Na WIśle popłyną pod prąd?
GKS Katowice w tym sezonie jeszcze nie zapunktował w roli gościa.
Mateusz Kowalczyk (z lewej) w tym sezonie nie opuścił ani jednego meczu GieKSy. Fot. Gleb Soboliev/PressFocus
GKS KATOWICE
Dwukrotnie w tym sezonie GKS Katowice zwyciężając w ekstraklasie u siebie, dwukrotnie demonstrując ciekawy, ofensywny futbol, strzelając sporo goli. Pierwszy mecz wygrał 16 sierpnia z Arką. Spotkanie zakończyło się wynikiem 4:1, a GieKSa dostała dodatkowej siły po tym, jak Edu Espiau w 42 minucie zdobył bramkę na 2:1. Po zmianie stron ruszyła do ataku i zamknęła rywalizację. Druga wygrana miała miejsce dwa tygodnie później, gdy przy Nowej Bukowej został pokonany Radomiak. Rezultat 3:2 doskonale oddaje, jak wyglądał mecz. Raz wygrywali przyjezdni, raz gospodarze, w pewnym momencie był remis, a w końcu katowiczanie zadali ostateczny cios. Takie spotkania kibice śledzą ze szczególnym zainteresowaniem, na murawie cały czas coś się dzieje i tylko czeka się na kolejne gole. Problem GKS-u leży w tym, że nie zawsze takie mecze kończą się dobrym dla niego wynikiem.
Przełamanie z gradem goli
W końcu niemal w każdym spotkaniu w tym sezonie podopieczni Rafała Góraka grali dobrze, potrafili przetransportować piłkę w pole karne, ale w wielu przypadkach brakowało im człowieka, który trafiłby do siatki. Tak było w m.in. w piątkowym starciu z Cracovią, w którym GieKSa przegrała 0:3, a była przy piłce przez 58 procent meczu. Po takim spotkaniu górnośląska ekipa potrzebowała przełamania, a jej fani we wtorek znów zobaczyli grad goli, ale w meczu Pucharu Polski. GKS wygrał po dogrywce 4:2 z Wisłą Płock, a hat trick ustrzelił Bartosz Nowak.
Ból po laniu Pasami
Czego więc brakowało w meczu z Cracovią, a co zadziałało w starciu z Nafciarzami? – Z Cracovią przez pierwsze 30 minut zabrakło nam bramki po wielu akcjach, a potem podłamała nas strata gola przy pierwszej sytuacji rywala – tłumaczył Mateusz Kowalczyk, środkowy pomocnik GieKSy. – Klęska z Pasami nas bolała, bo graliśmy dobrze. Po ostatnich porażkach powiedzieliśmy sobie w szatni, że w Pucharze Polski – tak jak w lidze – dajemy z siebie 100 procent, chcemy normalnie rywalizować w tych zmaganiach. – dodał.
Obustronne zmęczenie
Czy właśnie takiego meczu, jak z płocczanami, GKS potrzebował? Czy teraz nadejdzie przełamanie? Już kilka tygodni temu kibice mogli odnieść wrażenie, że po szalonym spotkaniu z Radomiakiem drużyna Rafała Góraka będzie tylko piąć się w górę, że odblokowała się w ataku i będzie wygrywać hurtowo. A jednak przegrała dwa kolejne mecze, nie trafiając do siatki ani razu. Czy teraz pucharowe zwycięstwo rozpocznie passę kolejnych triumfów? Czy dziś, w drugim meczu z Wisłą Płock, katowiczanie wygrają? – Cieszy nas to, że już w piątek mamy kolejny mecz z Wisłą, bo rywal... będzie tak samo zmęczony, jak my – podkreślił Kowalczyk. – Będą to jednak dwa różne mecze. Na pewno będzie trudniej, już tylko biorąc pod uwagę to, że gramy na wyjeździe, a nie przed własną publicznością – stwierdził 21-latek.
Na wyjazdach biorą baty
Aspekt miejsca, w którym będzie odbywał się mecz będzie miał spore znaczenie. Płocczanie do tej pory przegrali tylko raz w meczu domowym, tydzień temu ulegając Jagiellonii 0:1. Pozostałe cztery spotkania wygrali. Dzięki temu zespół Mariusza Misiury jest najskuteczniejszy w całej lidze u siebie. Poza tym GKS słabo radzi sobie na wyjazdach; w tym sezonie jeszcze nie odniósł ani jednego zwycięstwa w roli gościa. Co więcej, nie zdobył nawet punktu. Najwyższa pora, by w Płocku na Wiśle popłynąć pod prąd powyższym trendom...
Kacper Janoszka
