Nauka na błędach
KOMENTARZ „SPORTU" - Kacper Janoszka
W Rybniku doskonale wiedzą, czym jest sinusoida emocjonalna. Po tym, jak zespół wylądował w play-downie, wygrał pierwszy mecz u siebie z Falubazem Zielona Góra 46:44. Wówczas mało kto przypuszczał, że drużyna utrzyma małą przewagę w rewanżu na wyjeździe. Dla wszystkich było jasne, że ekipa Piotra Żyty będzie musiała walczyć o utrzymanie do ostatniej chwili. Tak zresztą też się stało, bo w Zielonej Górze ROW przegrał 32:58. Mecz w Rybniku z Falubazem był jednak pokazem tego, że losy ROW-u jeszcze nie są przesądzone. Domowa wygrana z zielonogórzanami dawała nadzieję, że górnośląska ekipa w najważniejszym starciu przeciwko Stali Gorzów, które determinuje to, czy drużyna spadnie od razu, czy jeszcze powalczy w barażu, będzie w stanie sprawić niespodziankę i wygrać przy Gliwickiej większą różnicą punktów. W Rybniku odżyły nadzieje na utrzymanie, ale szybko zniknęły, gdy w piątek rozpoczęła się rywalizacja z gorzowianami.
ROW przegrał u siebie 39:51 i przed rewanżem ma tylko matematyczne szanse na utrzymanie. Musiałby się wydarzyć cud, żeby podopieczni trenera Żyty odwrócili losy rywalizacji na wyjeździe. Na naprawę błędów jest już za późno. Co z tego, że wyniki Gleba Czugunowa (10+1) i Rohana Tungate’a (12+2) wyglądają nieźle, skoro Stal w swoich szeregach miała większą liczbę zawodników, którzy wyjechali ze stadionu z pokaźną sumą punktów. Bezproblemowo na torze radzili sobie Andrzej Lebiediew, Martin Vaculik i Anders Thomsen. Do tego mnóstwo „oczek” do dorobku zespołu dodał junior Oskar Paluch. Stal oczywiście skorzystała na tym, że mogła dokonać zastępstwa zawodnika za Oskara Fajfera, ale ostatecznie nie ma to żadnego znaczenia. Najważniejszy jest wynik, który sprawia, że ROW jest o krok od spadku z ekstraligi, drugiego w ciągu pięciu lat.
5 września, w dniu meczu ze Stalą, szwedzki portal speedwayfans.se opublikował kilka zdań komentarza Chrisa Holdera na temat sytuacji w Rybniku. Australijczyk w tym sezonie wziął udział w 11 spotkaniach. Bywał zastępowany przez Gleba Czugunowa. – To był kiepski sezon. Sposób, w jaki Rybnik zbudował drużynę, wymagał wielu treningów i walki o miejsce w składzie. Nie ma w ogóle zespołowego ducha i każdy jeździ dla siebie. Kiedy podpisywałem umowę, zapytałem o plotki na temat tego, że będziemy mieli dodatkowego żużlowca. Powiedzieli mi, że tak nie będzie, że będzie nas siedmiu. Kłamali – stwierdził indywidualny mistrz świata z 2012 roku. Podobne zdanie na początku sezonu publicznie wypowiedział Maksym Drabik, który krytykował politykę klubu, podkreślając, że przy rywalizacji o skład traci jakość drużyny. Może to i prawda, ale to nie jest jedyny powód tego, że ROW jest blisko spadku.
Rybniczanom zabrakło silnego zawodnika w roli U-24. Kacper Pludra kompletnie się nie sprawdził. Przez większość sezonu radził sobie fatalnie, a jego średnia biegowa 1,021 mówi wiele o jego dyspozycji. Miewał przebłyski pod koniec fazy zasadniczej ekstraligi, ale jego występ w miniony piątek był odpowiednim podsumowaniem tego, jak prezentował się na torze przez cały rok – zdobył... punkt po dwóch biegach, a następnie trener Żyto stosował za niego rezerwę taktyczną. Ponadto od lat nierozwiązany jest problem z juniorami w Rybniku. Gdy w 2019 roku ROW awansował do ekstraligi, wiek młodzieżowca ukończył Robert Chmiel, który na drugim poziomie rozgrywkowym punktował na wysokim poziomie. Od tego momentu ROW nie potrafi znaleźć odpowiedniego juniora, który gwarantowałby przyzwoitą liczbę punktów. Przez moment, w 2021 roku, nieźle radził sobie Mateusz Tudzież, ale po pierwsze – obudził się późno, bo na ostatni sezon wieku juniora, a po drugie – zakończył karierę wraz z końcem sezonu 2024. Różnica na torze, jaką potrafią zrobić młodzieżowcy, szczególnie uwidoczniła się w rywalizacji z gorzowianami. Rybniccy juniorzy dowieźli do mety tylko punkt, gdy gorzowscy 11 pkt z trzema bonusami.
Powtarza się więc historia sprzed pięciu lat, gdy Rybnik od razu po awansie spadł z elity. Scenariusz jest niemal identyczny. Skład zespołu został zbudowany w momencie, gdy inne kluby już dawno były dogadane z najlepszymi zawodnikami. Z klubem pożegnał się Brady Kurtz, który był jednym z głównych bohaterów awansu w poprzednim sezonie. Z uwagi na hermetyczność żużlowego środowiska, rybniczanie musieli zatrudnić tych zawodników, których już nikt nie chciał. Z tego samego powodu na rynku pozostało mało zawodników na pozycję U-24. Co więcej, juniorów w żużlu jest tak mało, że jeśli już znajdzie się jeden bardzo szybki, kluby nie mają zamiaru się go pozbywać. ROW nie wychował przez ostatnie lata żadnego żużlowca U-21, który mógłby godnie rywalizować na poziomie ekstraligi. Wypożyczył z Unii Leszno Maksyma Borowiaka, ale ten na początku sezonu wcale nie spisywał się znacząco lepiej od Kacpra Tkocza i Pawła Trześniewskiego.
Jedyną receptą na bardzo trudny pierwszy sezon po awansie jest… przedwczesne przewidzenie awansu. Gdyby ROW Rybnik w przyszłym sezonie (zakładając, że spadnie po dwumeczu ze Stalą) chciał znów znaleźć się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, z góry musi założyć, że ten cel uda mu się osiągnąć. Wówczas będzie mógł dogadywać się z zawodnikami już w trakcie rozgrywek, żeby dołączyli do drużyny w ekstralidze. Może uda się zakontraktować nieco silniejszych seniorów, którzy byliby w stanie przykryć wady juniorów. Ludzie uczą się na błędach, więc władze ROW-u po tym sezonie z pewnością będą mądrzejsze o kolejne doświadczenie.
Rybniczanie powoli mogą żegnać się z ekstraligą. Fot. Sebastian Sienkiewicz / PressFocus
