Nie wie, jak to zrobiła
Po ciężkiej walce Magdalena Fręch wygrała z Włoszką Sarą Errani i awansowała do 2. rundy.
Konfrontacja z Sarą Errani była dla Magdaleny Fręch bardzo stresującym przeżyciem. Fot. Pressfocus
Z tym większym zatem niepokojem oczekiwaliśmy występu Fręch w turnieju WTA 500 w Stuttgarcie. W pierwszej rundzie miała się zmierzyć z Rebeccą Sramkovą, ale Słowaczka wycofała się z turnieju. W jej miejsce do głównej drabinki wskoczyła weteranka kortów, 37-letnia Włoszka Sara Errani – jako przegrana z kwalifikacji.
Mecz miał być zacięty i taki w istocie był, może nawet zasłużył na miano horroru. Polka ostatecznie zwyciężyła 7:5, 4:6, 7:6 (7-5) - po trzech godzinach i 11 minutach.
Fręch wygrała pierwszego seta. Drugą partię rozpoczęła od przegranego gema przy swoim serwisie, co zdeterminowało przebieg rywalizacji. Decydujący trzeci set był bardzo wyrównany. Ostatecznie Polka wygrała po tie-breaku. W całym meczu łodzianka miała 10 asów serwisowych, a jej rywalka ani jednego.
- Przegrałam poprzednie pięć meczów. Bardzo ważny był dla mnie powrót po drobnej kontuzji. Nie wiem, jak udało mi się wygrać. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Skupiałam się na każdym kolejnym punkcie. Sara jest niesamowitą zawodniczką. Grała kiedyś w finale Roland Garros. Ma duże doświadczenie w grze na mączce. Zachowałam spokój i nie pokazywałam emocji w tie-breaku. Cieszę się bardzo, że jestem w drugiej rundzie - powiedziała Fręch i dodała: - Przed meczem byłam bardziej zestresowana niż podczas turniejów wielkoszlemowych. Towarzyszyło mi wiele emocji. Wiedziałam, że muszę walczyć z negatywnymi myślami w mojej głowie. Starałam się grać agresywnie, ale było to bardzo trudne, szczególnie w drugim secie.
W kolejnej rundzie rywalką Fręch będzie rozstawiona z numerem trzecim Amerykanka Jessica Pegula.