Sport

Niektórzy nie zasługują na grę w ŁKS-ie

Rozmowa z Grzegorzem Krysiakiem, byłym piłkarzem ŁKS, mistrzem Polski z 1998 roku

Grzegorz Krysiak

ŁKS ŁÓDŹ

Nie jest łatwo być kibicem ŁKS-u w ostatnich sezonach...

- Zgadza się, ale z meczu na mecz, czy z sezonu na sezon człowiek sobie nie zmieni drużyny, której kibicuje. Jak ktoś raz już wszedł do ŁKS-u, to będzie z nim na całe życie. To jest trudny czas, który trzeba przetrwać. Przychodzimy na ten stadion z wiarą, że kiedyś w końcu będzie lepiej.

Kibice czekają na zwycięstwo od 15 sierpnia i meczu ze Stalą Mielec (2:0), ŁKS nie wygrał żadnego z pięciu ostatnich spotkań. Denerwuje się tym pan nie tylko jako były piłkarz, ale i kibic? Gdzie leży przyczyna takiego stanu rzeczy?

- Denerwuje się, bo każdy chciałby przede wszystkim, żeby ŁKS grał w ekstraklasie. Kluby z Krakowa czy Polonia Bytom są poukładane jakoś zdecydowanie lepiej. Tam widać, że idzie to w dobrym kierunku, a u nas nastąpiła taka stagnacja. Pierwsza połowa w niedzielę z Wieczystą (0:0) była nawet niezła, nie było widać różnicy, że te drużyny zajmują miejsca w dwóch różnych częściach tabeli. Wydaje mi się, że Fabian Piasecki po niestrzelonym karnym w meczu z Polonią Warszawa się zablokował, a przecież to jest bardzo dobry zawodnik. Wydaje mi się, że ŁKS potrzebuje takiego mocnego przełamania. Zawodnicy muszą też zrozumieć w jakim klubie grają. ŁKS to ogromna tradycja i od tego jak ta drużyna gra będzie zależało wypełnienie stadionu. ŁKS ma swój stały, twardy elektorat, który będzie zawsze, ale jeżeli styl gry i wyniki by się poprawiły, tych kibiców mogłoby być zdecydowanie więcej.

Przed sezonem klub jasno nakreślił cel: awans do ekstraklasy. Obecnie drużynie zdecydowanie bliżej jest strefy spadkowej niż jego realizacji. Stawianie bardzo ambitnych celów publicznie może paraliżować zawodników?

- Też mi się wydaje, że chyba jest za duże ciśnienie, a niektórzy zawodnicy w kadrze nie zasługują na grę w tym klubie czy w ogóle w I lidze, to trzeba sobie powiedzieć wprost. Niektóre błędy wołają o pomstę do nieba. Zawodnik na tym poziomie powinien potrafić przyjąć piłkę, ustawić się, a tutaj czasami brakuje nawet tego. Presja swoją drogą, ale umiejętności zawodników odgrywają tu również bardzo znaczącą rolę. Od dawna już mówię też o tym, że transfery przeprowadzane przez dyrektora Roberta Grafa nie wypalają. Z ręką na sercu to jeden, może dwóch zawodników sprowadzonych przez niego się sprawdziło.

Takie kluby jak Pogoń Grodzisk Maz., czy wspomniana przez pana Polonia Bytom pokazują, że można zrobić naprawdę fajny wynik za zdecydowanie mniejsze pieniądze.

- Właśnie o to chodzi! Według mnie ŁKS powinien bardziej szukać zawodników w okręgu łódzkim, kiedyś klub na tym bazował i dobrze na tym wychodził. Podstawą byli uzdolnieni wychowankowie, a do tego ściągało się z zewnątrz takich piłkarzy, którzy robili różnicę. W Pabianicach, Zgierzu czy Piotrkowie Trybunalskim naprawdę można znaleźć ciekawych zawodników, a oni zawsze będą grali z większym zaangażowaniem. To było zawsze DNA ŁKS-u, gdzie z pieniędzmi do momentu przyjścia pana Antoniego Ptaka bywało różnie. Grało się dla herbu oraz kibiców, którzy przychodzili. Teraz w większości piłkarze to niestety kontraktowi pracownicy. Kierunek obrany przez kluby spod Warszawy byłby moim zdaniem dobry również dla ŁKS-u. Jeśli wszyscy tak szumnie mówimy o klubowych akademiach, to dajmy tym chłopakom szansę. Jeśli ktoś będzie miał talent, to na boisku zawsze się obroni.

W ostatnich latach ŁKS nie ma też chyba szczęścia do trenerów. Wyniki Szymona Grabowskiego nie bronią.

- To jest chyba nie tylko problem ŁKS-u. W ostatnich latach utworzyła się moda na bardzo młodych trenerów. Każdy z nich chciałby najlepiej pracować od razu w ekstraklasie, a wydaje mi się, że dla wielu z nich jeszcze jest na to za wcześnie. Dziś szkoleniowiec wygra cztery lub pięć spotkań i już jest okrzyknięty wielkim trenerem. Mamy przykład choćby pana Dawida Szulczka. Jest też kilku komentatorów telewizyjnych, którzy byli trenerami, ale niestety nie poradzili sobie. Nie jestem tak blisko zarządu, nie wiem jakie kryteria decydują o wyborze takiego, a nie innego trenera. Zarząd podejmuje decyzje, a potem musi być z tego rozliczany.

Wierzy pan, że ŁKS włączy się jeszcze do walki o awans? Miejsce w tabeli jest odległe, ale z drugiej strony zostało jeszcze mnóstwo grania.

- Na razie nie widać takiego światełka w tunelu, które by wskazywało, że tak może być. Z drugiej strony, jak sobie przypominam, kiedyś po siedmiu kolejach mieliśmy dwa punkty, wszyscy już mówili, że ŁKS spadnie, a my dokonaliśmy zmiany trenera i zajęliśmy na koniec czwarte miejsce. Trzeba wierzyć do końca. Jak ktoś jest kibicem, to inaczej być nie może.

Rozmawiał Mariusz Rajek