Nie tak miało być...
Z Brytyjczykami gramy o honor i poprawę nastrojów. Istnieją wprawdzie matematyczne szanse na awans, ale czy to nie złudzenia?
Jakub Wanacki jest mocno rozczarowany meczami z Włochami i Ukrainą. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus
Włodzimierz Sowiński z Rumunii
Rodzimy hokej stać na miłą niespodziankę raz na dwie dekady – do takiego wniosku doszliśmy z nutką ironii. Dwa lata temu, podczas mistrzostw świata Dywizji 1A w Nottingham, dość niespodziewanie Biało-czerwoni uzyskali awans do elity. Po więcej niż przyzwoitych występach w gronie najlepszych w Ostrawie zanotowaliśmy jednak spadek. Teraz optymiści liczyli, że w Sfantu Gheorghe może się powtórzyć historia i znów będziemy grali o premiowane miejsce, a tymczasem po dwóch dotkliwych porażkach z Włochami i Ukrainą po 1:4, w dzisiejszym meczu z Wielka Brytanią będziemy grali o honor i o lepszy humor w drodze powrotnej. Owszem, matematyczne szanse pozostały, ale nie żyjmy złudzeniami.
Chłodna głowa
Cóż z tego, że z Włochami i Ukrainą pierwsi zdobywamy gole, skoro w finalnym efekcie to rywale cieszyli się z wygranych.
- Zabrakło przede wszystkim chłodnej głowy – przekonuje jeden z najbardziej doświadczonych obrońców, Mateusz Bryk. - Traciliśmy gole po prostych błędach, które nie powinny nam się zdarzyć. W kluczowych momentach, takie odniosłem wrażenie, bujaliśmy w obłokach, a rywale raz zarazem nas karcili. To szczególnie boli, bo przecież doskonale znaliśmy ich możliwości. Takie mecze jak z Ukrainą powinniśmy wygrywać, a tymczasem dostajemy cztery gole, po których czerwienimy się ze wstydu. Nasza niemoc strzelecka na tym turnieju jest przerażająca. Gdy się zdobywa jedną bramkę, to przecież trudno wygrać spotkanie. Owszem, mamy wiele sytuacji, a jednak krążek nie wpada do siatki. Gdybyśmy wykorzystali połowę tych okazji, wówczas bylibyśmy w zupełnie innym miejscu.
- Byliśmy za mało aktywni pod bramką rywala, mało pracowaliśmy przed bramkarzem i stąd też tylko jeden gol – tłumaczył po meczu z Ukraińcami Kamil Sadłocha. - Jedna, dwie niewykorzystane sytuacje sprawiają, że wkrada się nerwowość i w kolejnych akcjach brakuje już precyzji. Ukraińcy od początku turnieju nie mają nic do stracenia, grają swobodnie i przede wszystkim skutecznie.
- Chcieliśmy jak najlepiej, ale wyszło jak wyszło – dodał mocno zawiedziony obrońca Jakub Wanacki. - Mieliśmy kilka niezłych momentów, ale to wszystko się gdzieś rozmyło, patrząc na końcowy rezultat. W najważniejszych meczach sezonu zawiedliśmy na całej linii i to nas najbardziej boli.
Za mało energii
Schemat przygotowań do mistrzowskiego turnieju był podobny jak w poprzednich latach. Kontuzje czterech czołowych napastników: Bartosza Fraszki, Grzegorza Pasiuta, Kamila Wałęgi czy Patryka Wronki nie mogą być wytłumaczeniem dla anemii strzeleckiej jaka ogarnęła naszą drużynę. Szczyt formy miał przypaść na ten turniej, a tymczasem mamy wrażenie, że niektórym ta forma uleciała z chwilą zakończenia rywalizacji ligowej. Była ona przygotowywana w klubie na finałowe spotkania play offu i w reprezentacji trudno było wrócić do wysokiego poziomu.
