Nie przewiduję kłopotów, ale...
Rozmowa z Dariuszem Pawlusińskim, byłym piłkarzem GKS-u Bełchatów, Cracovii, Termaliki Nieciecza czy Rakowa Częstochowa
Zdaniem Dariusza Pawlusińskiego w najbliższym meczu reprezentacji Polski między słupkami bramki powinien stanąć Łukasz Skorupski. Fot. Mateusz Porzucek / Press Focus
– Nie bardzo, aczkolwiek – patrząc na występy poszczególnych reprezentacji – słabych drużyn już praktycznie nie ma. Zatem ostrzegam naszych reprezentantów, że jeżeli od pierwszego gwizdka sędziego nie wejdą na swój wysoki poziom, to potem mogą być męczarnie. Wprawdzie w tym konkretnym przypadku nie przewiduję kłopotów, ale już wielokrotnie faworyt gubił punkty w meczu z teoretycznie słabszym przeciwnikiem.
Remis albo – nie daj Bóg – porażka z naszego punktu widzenia byłyby katastrofą?
– Jak najbardziej. Jeżeli rywalizujesz z drużyną, która w rankingu jest daleko za tobą, to musisz zdobyć trzy punkty. Tym bardziej, że nasi reprezentanci grają w najlepszych klubach w całej Europie. Porażka czy remis po prostu nie wchodzą w grę.
Selekcjoner Michał Probierz bez problemu zastąpi nieobecnych Piotra Zielińskiego i Nicolę Zalewskiego, których zmogły kontuzje?
– Wydaje mi się, że w związku z tym mogą być drobne problemy. Obaj wymienieni zawodnicy bardzo dobrze radzą sobie w sytuacjach jeden na jeden i potrafią zrobić przewagę. Nie wątpię jednak, że selekcjoner przygotował plan awaryjny, bo przecież Zieliński doznał kontuzji 10 dni temu, a Zalewski nie gra od miesiąca. Ich absencja nie jest zatem dla Michała Probierza żadną niespodzianką. Zalewski przed kontuzją był w bardzo dobrej dyspozycji, przeszedł do lepszego klubu i śmiem twierdzić, że się w nim rozwinie, a co za tym idzie – da jeszcze więcej reprezentacji Polski.
Jaki wynik pana zadowoli?
– Obojętnie jaki, byle korzystny dla Polski. Za zwycięstwo jedną bramką czy dziesięcioma zawsze są tylko trzy punkty. Rozumiem, że na mecz z teoretycznie słabszym przeciwnikiem trudno się sprężyć, ale musimy wejść od razu na wysoki poziom, by zdominować rywala. Ideałem byłby korzystny wynik i ładny dla oka spektakl piłkarski.
Powinniśmy zagrać trójką czy czwórką obrońców?
– Moje preferencje nie mają żadnego znaczenia. Michał Probierz od początku forsuje grę trójką stoperów i nagle nie będzie wszystkiego zmieniał. Litwa nie jest przecież mistrzem świata, a Malta wicemistrzem, byśmy przed nimi musieli drżeć ze strachu. Najważniejszą rzeczą jest szybkie otwarcie wyniku, czyli strzelenie gola.
Pańskim zdaniem obrońca Jagiellonii Białystok Mateusz Skrzypczak zasługuje na debiut w drużynie narodowej?
– Jak najbardziej, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jakby nie patrzeć, jest czołową postacią w Jagiellonii Białystok, zaprawionej nie tylko w ligowych bojach, ale również pucharowych. Gdybym miał wybierać między nim a Pawłem Dawidowiczem z Hellasu Verona, postawiłbym na Skrzypczaka. Z automatu przecież nie wynika, że piłkarz grający w klubie zagranicznym jest lepszy od tego, który gra w naszej ekstraklasie. Jeżeli mamy sprawdzać piłkarzy pokroju Skrzypczaka, to kiedy, jak nie w meczach z europejskimi średniakami?
Do bramki wstawiłby pan Łukasza Skorupskiego czy Marcina Bułkę?
– Skorupskiego. Włoską Serie A oglądam regularnie i widzę, w jakiej dyspozycji jest „Skorup” i jak jest chwalony. Ligę francuską oglądam sporadycznie, ale czytam komentarze na temat polskiego bramkarza i są one... różne. Oby selekcjoner dokonał trafnego wyboru, a nasz bramkarz miał jak najmniej pracy.
Mecz z Maltą będzie spacerkiem?
– Niekoniecznie. Do każdego spotkania trzeba się przyłożyć, nawet jak po drugiej stronie jest reprezentacja San Marino, Gibraltaru czy Wysp Owczych. Nie możemy zlekceważyć żadnego przeciwnika, to byłoby dla mnie nie do zaakceptowania. Mnie byłoby wstyd nie przyłożyć się do meczu reprezentacji mojego kraju.
Rozmawiał Bogdan Nather
Fot. Press Focus