Niczym Tiger Woods
Kolumbijczyk Nico Echavarria zwyciężył w Zozo Championship. Wygrana na polu znajdującym się nieopodal stolicy Japonii wystrzeliła go z odmętów rankingu światowego niemal do pierwszej setki.
Grając ostatniego dnia w finałowej grupie, dzielnie odpierał ataki giganta golfa, Justina Thomasa i wciąż polującego na pierwsze trofeum PGA TOUR Maxa Greysermana. Było to jego drugie zwycięstwo w lidze, jednak tym razem ranga turnieju była nieporównywalna do tego pierwszego.
Odpierając ataki rywali
W niedzielę trochę pomogli mu grający razem z nim główni rywale. Thomas toczył nierówną walkę z putterem. Na pierwszych sześciu greenach trafił trzy drapieżne birdie, a potem zapanował arktyczny chłód. Grając znakomicie na kolejnych dołkach, zanotował frustrujące 11 parów z rzędu. Piłka mijała dołek o milimetry i nie chciała do niego wpaść. Wreszcie udało się to na… ostatnim greenie. JT trafił wyczekiwane birdie, kończąc z wynikiem -19. Greyserman również z -19 rozpoczynał ostatni dołek. Od razu wpadł w kłopoty, posyłając piłkę mocno na prawo, skąd nie miał szansy na atakowanie greenu. Też miał swój putt na birdie. Piłka z prawie ośmiu metrów musnęła jednak krawędź dołka i teraz wszystko zależało już tylko od Kolumbijczyka. Ten bez cienia wahania posłał piłkę z niecałego metra do dołka, zdobywając cenne trofeum.
– Było bardzo blisko przez cały dzień. Thomas i Greyserman rozpoczęli bojowo, a ostatnie 13 czy 10 dołków było bardzo wyrównane – powiedział urodzony w Medellin 30-latek. – Maks był świetny. Justin grał niesamowicie, wykonał wiele dobrych puttów, które nie dotarły do celu. Finisz birdie-par-birdie i zabranie tego trofeum do domu jest czymś wyjątkowym. To moje drugie zwycięstwo PGA TOUR, a niewiele osób wygrywa tutaj dwa razy. Chcę po prostu cieszyć się tą chwilą tak bardzo, jak tylko potrafię i przygotowywać na kolejną – podkreślał Echavarria, którego brat Andres również profesjonalnie zajmuje się golfem.
Greyserman był drugi już po raz trzeci w pięciu ostatnich startach! Tym razem – w przeciwieństwie do sierpniowego Wyndham Championship, gdzie miał cztery strzały przewagi na pięć dołków przed końcem, ale ostatecznie przegrał dwoma – walczył do samego końca. – To nie było tak, jak w Wyndham, gdzie roztrwoniłem prowadzenie. Teraz przez cały czas czułem się dobrze – powiedział. – Nie do końca wykonałem zadanie, kiedy tego potrzebowałem. Nico wkroczył i oddał świetny drugi strzał na osiemnastce. Zasłużył na wygraną – przyznał Amerykanin.
Thomas zanotował najlepszy występ w niezbyt udanym sezonie. Dwukrotny zwycięzca wielkoszlemowy po raz kolejny udowodnił, jak fantastycznie potrafi grać w Azji. Do swoich dwóch triumfów w turniejach CIMB Classic w Malezji (2015 i 2016) oraz dwóch w The CJ Cup w Korei (2017 i 2019) teraz dodał drugie miejsce w Japonii.
Wygrana z zaskoczenia
W tym roku Kolumbijczyk niczym wielkim się nie wyróżniał. Do tej pory w tym sezonie nie błyszczał, będąc tylko dwukrotnie w najlepszej dziesiątce klasyfikacji. Najpierw wraz z Greysermanem był czwarty w kwietniowym Zurich Classic of New Orleans, który został rozegrany na polu w amerykańskiej Luizjanie, a teraz wygrał na Dalekim Wschodzie! W swoich czterech startach przed Japonią trzy razy nie przeszedł cuta. Aż tu nagle zwyciężył z rekordowym wynikiem! Jego rezultat był lepszy o jedno uderzenie od tego, z jakim w inauguracyjnej edycji Zozo Championship w Narashino Country Club triumfował Tiger Woods, zdobywając w 2019 roku swój 82. tytuł na PGA Tour. – To niesamowite zwyciężyć w turnieju, który wygrał Tiger – powiedział Echavarria. – To moje drugie zwycięstwo, więc potrzebuję jeszcze 80 kolejnych, aby go dogonić. Jestem na dobrej drodze, żeby tego dokonać – uśmiechał się Kolumbijczyk.
Pierwszym zwycięstwem PGA TOUR absolwenta University of Arkansas, gdzie studiował w latach 2013-2017, żeby zaraz potem przejść na zawodowstwo i odnosić sukcesy w rodzinnej Ameryce Południowej, był ubiegłoroczny Puerto Rico Open. Był to turniej alternatywny dla rozgrywanego w tym samym czasie Arnold Palmer Invitational. Jak w każdym tego typu wydarzeniu pula nagród oraz zdobycz punktowa były znacznie mniejsze od tych w turnieju głównym. Jednak 684 tysiące dolarów i 300 punktów w rankingi FedEx Cup zmieniło życie debiutanta. Tam też grał niesamowicie, z wynikiem -21 wyrównując rekord turnieju, pokonując dwoma uderzeniami Amerykanina Akshaya Bhatię. Wtedy również nie należał do faworytów. – Jestem teraz zadowolony z życia – powiedział w Portoryko. – Po nieprzejściu czterech cutów z rzędu i przejściu tylko dwóch, po prostu wątpisz w siebie. Jestem bardzo wdzięczny, że cały czas naciskałem i się udało.
W Japonii podkreślał, jak ważne było to pierwsze trofeum, które zdobył na wyspie leżącej na Morzu Karaibskim. – Nie sądzę, że wygrałbym w tym tygodniu, gdyby nie zwycięstwo w Portoryko. Wykorzystałem tam wiele momentów w ostatniej rundzie. W tym tygodniu często korzystałem z tamtych doświadczeń, aby zachować cierpliwość i spokój – podkreślał Kolumbijczyk. – To bardzo wymagające pole. Jest wiele trudnych dołków i udało mi się to wykorzystać na swoją korzyść. Zrobiłem to i pokonałem dwóch niesamowitych graczy – zaznaczył.
Z widokiem na Pacyfik
Dzięki wygranej w Zozo Championship otrzymał czek na 1,530 mln dolarów, 500 punktów rankingowych i wywalczył bilet na swoją pierwszą w życiu podróż na Masters. Echavarria będzie tam reprezentował Kolumbię, tak jak to miało miejsce w Paryżu na igrzyskach olimpijskich, gdzie zajął 35. miejsce. Jego grę w domu w Medellin śledzili przyklejeni do ekranu telewizora rodzice. – Nie spali całą noc, oglądając golfa. Cieszę się, że tak było. Jednocześnie mam także nadzieję, że swoją grą wynagrodziłem im te niedogodności – powiedział z uśmiechem Echavarria. – Jestem bardzo szczęśliwy i wzruszony, że mogę z nimi porozmawiać, ponieważ moi rodzice są powodem, dla którego uprawiam ten piękny sport.
PGA Tour ma w tym tygodniu wolne. Rywalizacja powróci w najbliższy czwartek podczas World Wide Technology Championship, rozgrywanym na meksykańskim polu El Cardonal at Diamante, z którego widać Ocean Spokojny. Rok temu wygrywał tam Bur z Republiki Południowej Afryki, Erik van Rooyen.
Kasia Nieciak