- W ubiegłym roku mieliśmy najstarszą ekipę w elicie i doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że kilku doświadczonych zawodników zakończy reprezentacyjną przygodę. Trzeba było sięgnąć po młodszych, mniej doświadczonych, którzy po raz pierwszy znaleźli się w silniejszym towarzystwie. Na własnych barkach przekonują się, jaka jest różnica między występami ligowymi a spotkaniami międzynarodowymi.
Poprzednie pokolenie pracowało przez dwie dekady, by znaleźć się w elicie – stwierdził trener Robert Kalaber. - Teraz musimy cierpliwie poczekać, by młodzi zawodnicy nabrali doświadczenia i grali na poziomie do jakiego nas przyzwyczaili ich poprzednicy. Nie mogę zarzucić chłopakom braku zaangażowania czy też ambicji. Owszem, starają się jak mogą, ale efekty są takie, jakie są. Teraz o powodzeniu decydują detale, bo wiemy wszystko o swoich rywalach i oni mają nas również rozpracowanych. Nie wywieraliśmy dostatecznej presji na rywalu i stąd też zdobywaliśmy tylko po jednej bramce. Stwarzaliśmy okazje, ale w finalnym momencie zabrakło precyzji i spokoju.
Na jedenaście przewag wykorzystaliśmy w czterech meczach dwie i w tym zestawieniu wcale nie wyglądamy źle na tle innych rywali. Ukraińcy, dla przykładu, grali dwanaście razy, ale nie zdobyli żadnej bramki, jednak w sumie mają ich 14 i ustępują o dwie tylko Brytyjczykom. Nasi hokeiści zdobyli 8 goli i pod tym względem wyprzedzają tylko (o trzy) Rumunię, która po porażce z Japonią 3:5 została zdegradowana. To zestawienie statystyczne ilustruje naszą słabość podczas tego turnieju.
Przed ostatnimi meczami wytworzyła się ciekawa sytuacja w tabeli. Brytyjczycy i Ukraińcy mają po 9 pkt i stają przed szansą zdobycia premiowanych lokat. Nasi wschodni sąsiedzi grają z nieobliczalną Japonią i zwycięstwo daje im awans do elity. Byłoby to bezprecedensowe wydarzenie, wszak w ubiegłym roku awansowali na obecny szczebel rozgrywek. Biało-czerwoni w ostatnim meczu zagrają z Wielką Brytanią i teoretycznie, po ewentualnym zwycięstwie, mogliby liczyć na drugą lokatę. Musi zaistnieć tylko jeden warunek. Reprezentacja Włoch musiałaby przegrać z... Rumunią. To jednak jest raczej niemożliwe, bo gospodarze tego turnieju już pogodzili się z degradacją. Natomiast Włosi, pod kierunkiem Jukki Jalonena, nie grają olśniewająco, choć mieli wysokie aspiracje. Mogą znaleźć się w elicie pod warunkiem ewentualnych porażek Wyspiarzy i Ukrainy. Coś nam się wydaje, że hokeiści Italii po raz piąty z rzędu nie awansują do elity i zapewne będą z tego powodu mocno zawiedzeni. Jednak dla nich najważniejsze są igrzyska olimpijskie w Mediolanie i Cortinie d'Ampezzo i wówczas chcą się pokazać z dobrej strony.
1. Wlk. Bryt. |
4 |
9 |
16-9 |
2. Ukraina |
4 |
9 |
14-7 |
3. Włochy |
4 |
7 |
11-10 |
4. Polska |
4 |
6 |
8-10 |
5. Japonia |
4 |
4 |
11-14 |
6. Rumunia |
4 |
1 |
5-15 |
Dzisiaj grają: Japonia – Ukraina (11.30), Włochy – Rumunia (15.00), Wlk. Brytania – POLSKA (18.30).
35 SPOTKAŃ rozegraliśmy z Wielką Brytania, zanotowaliśmy 10 zwycięstw, 2 remisy i 23 porażki; bramki 102:128.