lukratywny w historii piłki nożnej” daje raczej powody do przestrachu, przerażenia niż podziwu. Informacja o kasowaniu 610 tysięcy dolarów ty-go-dni-wo wymusza pytanie, czy świat przypadkiem nie zwariował. Ilu ludzi można by za to wyżywić w Afryce?

Żeby było jasne: to wcale nie są bajońskie sumy. Bajońskie sumy są znacznie... mniejsze. To ledwie 20 mln ówczesnych franków, jakie Księstwo Warszawskie było winne cesarzowi Napoleonowi na początku XIX wieku.

Jest coś jeszcze, co zawsze bogactwu towarzyszy jako jego najbrzydsza twarz. To coś, co obecnie wyrasta futbolowi na podgardlu jak jakaś obrzydliwa zgorzel, która wkrótce swym ciężarem zacznie ciągnąć piłkę nożną do ziemi. Tym czymś jest rozdęta do niebotycznych wręcz rozmiarów… zachłanność. Wydaje się nieograniczona. Rozpełzła się tak bardzo, że trzeba chyba zmienić zawołanie marksistów, że byt określa świadomość. Wydaje mi się jednak, że w przypadku futbolu to zachłanność zaczyna określać świadomość… Coraz większe pieniądze rodzą coraz większą zachłanność.

Nie, nie chodzi o to, że przepełnia mnie zazdrość! Nie zazdroszczę wybitnym piłkarzom oszałamiających rezydencji, pięknych towarzyszek, ekskluzywnych ubrań czy fantastycznych bryk. To wszystko im się z pewnością należy, uszczęśliwiają przecież na tym świecie mnóstwo ludzi.

Rozmiar zjawiska sprawia jednak, że to wszystko staje się zwyczajnie niemoralne. Wróć! Nie staje się, już od dawna jest! Cóż, taka właśnie niemoralność, która wzdęła ludzkie brzuchy w XVIII wieku – czy to z przesadnego bogactwa, czy z niewyobrażalnej nędzy – doprowadziła do rewolucji. W futbolu pieniądze do wydarcia są równie bajeczne jak na dworze Ludwika XIV czy jego następców, ale mam przekonanie, że te rozdęte brzuchy nie będą pęcznieć bez końca. Świat kiedyś tupnie wreszcie nogą i pękną one z wielkim hukiem.

A futbol oberwie rykoszetem.