Nie ma darmowych obiadów?
POWRÓT DO KORZENI - Michał Listkiewicz
Sport na zawsze pozostanie pasją żywych ludzi jak obcowanie z przyrodą, kulturą, lekturami, podróżami, zwiedzaniem zabytków stworzonych przez dawne pokolenia, miłością (także tą fizyczną). To są sprawy duszy, a przez to nieuchwytne szkiełkiem i okiem mędrca. Można oddać robotom i komputerom mierzenie czasu w sprincie, odległości i wysokości skoku, spalonego w hokeju i futbolu. Ale jak to zrobić z oceną faulu obronnego lub ofensywnego w koszykówce lub szczypiorniaku? Tu intencja zawodnika, kontakt wzrokowy z arbitrem są bardzo istotne. Technologia wprowadzana na hurra sprawiła, że bardzo spadło zainteresowanie skokami narciarskimi, potwierdzają to badania oglądalności. Algorytmy, obniżanie belki, mierzenie siły wiatru, przeliczanie, odliczanie są jak czarna magia. Przecież siła i kierunek wiatru mogą się zmienić parokrotnie w trakcie lotu skoczka. Kiedyś Elżbieta Duńska-Krzesińska straciła złoty medal olimpijski przez... piękny warkocz blond, który zostawił ślad na piasku. Było to długo przed wprowadzeniem elektroniki do pomiarów długości skoku, czyli już wtedy zdarzali się technokraci bez duszy. Podobnie jest z interpretacją przepisu o spalonym w futbolu. Anulowanie bramki z powodu wychylenia kciuka o milimetr to idiotyzm. Od dawna powtarzam, że powinno się brać pod uwagę tylko te części ciała, którymi można prawidłowo strzelić bramkę. W piłce nożnej ręka do nich nie należy w przeciwieństwie do szczypiorniaka, siatkówki czy koszykówki.
Jak co tydzień nie może się obyć bez wspomnień autora. Tuż po zjednoczeniu Niemiec sędziowałem towarzyski mecz nowo utworzonej reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów z ZSRR, poprzednikiem obecnej Federacji Rosyjskiej, we Frankfurcie. Nad Menem oczywiście, bo w tym nad Odrą stadion był jaki był. Na linii pomagał mi świętej pamięci Piotrek Werner z Gliwic. On znał biegle język niemiecki, a ja rosyjski, byliśmy lingwistycznie przygotowani. W trakcie gry Aleksiej Michajliczenko, Ukrainiec wtedy w radzieckich barwach, domagając się urojonego karnego bluznął do mnie po rusku „co ch..ju nie widziałeś?”. Normalnie to czerwona kartka bez dyskusji, ale to był mecz towarzyski, polityczny, cały świat oglądał, wielcy ludzie na trybunach. Postanowiłem rozegrać to inaczej. Wezwałem delikwenta do siebie i cicho zapytałem „kto ch..j, ty czy ja?”. Odparł, że oczywiście to on, puszczając do mnie oko i od tamtej pory kolegujemy się. Sztuczna inteligencja w takiej sytuacji automatycznie wysłałaby zawodnika pod prysznic.
Polacy w teqballu odnoszą spore sukcesy. Fot. PressFocus
W każdym narodzie są ludzie dobrzy i źli, mądrzy i głupi, szczerzy i przebiegli. Ani Polacy nie są pawiem narodów, ani Mongołowie ciemną masą, Francuzi zbiorem intelektualistów, Anglicy geniuszami biznesu. Klasyk - o ile pamiętam Mark Twain lub Bernard Shaw - skonstatował dawno temu, że Mostem Londyńskim codziennie przechodzą tysiące ludzi, ale niestety połowa z nich to idioci. Nieżyjący senator Stanisław Kogut, założyciel i dobrodziej pierwszoligowego wtedy klubu - Kolejarza Stróże - zdenerwowany nazwał sędziego meczu Mongołem. Sprawę nagłośniły media, wszak Kogut był znanym i porywczym politykiem. Po pewnym czasie do PZPN wpłynął protest z ambasady Mongolii w Polsce z zarzutem o obrażanie dzielnego azjatyckiego narodu. Koleguję się z wieloma Ukraińcami, wspólna organizacja EURO 2012 bardzo nasze nacje zbliżyła. Piłkarz Artem Putiwcew z Niecieczy i trener Witalij Kwarciany z Łucka (prowadził też KSZO Ostrowiec Świętokrzyski) to wspaniali ludzie z ogromną sympatią do Polaków. Jednak ambasador Wasyl Bodnar to polonofob, jego impertynenckie uwagi są nie do przyjęcia. To słabe, gdy komentatorem polskich mediów w Moskwie był rusofob, ambasadorami Izraela i Ukrainy nad Wisłą polonofobi, a przedstawicielem Episkopatu w radzie dialogu chrześcijańsko-żydowskiego antysemita. Ludzie przyzwoici, pozbawieni uprzedzeń zawsze osiągają w życiu więcej, także w sporcie.
Puchar Polski świeci pełnym blaskiem, duża w tym zasługa byłych i obecnych władz PZPN. Za mojego prezesowania finał lokalizowano gdzie popadnie, przy całym szacunku do wymienionych miejscowości: Zielona Góra, Kielce, Lublin, Piotrków Trybunalski, Opole, Olsztyn, Wronki, Płock, Grodzisk Wielkopolski, Lubin, Bełchatów, Bydgoszcz. Nawet w Warszawie grano na stadionie Polonii, do dziś bardzo rachitycznym. Gdybym mógł cofnąć czas, to przed nastaniem ery nowoczesnych stadionów w Polsce każdy finał PP organizowałbym na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Dziś areną jest Stadion Narodowy imienia Kazimierza Górskiego, a tegoroczny finał zapowiada się pasjonująco, także pod względem kibicowskim. Od tygodni grzecznie odmawiam przyjaciołom i krewnym królika, biletów brak. Przypomina mi się rozmowa z bardzo znanym aktorem proszącym mnie o bilety na EURO 2012. „Mogę nawet zapłacić” - dodawał. To NAWET było jednym z najzabawniejszych sformułowań, wypowiedział je facet zarabiający krocie. Ale podobno nie ma darmowych obiadów. Nawet rodzinnych, bo po deserze pojawia się prośba o zaopiekowanie się wnukami, pożyczenie auta lub podżyrowanie kredytu. Za darmo grają już tylko oldboje, zrzucając się przy tym na wspólne pomeczowe piwo.