Na psikusy rywalek jesteśmy gotowe!
Rozmowa z Nicolą Brzęczek, zawodniczką GKS-u Katowice
Nicola Brzęczek i jej katowickie koleżanki po raz drugi pukają do bram Europy. Fot. Sebastian Sienkiewicz/PressFocus
LIGA MISTRZYŃ
Ile razy miała pani okazję wysłuchać hymnu Ligi Mistrzów na żywo?
- Szczerze? Na żywo – ani razu.
Wujek Kuba (Błaszczykowski) nigdy na taki mecz nie zaprosił?!
- Zapraszał wielokrotnie. Ale jakoś nigdy się nie udało dojechać, niestety.
Czyli musi pani na „ten pierwszy raz” sama sobie zapracować, w GieKSie... To realne?
- Z natury jestem optymistką, więc mam nadzieję, że bardzo realne. Mamy bardzo dobry plan na mecz czwartkowy, choć wiemy, jaką drużyną jest Twente.
A jaką jest?
- Świetną. Doświadczoną – również w Lidze Mistrzów. Naszpikowaną dobrymi zawodniczkami, z bardzo wysoką jakością piłkarską. Błyskawicznie przechodzą z obrony do ataku. Każde takie wyjście jest trudne do zatrzymania, bo dynamika w tej grze jest wielka.
Czego się spodziewacie po rywalkach? Frontalnego ataku od pierwszej minuty?
- To my chcemy dyktować warunki. Wiem, że to brzmi bardzo optymistycznie, ale wierzę, że jesteśmy w stanie tak właśnie ten mecz poprowadzić.
Przed meczem Polaków w Rotterdamie tydzień temu, jeden z byłych reprezentantów powiedział na łamach „Sportu”: „Holendrów nie można się bać". Rozwińmy tę myśl: Holenderek też nie!
- No i nie będziemy się ich obawiać. Przystąpimy do meczu z nastawieniem, że gra równy z równym. Nie chcemy tego spotkania zagrać; chcemy je wygrać. Choć oczywiście mamy świadomość, że przeciwnik tej klasy spróbuje nam sprawić niejednego psikusa. Ale... jesteśmy na to przygotowane!
Przeszłyście pierwszą rundę kwalifikacji – turniej w Słowenii. Krótkie jego podsumowanie?
- Ważny to był etap. Już po pierwszym meczu, z rywalkami z Kazachstanu, miałyśmy pewność, że nasza praca idzie w dobrą stronę. To nam dodało dużo pewności i w drugim meczu, z gospodyniami.
Przy męskiej Lidze Mistrzów mnóstwo mówi się zawsze o pieniądzach. Więc i ja zapytam: nagrody za awans do fazy zasadniczej Ligi Mistrzyń już wynegocjowane z prezesem?
- Wszystko zostało uzgodnione w odpowiedni sposób jeszcze przed sezonem.
I nie będziecie stratne?
- Nie będziemy (śmiech). Ale tak naprawdę najważniejsza dla nas jest to, że my – a mamy bardzo młodą drużynę – zagramy przede wszystkim o nasze marzenia.
Czwartkowy mecz będzie waszą drugą oficjalną grą na Arenie Katowice. Są emocje?
- Oczywiście. Dla mnie tym większe, że wtedy – lecząc kontuzję kolana – przesiedziałam cały mecz na trybunach. Ale dzięki temu włączyłam się w bicie rekordu frekwencji na meczu kobiecej ekstraligi (śmiech). A mówiąc szczerze – bardzo zazdrościłam dziewczynom, że mogły uczestniczyć na murawie w takim widowisku.
Widzów przyszło wtedy około pięć tysięcy. Jest sporo do poprawy, bo trybuny pomieszczą trzy razy tyle!
- W Katowicach jest ogromny potencjał, jeśli chodzi o promocję piłki kobiecej. A nasze wyniki – te ligowe i te międzynarodowe - pokazują, że zaczyna się tu krystalizować mocna drużyna, również jeśli chodzi o Europę. Więc bardzo serdecznie zapraszam kibiców na czwartkowy mecz.
W ubiegłym sezonie wygrałyście 21 z 22 meczów ligowych. Ale obecny zaczęłyście od sensacyjnej porażki. Co się stało?
- Jesteśmy drużyną, która zawsze chce grać bezbłędnie. I w taki sposób chciałyśmy przystąpić do obecnych rozgrywek, bo jednak tamta porażka na niemal bezbłędnym sezonie małą ryskę pozostawiła. Ale... to jest piłka nożna; różne sytuacje na boisku się zdarzają. Oczywiście sportowa złość po porażce z Rekordem Bielsko-Biała była, ale... i tak – mam wrażenie – jesteśmy drużyną, która już ukształtowała w sobie gen zwycięzcy. Stawiamy więc sobie kolejne cele: pokazać, że polska piłka jest godna meczów międzynarodowych, w Lidze Mistrzyń. A w kraju... wciąż jeszcze nie mamy podwójnej korony. Jest więc co robić!
Zacząłem od pytań o wujka, więc zepnijmy klamrą naszą rozmowę. Za panią trudny czas rekonwalescencji. Wsparcie Kuby było w tym okresie ważne?
- Wie pan, to jest taka zaskakująca historia. Godzinę po tym, gdy na treningu doznałam kontuzji i już czułam – jeszcze przed badaniami – że po raz trzeci poszło mi więzadło w kolanie, nagle na telefonie zobaczyłam SMS od wujka. Chodziło o zupełnie inną sprawę, ale... jakby podskórnie wyczuł, że potrzebny mi ten kontakt. Od razu do niego zatelefonowałam: był pierwszą osobą, która dowiedziała się o moim urazie. To było zrządzenie losu, bo mnie w tamtym momencie te pierwsze słowa otuchy – właśnie od niego – były bardzo potrzebne i pomocne.
Rozmawiał Dariusz Leśnikowski
Nicola Brzęczek (ur. 11 maja 2002) – dwukrotna mistrzyni Polski (2023, 2025), zdobywczyni Pucharu Polski (2024) w barwach GKS-u Katowice; na co dzień gra z „obowiązkowym” numerem 16 na koszulce, na cześć swego wujka, Jakuba Błaszczykowskiego.
