Najlepsze okno wystawowe
Z DRUGIEJ STRONY - Bogdan Nather
Finisz podopiecznych trenera Adriana Siemieńca niemal od razu skojarzył mi się z koniem wyścigowym, który rozkręca się w miarę połykania kolejnych metrów. A wiadomo, że koń wyścigowy, który biega tylko o sekundę szybciej niż inny rumak, jest wart miliony dolarów więcej. I tak właśnie zachowali się piłkarze „Dumy Podlasia” – byli gotowi dać z siebie ten dodatkowy wysiłek, który odróżnia zwycięzcę od zdobywcy drugiego miejsca. Jak mawiał genialny menedżer Liverpoolu w latach 60., Bill Shankly: „Jeśli jesteś pierwszy – jesteś pierwszy. Jeśli jesteś drugi – jesteś niczym”. To jedna z kultowych maksym Szkota.
Inna z jego mądrości – cytuję je dla młodego pokolenia kibiców, bo wątpię, by kiedykolwiek mieli okazję się z nimi zapoznać – brzmiała: „Drużyna piłkarska jest jak fortepian. Potrzebujesz ośmiu, żeby go nieśli i trzech, którzy umieją na tym cholerstwie grać”. Wczoraj tymi „pianistami” w zwycięskim zespole byli Jesus Imaz, Afimico Pululu i Mateusz Skrzypczak, ale nie mam nic przeciwko temu, by w rewanżowej potyczce w Białymstoku tych wirtuozów było więcej i niekoniecznie muszą to być ci sami. Tym razem nie będę zakładał się, że Jagiellonia bez żadnych problemów awansuje do 1/8 finału Ligi Konferencji Europy, bo w piłce nożnej nie takie widziałem cuda na kiju. Mam jednak nadzieję, że nie roztrwonią dwubramkowej zaliczki i będziemy mogli nadal pasjonować się występami „Żubrów” z Białegostoku w europejskich pucharach. Jeżeli jednak uda im się spaprać tę robotę, to już dzisiaj solennie obiecuję, że potraktuję ich komentarzem słodkim jak cyjanek.
Taki awans byłby bez dwóch zdań największym sukcesem w 93-letniej historii Jagiellonii. Poza tym to najlepsze okno wystawowe dla młodych i ambitnych piłkarzy, którym marzą się występy w renomowanych ligach europejskich. Niewykonalne? Absolutnie nie! Nawet jeżeli nigdy wcześniej nie zasmakowali tego luksusu, to warto spróbować. Nie powinni przejmować się porażkami, lecz szansami, które stracili lub mogą stracić, jeżeli nie spróbują. Kiedy w przeszłości zdarzały mi się momenty zniechęcenia i byłem autentycznie zdołowany, mój nieżyjący już tata zwykł mawiać: „Jak się nie ma, co się lubi, to się zasuwa, żeby to mieć”. Wtedy nie do końca zgadzałem się z jego teorią, teraz wiem, że miał rację, bo doświadczyłem tego na własnej skórze. To dzięki „szantażowi” ojca na zakończenie nauki w ósmej klasie szkoły podstawowej dostałem jako nagrodę kolarzówkę „Rekord 10” w kolorze żółty metalik. Wtedy w Polsce samochody z lakierem „metalik” można było policzyć na palcach dwóch rąk...