Niedotrzymane obietnice
Trener Edward Iordanescu nie jest zadowolony z tego, jak wyglądały jego pierwsze tygodnie pracy w Warszawie.
Rumun oczekiwał czegoś innego od swojego pracodawcy. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus
LEGIA WARSZAWA
Wojskowi nie oszczędzali na transferach. W mediach pojawiają się różne kwoty jako wydane na poszczególnych zawodników, którzy trafili na Łazienkowską, ale przyjmijmy w skrócie, że stołeczny klub wydał grube (jak na polskie realia) miliony euro, żeby dać trenerowi Edwardowi Iordanescu odpowiednie „narzędzia” do pracy. Najpierw sprowadzono Miletę Rajovicia z Watfordu, później kupiono z AEK-u Ateny Damiana Szymańskiego, następnie wykupiono Kamila Piątkowskiego z RB Salzburg, aż w końcu do Warszawy z Bologny przeprowadził się Kacper Urbański. To wszystko nazwiska, które robią wrażenie. A przecież na tym Legia się nie zatrzymała, bo sprowadzała też zawodników na zasadzie transferów bezgotówkowych. W ten sposób do Warszawy trafili Antonio Colak i Arkadiusz Reca, obaj ze Spezii Calcio. Z Włoch do Warszawy przeniósł się też Petar Stojanović. A gdyby tego było mało, w ostatnich dniach Legia wypożyczyła Noaha Weisshaupta z Freiburga i Emala Krasniqiego ze Sparty Praga.
Wartościowe wzmocnienia
Klub zaliczył więc bardzo imponujące okno transferowe. Sprowadził zawodników, którzy są w orbicie zainteresowań selekcjonera reprezentacji Polski, a grali ostatnio w znacznie lepszych ligach niż polska (Piątkowski i Urbański). Zapłacił sporo za napastnika, który jeszcze niedawno był uważany za wielki talent i grał na poziomie Championship (Rajović). I tak można wymieniać i opisywać wszystkich kolejnych piłkarzy, którzy w tym sezonie dołączyli do warszawskiej drużyny, ale najważniejsze jest to, że Legia nie bała się wydawać pieniędzy. Sprowadzała zawodników znanych na polskim rynku, ale też obcokrajowców, którzy mogą podnieść poziom zespołu. Na pierwszy rzut oka widać, że dokonano w miarę wartościowych wzmocnień.
Nic nie wyszło
Z drugiej jednak strony Legia straciła kilku ważnych zawodników. Jan Ziółkowski odszedł do Romy, Maxi Oyedele do Strasbourga, Ryoya Morishita do Wolfsburga, a Marc Gual do Rio Ave. I na ten fakt zwrócił uwagę Edward Iordanescu. Szkoleniowiec udzielił wywiadu rumuńskiej telewizji Digi Sport, w którym żalił się na to, jakie decyzje podjęła Legia latem. – Odbyłem konkretną rozmowę, kiedy zgadzałem się na współpracę z klubem. Byłem bardzo precyzyjny. Jasno powiedziałem, że obejmę klub tylko jeśli drużyna pozostanie taka, jaką widziałem w ponad 15 meczach – stwierdził trener. Ponadto podkreślił, że długo musiał czekać na wzmocnienia, co akurat jest faktem, bo Legia szczególnie uaktywniła się w ostatnich tygodniach. – Poprosiłem o konkretne rzeczy i uzyskałem na nie zgodę, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Potrzebowałem czterech zawodników, ale stało się inaczej. Piłkarze cały czas odchodzili, a nowi przychodzili z opóźnieniem. Biorę odpowiedzialność za wyniki, ale przyszedłem do Legii po to, żeby zdobyć mistrzostwo i oczekiwałem, że dane mi obietnice zostaną dotrzymane – podkreślił szkoleniowiec Legii.
Dalej w grze
Legia oczywiście awansowała do fazy zasadniczej Ligi Konferencji, ale przegrała dwa ostatnie mecze w ekstraklasie (0:1 z Wisłą Płock i 1:2 z Cracovią). Z jednej strony trudno dziwić się szkoleniowcowi, który traci ważnych zawodników, bardzo dobrze radzących sobie w poprzednim sezonie w europejskich pucharach (Legia dotarła do ćwierćfinału LK). Z drugiej strony można się zastanowić, czy naprawdę Rumun musiał udzielać takiego wywiadu, w takim momencie, gdy tak naprawdę sezon się dopiero rozpoczął i Legia przecież wciąż jest w grze o najwyższe cele. Jeszcze nie zaprzepaściła szansy na wspomniane przez szkoleniowca mistrzostwo i będzie grać w Lidze Konferencji. Co więcej, czas będzie działać na korzyść Legii. Jeśli drużyna będzie prezentować się na boisku tak, jak „na papierze”, sezon powinien być dla warszawian w miarę udany. Jasne, bolesna może być utrata Jeana-Pierre’a Nsame (zerwał ścięgno Achillesa), który na początku sezonu spisywał się świetnie, zdobywając sporo bramek, ale na to akurat klub nie miał wpływu. Mimo tego, biorąc pod uwagę jakość kadry Legii po wszystkich wzmocnieniach, trener powinien być jednym z ostatnich, który może publicznie (!) narzekać na to, jaką kadrą dysponuje.
Kacper Janoszka
