Sport

Nie będzie siódmego awansu

Anglicy mawiają, że w Manchesterze są dwie dobre drużyny - Manchester City i rezerwy Manchesteru City. Dostosowując je do polskich realiów, można stwierdzić, że w Łodzi też są dwa dobre zespoły - Widzew i.. rezerwy ŁKS.

Kibice ŁKS-u muszą uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na lepsze czasy. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

ŁKS ŁÓDŹ

Z prawdopodobieństwem graniczącym ze 100-procentową pewnością można już dzisiaj stwierdzić, że siódmego w historii powrotu pierwszej drużyny ŁKS-u do ekstraklasy w tym sezonie nie będzie. 14 punktów straty do ostatniego miejsca barażowego na 6 kolejek przed końcem to dystans nie do odrobienia. Choć ŁKS jest… wicemistrzem Polski pod względem liczby powrotów do ekstraklasy (1953, 1971, 2006, 2011, 2019, 2023), to prowadzącej w tej klasyfikacji Cracovii (7 razy) nie dorówna. Liderem tabeli wszech czasów 2. poziomu rozgrywek (2. liga, a teraz 1.), jest Arka Gdynia, której długo nikt nie dogoni, bo znajdujące się za nią Lechia Gdańsk, GKS Katowice i Piast Gliwice grają przecież w ekstraklasie, a Zawisza Bydgoszcz jest dopiero w 3. lidze i musi się zebrać w sobie sportowo oraz organizacyjnie, by znów pomyśleć o skoku na wyższy szczebel.

Tymczasem rezerwy ŁKS-u pokonały 2:0 w Wielki Czwartek wicelidera 2. ligi - Polonię Bytom. Goście nie mieli wiele do powiedzenia w meczu z łódzką młodzieżą, dowodzoną ze środka obrony przez 30-letniego Maksymiliana Rozwandowicza, w poprzednim sezonie piłkarza Zagłębia Sosnowiec, choć z ŁKS-em związanego od 8 lat. Piłkarzem meczu (piękny gol i wywalczenie rzutu karnego) był 19-letnni Kacper Terlecki, na którego w Łodzi bardzo liczą. Wysoka (10.) lokata rezerw ŁKS-u w ligowej hierarchii to nie tylko efekt rozwiniętego szkolenia w klubie, bo większość zespołu to wychowankowie, ale i dobrze rozwiniętego skautingu, a szansa na grę w 2. lidze jest kusząca dla wielu młodych zawodników z innych klubów. I tak wspomniany Terlecki przyszedł zimą do ŁKS-u z Zagłębia Lubin, również w Zagłębiu trenował 20-letni Oliwier Sławiński, 18-letni Aleksander Iwańczyk jest wychowankiem Legii, Jędrzej Zając „wyłowiony” został z Raduni Stężyca, a Krzysztof Fałowski, kapitan reprezentacji Polski do lat 18, był do niedawna zawodnikiem rezerw Śląska Wrocław. Wszyscy wymienieni są teraz w pierwszoligowej kadrze i mają za sobą debiut w pierwszym zespole ŁKS. Aleksander Iwańczyk strzelił nawet gola Legii jeszcze w ekstraklasie w poprzednim sezonie, ale w czwartek miał pecha, bo zszedł z boiska z poważnie wyglądającą kontuzją kolana i w świąteczny poniedziałek przeciwko Tychom nie zagra, choć ostatnio pojawiał się nawet w wyjściowym składzie; to jemu trener łódzkich rezerw Konrad Gerega zadedykował zwycięstwo z Polonią, wyrażając nadzieję, że to niegroźny uraz.

Nieoczekiwanie pewnym punktem obrony stał się Krzysztof Fałowski, który zadebiutował dwa tygodnie temu w meczu z Pogonią w Siedlcach w dniu swoich 18. urodzin i strzelił gola dającego remis. W przegranych potem spotkaniach z Niecieczą i Wisłą Płock akurat do niego nie można było mieć większych zastrzeżeń i okazać się może, że trener Ariel Galeano rozpoczął właśnie jego poważną karierę. Jej obraz zamazuje jednak ogólny widok drużyny, która w ostatnich czterech meczach zdobyła zaledwie punkt.

W poniedziałkowym meczu ŁKS sobie już nic nie może pomóc, a wygrywając może zaszkodzić Tychom, gdzie tli się jeszcze nadzieja na baraż. Warto zauważyć, że sąsiadem ŁKS-u w tabeli jest Ruch Chorzów, z którym dwa lata temu awansował do ekstraklasy, a rok później razem spadł. Zbliżający się (10 maja) mecz tych „starych firm” na Stadionie Śląskim mógł być szlagierem, ale będzie miał tylko sentymentalne znaczenie, bo obie nie mają już o co w tym sezonie grać.

Wojciech Filipiak